niedziela, 17 lutego 2013

Epilog

12 listopada 2013 


Teraz stoję przed dębową trumną i jedynie zdjęcie uśmiechniętej, blondynki uświadamia mnie, że to nie sen, że naprawdę odeszłaś. Jestem tam, stoję i staram się nie płakać, ale nie mogę powstrzymać łez. Pamiętam pierwszy Twój gest skierowany w moją stronę, pierwszy pocałunek, pierwsze "kocham", pierwszy uśmiech, pierwszy foch, pierwsze zawstydzenie. Pamiętam jakby to było wczoraj. Pamiętam jak pierwszy raz Cię zobaczyłem na spalskim korytarzu nie mogłem uwierzyć, że tak cudowna i piękna osoba może nosić w sobie takie brzemię. Brzemię jakim była choroba.
Nie mogę uwierzyć, że Ciebie, że nas już nie ma. 
Tak bardzo uwielbiałem smak Twoich ust, tak bardzo kochałem gładzić najpierw Twoje długie, gęste włosy,a potem łysą główkę. A teraz zostałem sam.



15 grudnia 2013

I chociaż minął miesiąc wciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec, ale jak można pogodzić się ze śmiercią kogoś kto był dla Ciebie cały światem. Siedzę na naszym wspólnym łóżku i wciąż czuję Twój zapach, słyszę Twój śmiech. Znów do moich oczu napływają łzy, które w ostatnim miesiącu wydobywają się z nich godzinami. 
Przekręcam w dłoniach mały, srebrny pierścionek - ten, który tak bardzo Ci się podobał. Patrzę na niego i nadal nie mogę uwierzyć, że nie spocznie na Twoim palcu, że nie spełnię Twoich i moich marzeń o zaręczynach w górach. Pamiętam jak o tym rozmawialiśmy. Mówiłaś, że nie kręcą Cię "romantyczne" zaręczyny o wschodzie słońca, ale chciałabyś aby były one na łonie natury, w końcu tak uwielbiałaś spędzać czas na powietrzu. 



24 marzec 2014

Jak sobie daje radę ? Chyba jeszcze się z tym nie pogodziłem, jeżeli w ogóle kiedyś nadejdzie taki moment. Teraz jeśli jest gorzej pomagają mi przyjaciele i siatkówka, bo tylko ona mi już została. Siatkówka niby jest taka sama, bo co mogło się w niej zmienić, ale jednak jest coś innego. Brakuje w niej Ciebie. Brakuje Ciebie na meczach, za bandami reklamowymi, brakuje Ciebie na treningach. Jednym słowem brakuje Ciebie wszędzie..


19 sierpnia 2016 


Stoję na najwyższym stopniu podium ze złotym medalem olimpijskim na szyi, ale to dla świata siatkówki jest już normą, bo od 3 lat to Polacy zawsze zajmują to miejsce. Uśmiecham się, cieszę się, skaczę i piszczę, chociaż wewnątrz wciąż odczuwam smutek i cierpienie po stracie kogoś kto miał być na całe życie. 
Widzę za bandami reklamowymi uśmiechniętą, blondynkę z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. To Asia. Za rok planujemy ślub. Kocham ją, fakt bardzo ją kocham, ale nie jest to ta kobieta, która była dla mnie całym światem, która była moim największym skarbem. 
Kolejny medal tak jak wszystkie ostatnie z przeciągu 3 lat dedykuje Tobie, kobiecie która była najważniejsza w moim życiu. Była, jest i będzie zawsze.


17 sierpnia 2017   

- Ja Zbigniew biorę sobie Ciebie Joanno za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - wypowiadam te słowa patrząc na Asię, chociaż tak naprawdę mam przed sobą  moją kochaną i jedyną Agatę. 


9 października 2022 


- Agata, chodź już. 
- Idę tato. - obejmuję Asię, trzymam małą Agatkę za rękę i idę na Twój grób. Na grób, który odwiedzam co rok 9 października. Jak co rok spotykam tam Gosię, która jest już w 8 miesiącu ciąży z  trzecim dzieckiem, Arka, Michał, Dominika, Twoją i moją mamę, Twojego i mojego tatę, Twoich przyjaciół, Twojego brata, moją siostrę nawet Szymek jest, tak wyleczył się z nałogu no i oczywiście siatkarze. 
Jesteśmy tu co roku w tym samym składzie ja oczywiście jestem częściej, ale to szczegół. Agata to moja córeczka, kochana i jedyna. Nie mogła mieć inaczej na imię jak nie Agata po Tobie. 
Po osobie, która była kimś więcej niż całym światem. 



 --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Witam się z wami ostatni raz na tym blogu. 

Jest mi trochę smutno z tego powodu, ale przecież nic nie trwa wiecznie.
Nigdy nie sądziłam, że można zaprzyjaźnić się z osobami fikcyjnymi, ale widocznie jest to możliwe, bo ja w pewien sposób zaprzyjaźniłam się z Agatą, Zbyszkiem, Michałem, Gosią i wszystkimi bohaterami tego opowiadania, chyba dlatego, że każda z tych postaci miała w sobie jakąś cząstkę mnie. Od samego początku chciałam to skończyć właśnie tak, chociaż bywały takie momenty, że  wszystkie swoje postanowienia chciałam rzucić w cholerę i zakończyć to opowiadanie jakimś ślubem, ale jednak wyszło inaczej. Długo zastanawiałam się nad epilogiem i nie mogłam się na nic sensowego zdecydować, aż wreszcie na piątkowym treningu olśniło mnie. Jak zwykle pewnie nie zadowoliłam wszystkich, ale cóż taki jest ten świat.
Dziś żegnamy się z wszystkimi bohaterami "ostatniego marzenia".  Jest mi przykro z tego powodu, ale także jestem szczęśliwa, bo bywały takie momenty przez ostatnie 5 miesięcy, w których miałam po prostu wszystkiego dość. Dziękuje wam, że wytrzymywałyście ze mną moje kaprysy i mnie nie opuściłyście. Jestem wam wdzięczna. Przy okazji przepraszam, że czasem coś obiecywałam, a tego potem nie było, że często coś się nie zgadzało i że czasem wpisy nie były idealne. 

Od tego momentu będziecie mogły mnie spotkać tutaj . 
Prolog już jest, pierwszy rozdział myślę, że będzie jutro lub we wtorek, na pewno nie później.

A ja żegnam się z wami tutaj i przy okazji witam tam.. :) 
Jeśli, któraś z osobistych powodów nie będzie mnie tam odwiedzać to życzę jej wszystkiego co najlepsze i niech pamięta, że marzenia bez względu na wszystko i wszystkich spełniać należy, bo bez nich nasze życie nie miałoby najmniejszego sensu. 

Dziękuję i przepraszam
  Idalia Makowska. :) 

 P.S 

Jeśli staniesz do walki, możesz wygrać albo przegrać. Jeśli nie będziesz walczyć, przegrasz na pewno. 




sobota, 16 lutego 2013

31. Miłość nigdy nie jest prosta, ale ważne by się jej nie bać i spróbować dać szanse uczuciom. Zyskać można wiele, stracić jeszcze więcej gdy tej szansy zabraknie.


11 października 

Siedzę w rzeszowskim mieszkaniu, które dzielę z panem Bartmanem i oglądam wiadomości sportowe. Od prawie miesiąca siatkarski świat wywalony jest do góry nogami, ale mi osobiście podoba się ta wywrotka. Od 13 dni bohaterami narodowymi są siatkarze, od 312 godzin na pierwszych stronach wszystkich gazet i stron internetowych są siatkarze, od 18720 minut Polacy są narodem dumnym. Od 29 września zmieniło się wszystko. Wreszcie jest tak jak zawsze chciałam żeby było. 
SIATKÓWKA SPORTEM NARODOWYM ! 
Tak głosi każdy bilbord w kraju nad Wisłą. I chociaż przedostatniego dnia września świat Polaków na chwilę stanął w miejscu to teraz znów toczy się dalej, ale troszkę inaczej, bo przecież był i jest to najlepszy sezon Polskiej siatkówki. 
Zbyszek jak mówi ze względu na mnie został na kolejny sezon w Rzeszowie mimo kontraktów z całego świata, bo przecież najlepszego atakującego LŚ 2013 i MVP Mistrzostw Europy każdy zespół chciałby posiadać. Ja wróciłam na studia i pilnie się uczę, a Michał i Dominika jak się okazało spodziewają się dziecka, Gosia natomiast nadal jest w związku z Arkadiuszem. Za miesiąc planujemy ze Zbyszkiem wybrać się w góry. 



16 października 


- Zbyszek ? 
- Hym ? - uśmiecha się do mnie zawadiacko. 
- Już 10 musisz iść na trening, a ja na zajęcia. - mówię 
- Ahh.. a myślałem, że chcesz powtórkę. - odpowiada. 
- Powtórkę czego ? 
- Bzyku, bzyku kotku. 
- Idiota ! - drę się na niego, śmiejąc się i okładając go poduszką. - Zboczuch ! 
- Ale i tak mnie kochasz ? 
- Yhym. - mruczę i całuję go w usta.  
Chwilę później biorę prysznic i ubieram się. Po niecałych 20 minutach słyszę jak z łóżka ociężale zwleka się Bartman. Wchodzi do kuchni, w której jem śniadanie, ale ku mojemu zdziwieniu wchodzi do niej zupełnie nagi czym wywołuje u mnie śmiech, ale i zaskoczenie. 
- A ty co ? Ubrania Ci ukradziono czy jak ? 
- Nieee - mówi, po czym podnosi mnie i sadza na blacie, zaczynając całować moją szyję. 
- Zbysiu ! Ja mam zajęcia za 30 minuta. 
- Zdążysz. - mruczy mi do ucha przegryzając małżowinę. Po chwili zostaje w samej bieliźnie kiedy słyszę jak ktoś z hukiem otwiera drzwi i wpada do mieszkania. 
- Aguś ! - słyszę głos Gosi. - yyyy.. nic nie widzę, nic nie widzę. - mówi lekko speszona, śmiejąc się w naszą stronę. Łapie ścierkę zakrywając Zbyszka miejsce intymnie, a sama zaczynam się ubierać, czuję jak moje policzki płonę widzę to samo u Zibiego, który już po chwili wychodzi z kuchni. 
- Ooo kochana ! My tu wczoraj na tym blacie przygotowywałyśmy sałatkę, a wy się na nim pieprzycie? - mówi śmiejąc się. 
- Oj weź się zamknij i chodź na te zajęcia. - mówię i wychodzę wraz z nią z mieszkania. 
Cała drogę Gośka nawija mi o sexownym tyłeczku Zbyszka, za co dostaje parę razy kuksańca w brzuch. 

Równo o 15 wychodzę z uczelni i kieruje swoje kroki do supermarketu. Irytująca melodyjka płynąca z głośników w sklepie powoduje u mnie zawroty głowy. Nie przejmując się tym dalej robię zakupy, ale po chwili czuję jak coraz bardziej kręci mi się w głowie..

Z trudem otwieram oczy i widzę nad sobą twarz Zbyszka jak i mojej matki. 
- Co się stało ? - pytam drżącym głosem, rozglądając się wokół. Po chwili rozpoznaje przerażające białe ściany i orientuje się, że jestem w szpitalu. Znowu...
- Zemdlałaś w sklepie. - informuje mnie mama.
- Dzień dobry pani Agato. - mówi lekarz wchodzący do sali. 
- Dzień dobry. 
- Proszę, aby państwo wyszli chciałbym porozmawiać z pacjentką na osobności. - mówi i po chwili salę opuszcza mój tata, mama, Michał, Gosia i Zbyszek. 
- Słucham ? 
- Może mi pani powiedzieć kiedy była pani ostatnim razem na kontroli ? 
- Jakieś dwa miesiące temu - mówię. 
- Czemu tak dawno ? 
- Dlatego, że miesiąc temu nie mogłam pójść no i jakoś tak wyszło. 
- Mam dla pani złą wiadomość. 
- Tak ? - pytam chociaż czuję jak w oczach nagromadzają mi się łzy.
- Rak wrócił, są przeżuty. Przykro mi. - odpowiada ze smutkiem w oczach. 
- Jak duże są te przeżuty ? 
- Serce, płuca, miednica i powoli zajmuję się mózg. Przepraszam, że to mówię, ale została pani góra 2 miesiące. - mówi, po czym wybucham płaczem. Głupia ja, okropna ja dlaczego nie poszłam na te badania ? Lekarz wychodzi z sali, a ja zostaje sama. Sama z tym okropnym potworem, który zżera mnie od środka widzę przez szybę jak lekarz informuje moich najbliższych o tej okropnej wiadomości i oni po chwili także wybuchają płaczem. Nie mogę w to uwierzyć, przecież było dobrze, przecież wyzdrowiałam. 
Jeszcze chwilę siedzie sama ze swoimi myślami. W końcu do sali bez słowa wchodzi zapłakany Zbyszek obejmuje mnie i szepcze od ucha. 
- Kocham Cię. Słyszysz kocham Cię ! - pierwszy raz widzę go w takim stanie. Na co dzień wiecznie uśmiechnięty i rzadko okazujący swoje uczucia, tym razem jest inaczej. Tym razem kładzie swoją ciężką głowę na moim kruchym ramieniu i płacze, płacze tak bardzo jak jeszcze nigdy. Nawet nie wiem kiedy zasypiam, chyba jestem zbyt zmęczona całym dniem, wszystkimi wiadomościami tego dnia. Budzą mnie gorące jak na październik promienie wdzierające się do sali. Widzę obok mnie zapłakaną Gośkę. 
- Gdzie.. 
- Na treningu, mówił że przyjdzie koło 16. 
- Ok. - nie mówię już nic więcej, bo nie ma takich słów, które wyrażałyby tę chwilę. Chwilę, która prawdopodobnie jest tą ostatnią. 



1 listopada 

Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej. Od dwóch dni nie oddycham samodzielnie, ponieważ jest to za duży wysiłek dla całego organizmu. 
- Czego nie jesteś na treningu ? - wychrypuje. 
- Jesteś dla mnie ważniejsza niż treningi niż siatkówka niż wszystko. Chce spędzić z Tobą każdą chwilę. - mówi całując moją wychudzoną dłoń. Nie odpowiadam nic, po prostu wtulam się w jego ciepłe ciało. 

Kolejne dni są jak maraton. Biegnę, biegnę i choć wiem, że jestem coraz bliżej mety to wciąż jej nie widzę. Całe te dni spędzam z osobami, które są, były i zawsze będą najważniejszymi w moim życiu. 



5 listopada 

Leże na łóżku i słucham radia, w którym własnie transmitowany jest mecz Resovii słyszę jak Zbyszek zdobywa punkt z zagrywki i choć nie mam za wiele siły to jestem strasznie szczęśliwa. Chociaż chyba nie powinnam, bo właśnie umieram. Z emocji meczu wyrywa mnie ciche pukanie. 
- Proszę ! - mówię odciągając maskę z tlenem. 
- Cześć 
- Cześć Doma. Jak tam ? - pytam wymuszając uśmiech. 
- Dobrze 
- Dominika mam do Ciebie prośbę. 
- Słucham ? 
- Mogłabyś mi sprowadzić tatuażystę, nie pytaj o nic, po prostu mi go tu przyprowadź. 
- Dobra. - odpowiada i wychodzi z sali. Wraca dopiero po godzinie z mężczyzną średniego wzrostu. 
- Gdzie i jaki chciałaby pani tatuaż ? - pyta osobnik płci męskiej. 
- Na biodrze, datę. 
- Oczywiście. - mówi, po czym zabiera się do pracy. Po około 30 minutach na jednym biodrze widnieje data 12 czerwca 2004, a na drugim 17 września 2012. Uśmiecham się na ich widok, nawet nie zauważam kiedy do sali wchodzi Zibi ze statuetką MVP i patrzy na oba tatuaże. 
- Przecież obiecałam, że zrobię. - mówię uśmiechając się. 

Przez kolejne dni przez moją salę przechodzą tłumy. Wszyscy czują, że to pewnego rodzaju pożegnanie. Dlatego nie odstępują mnie na krok, cały czas jest ktoś obok mnie. 



9 listopada  

Leżymy wtuleni w siebie zapominając o reszcie świata. 
- Zbyszek ? - mówię ze łzami w oczach. 
- Tak ? 
- Co byś zrobił gdyby jutra miało nie być ? 
- Pocałowałbym Cię. - odparł z kapiącymi łzami na poduszkę. 
- Nachyl się proszę - jego głowa przybliża się do mojej i zanurzam się w jego malinowych ustach. I odchodzę.. Ostatni raz czuje smak, który zawsze przyprawiał mnie o ciarki, smak który pragnęłam czuć całe życie. I to właśnie on jest jednym z ostatnich uczuć jakie zaznałam. Ostatnim była miłość do Zbyszka, która mimo tego że odeszłam nie umarła. Można by rzec, że moje życie było nie udane. Przegrałam okropną walkę z rakiem, gdy już wszyscy myśleli że ją zwyciężyłam. 
Omija mnie wiele tak wspaniałych rzeczy, ale ktoś musi odejść, żeby ktoś inny mógł się urodzić. Fakt nie zaznam smaku małżeństwa, rodzicielstwa, kariery która mnie czekała po zakończeniu studiów. Nie dane będzie mi zobaczyć jak mężczyzna mojego życia zdobywa największe trofea, może nawet złoto olimpijskie, nie zobaczę jak będzie wyglądał Zbyszek za parę lat, kiedy będzie miał zmarszczki, nie poznam pierwszego chłopaka mojej córki, nie kupie synowi pierwszego samochodu, ale i tak żegnam się z tym światem szczęśliwa dzięki Zbyszkowi i dzięki osobom, które wspierały mnie całe życie. 
Chociaż miałam jedynie 22 lata, byłam młoda i miała całe życie przed sobą to spełniłam wszystkie swoje marzenia, pragnienia, potrzeby. 
Spełniłam największe marzenie dzięki chorobie. Poczułam smak miłości. 
Spełniłam swoje ostanie marzenie...



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Witajcie ! 

Epilog pojawi się jutro koło 10 rano od razu mówię, że będzie pisany z perspektywy Zbyszka.

Więc mi moi kochani powiedzcie jak wrażenia ? 

piątek, 15 lutego 2013

30. Największa jest miłość.


Pamiętasz jak czułaś się na komunii swojego brata ? Wyglądałaś pięknie, ale on jeszcze lepiej, gadałaś ze wszystkimi, ale to on był kimś kogo pożądał w rozmowie każdy przybyły. Cieszyłaś się, bo wszystko wychodziło idealnie, ale ważniejszą rzeczą było jego szczęście . To jego szczęście i radość sprawiały Ci przez cały dzień przyjemność. 
Tak samo czułam się ja 31 sierpnia. Tyle, że nie miałam tych paru lat tylko całe 22. Cieszyłam się, bo widziałam, że na twarzy Michała cały czas gości uśmiech. 

Stoję ławeczkę za państwem młodym, a obok mnie znajduje się niejaki Adam, który drużbą. Dominika w długiej białej sukni prezentuje się jak prawdziwa księżniczka, oczywiście jest coś starego, coś nowego, coś niebieskiego, coś pożyczonego, Michał natomiast w czarnym idealnie dopasowanym garniturze prezentuje się niczym książę z bajki. 
Słucham dokładnie co mówi ksiądz jednak nie mogę się za bardzo skupić przez to, że jeden z najważniejszych mężczyzn w moim życiu bierze ślub. Nagle słyszę znajomą mi melodię w czasie, której wstaje i podchodzę do mównicy. Przekręcam stronice księgi, aż w końcu z moich ust wydobywa się lekko drżący, ale miły dla ucha głos.   

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, 
a miłości bym nie miał, 
stałbym się jak miedź brzęcząca 
albo jak cymbał brzmiący. (...) 
Miłość cierpliwa jest, 
łaskawa jest. 
Miłość nie zazdrości, (...) 
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: 
z nich zaś największa jest miłość. 

Schodzę z podestu i kieruję się w stronę swojej ławeczki, widzę poruszenie zgromadzonych i łzy w oczach Michała. Łzy wzruszenia. 
Dalsza część mszy ucieka mi gdzieś, "przebudzam" się dopiero w czasie przysięgi. 
- Ja Michał biorę sobie Ciebie Dominiko za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
Ja Dominika biorę sobie Ciebie Michale za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
Chwilę później znów słyszę głos Michała. 
- Dominiko przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
- Michale przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
W pewien sposób spełniam swoje marzenia, chociaż to nie ja stoję na ślubnym kobiercu, to nie ja smakuje ust swojego "ideału", to nie ja jestem mężatką, ale czuje i przeżywa to ktoś kto jest dla mnie ważniejszy niż ja sama dla siebie - Michał. 
Następnie życzenia, które ciągnął się w nieskończoność, zbieranie groszaków, aby już po chwili stać pod salą weselną i wyczekiwać państwa młodych. Stoję w tulona w silne ramiona Zbyszka i marzę, chociaż chyba nie powinnam, bo to zbyt szybko, żeby kiedyś właśnie z nim znaleźć się na miejscu Domy i Michała. 
W końcu podjeżdża biała limuzyna, z której wysiadają państwo młodzi. Tradycyjne przywitanie chlebem, rozbicie kieliszków wódki, przeniesienie Domy przez próg sali aż w końcu pierwszy taniec. 
Wszyscy przybyli otaczają młodą prę, biorąc się za ręce. W sali robi się ciemno drobne świeczki na parapetach i stolikach nadają atmosferę temu wydarzeniu, a z głośników płynie muzyka . 
Wszystko jakby było zaklęte, moc miłości tak bardzo bije od pary, że wszystkie problemy i cierpienia znikają. W sali czuć jedynie miłość, zgodę i pojednanie. 

Z godziny na godzinę weselę coraz bardziej się rozkręca. Orkiestra gra kawałki z ostatnich 20 lat, przy których tak świetnie bawią się wszyscy goście. Jest niesamowicie. Można poczuć się jak w wielkiej bańce miłości, ale o taką atmosferę zawsze chodziło Michałowi. Krótko przed 24 na salę wjeżdża duży truskawkowy tort. Wszyscy goście pochłaniają go w ekspresowym tempie. Następnie przychodzi jak dla mnie jeden z najlepszych momentów całego wesela - oczepiny. 

Szczęśliwą zdobywczynią welonu okazuje się siostrzenica Dominiki 11-letnia Kasia, a "przyszłym" panem młodym Zbyszek, co wywołuje u mnie niezły ubaw. Z głośników płynie spokojna, romantyczna piosenka, a po parkiecie wiruje prawie 2 metrowy facet z mierzącą metr pięćdziesiąt dziewczynką. Cała sala uśmiecha się rozbrajająco na ten widok, a ja widzę na twarzy Zbyszka ubaw, ale i w pewien sposób zażenowanie tą sytuacją, bo liczył że to ja złapię kawałek białego płótna. Natomiast Kasia jest widocznie wniebowzięta, jednak szybko można dostrzec skrępowanie i stres malujący się na jej młodej twarzyczce. 
Kolejna zabawa jest nie lada gratką dla pana młodego jak i panny młodej. Państwo młodzi muszą nawzajem ściągnąć z siebie welon i muszkę, w tym czasie goście liczą czas, a następnie tyle ile zajęło Michałowi zdjęcie welonu tyle razy musiał pocałować Dominikę w różne części ciała zaproponowane przez gości i w odwrotną stronę. Wyszło tak, że Michał musiał pocałować Dominikę 2 razy w stopę, ucho, nos, rękę, pierś, pachę i szyję, Doma miała natomiast trudniejsze zadanie ponieważ musiała pocałować pana młodego w te same miejsca plus w górną część uda. Co wywołało niemałe zamieszanie i rozbawienie u "publiczności". 
W kolejną zabawę ja sama zostałam wciągnięta, ale nie żałowałam, ponieważ wygrałam butelkę wódki. Spośród gości zostały wybrane 5 kobiet i 4 mężczyzn. Kiedy muzyka przestawała grać orkiestra wymagała aby każda z pań przyniosła konkretną rzecz i wskoczyła na biodra któremuś z wybranych panów, oczywiście jedna pani nie miała partnera więc odpadała zabierając ze sobą któregoś z mężczyzn. Pierwszą rzeczą był banan ze stołu, wtedy odpadał Alicja ( koleżanka Dominiki )  kolejną rzeczą były męskie spodnie i koszula , które miałyśmy założyć na siebie. Wtedy też pozbawiłam spodni i koszuli jednego z najlepszych Polskich siatkarzy czym wywołałam zachwyt pań, nawet mojej mamie się to bardzo spodobało. Kolejną rzeczą był biustonosz, ale nie swój. Tym razem moim łupem padła Dominika i jej stanik. 
Na samym końcu zostałam jedynie z Weroniką ( siostra Michała ). Musiałyśmy przynieść koło zapasowe z samochodu. Na szczęście miałam na sobie Zbyszkowe spodnie, w których znajdował się kluczyk do białego audi i czym prędzej pobiegałam do samochodu.
Wbiegłam z piskiem radości do sali czym wywołałam śmiech całej publiczności, rzuciłam koło pod nogi Michałowi i wskoczyłam mu na biodra, śmiejąc się przy tym triumfalnie. 
Takim sposobem pozbawiłam Zbyszka ubrań i koła to jego kochanego samochodu.
Wesele skończyło się po 8 z rana, a my ze Zbyszkiem wyszliśmy z niego jako ostatnia para. Nie miałam na nic siły więc tak jak stałam, czyli w pełnym makijażu i w sukience położyłam się spać. Następnego dnia, a raczej tego samego o 16 były poprawiny, na które niestety Zbyszek nie mógł zostać, ponieważ musiał jechać na zgrupowanie. Całą niedzielę spędziłam na sali wśród bawiących się gości. Krótko po 22 skończyły się poprawiny i młoda para udała się na tydzień poślubny na Dominikanę po wcześniejszym życzeniu gości owocnego sexu. 


Wrzesień upływa bardzo szybko. Cały miesiąc wyczekuje. Czekam na Mistrzostwa Europy, na Zbyszka, na Michała i Dominikę, na Goche, na wszystko. Co dzień wyczekuje nowej wiadomości z którejś strony. 



29 września 

Mecz przez wiele sympatyków siatkówki, ale i nie tylko został okrzyknięty "Wydarzeniem narodowym" albo jeszcze inaczej "3 wojną światową". Tak dokładnie, ponieważ to po drugiej stronie siatki stoją żelaźni Rosjanie. W Polsce mówią o tym meczu "Odpłata za Igrzyska", w Rosji natomiast "Powtórka z Igrzysk". 
Siedzie w Kopenhadzkiej hali wypełnionej po brzegi biało-czerwonymi barwami. W tym momencie nie jestem w stanie racjonalnie myśleć, ponieważ jest to tak ważne wydarzenie, ważna impreza. 
Hymny obu drużyn i już po chwili na boisko wbiegają pierwsze szóstki. Zbyś, mój kochany Zbyś w pierwszej szóstce występuje już regularnie. 
Heroiczna walka o Mistrzostwo Europy trwa aż 5 setów. 
Już po chwili piłka meczowa dla Polski szybuje pod duńskim sufitem hali. Idealne przyjęcie Igły, wystawa Łukasza i piękna, nie do zatrzymania przez nikogo przesunięta krótka Piotrka Nowakowskiego. Kibice szaleją, gracze cieszą się niczym dziecko, które właśnie dostało wymarzonego misia. 
Chociaż nie wiem jak to możliwe, ale radość i euforia jest jeszcze większa niż po zwyciężeniu LŚ. Nie przejmując się zakazem ochroniarzy wpadam na boisko i przytulam się do Zbyszka, gratulując mu.
Po niecałych 30 minutach Polska Reprezentacja stoi na najwyższym stopniu podium ze złotymi medalami na szyi. MVP turnieju został Zbyszek, mój kochany Zbyszek.  
Nawet nie zdążam zorientować się kiedy przyjeżdżamy do hotelu Imperial na poturniejową fetę. Po chwili siatkarze i ich najbliżsi w tym ja bawią się w restauracji hotelu śpiewając Polskie hity puszczane przez DJ Winiara. 
- Kocham Cię - mówi mi do ucha Zbyszek, kiedy tańczymy do jednej z wolnych piosenek.
- Ja Ciebie też. 
- Ten medal wygrałem dla Ciebie - mówi wyjmując go z kieszeni jeansowych spodni i zakładając go na moją szyję. 





------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Witam ! 
Niestety wifi chodziło mi tak wolno, że nie było szans niczego dodać. A ten wpis pisany na szybcika więc nie jest idealny. :P

Kochane ! Jak spędziłyście walentynki ? Ze znajomymi, same, z chłopakiem, a może tak jak ja z byłym chłopakiem ? xd 

Pozdrawiam. :) 


P.S 
Należy podziękować tej piosence , bo to ona zmotywowała mnie do napisania czegoś. :) 

Od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się kolejny wpis, ponieważ nie wiem czy będę miała jutro czas, a w niedziele play-offy ( na które się wybieram ), a w poniedziałek jadę na jeden dzień na narty. 
I od razu informuję przyszły rozdział będzie ostatnim przed epilogiem.. 

A tutaj jeśli ktoś jeszcze nie widział. : 

http://nuestro-amor-sera-siempre.blogspot.com/

poniedziałek, 11 lutego 2013

29. Narkoman zawsze pozostaje narkomanem.


Układam się na miękkim hotelowym łóżko i odpływam w krainę morfeusza.
 Mimo, że rzucam mojemu mózgowi sprzeciwy, mimo że wiercę się na łóżku sen ten tak bardzo nie chce odejść. Jestem w nim ja w zwiewnej niebieskiej sukience okalającej moje zgrabne ciało i ty w lekko rozpiętej czerwonej koszuli. Stoimy w tym miejscu, w którym pierwszy raz wypowiedziałeś te magiczne słowa "kocham Cię". Tam gdzie nic nie miało znaczenia. Na wieży Eiffla w mieście miłości. W mieście mody i miłości gdzie na jednym z mostów zaczepiona jest nasza kłódka. Nasza ? A może moja i Twoja tak, tak brzmi lepiej, bo przecież nie ma już nas jestem tylko ja i ty. No i ta blondynka o jakże pięknym imieniu Wiola. Swoimi ruchami owa Wiola przypomina kotkę, a ja kotów nie znoszę, bo koty mają pchły. Tak więc Wiola pchła.
 Koszmar, w którym moje wargi dotykają ust Zbyszka przerywa dzwoniący telefon. Kubiak nie znoszę Cię, bo jesteś po stronie Zbyszka, bo chcesz abym do niego wróciła, ale w tym momencie jesteś gwiazdką z nieba, budzącą mnie z tego przebrzydłego snu. 
- Halo ? - wrzeszczę do telefonu. 
- Agata przestań ! 
- O co Ci kurwa chodzi ? 
- Przy chłopakach możesz udawać, przy rodzicach i przy Zbyszku też,ale nie przy mnie. Przecież wiem, że taka nie jesteś. 
- Co ty możesz o mnie wiedzieć, panie wszechwiedzący ? - mówię już lekko podirytowana do białego samsunga. 
- Wystarczająco dużo, żeby zauważyć, że tak bardzo kochasz Zbyszka, że starasz się uciszyć to uczucie alkoholem i papierosami, a co najgorsze narkotykami. Wiesz co Ci powiem ? Jesteś idiotką nie dlatego, że posłuchałaś Pliny zamiast Zbyszka, ale dlatego że wdychasz to świństwo zamiast zacisnąć zęby, przełamać strach, dumę i się z nim pogodzić. 
- Po co ? 
- Po co ? Ahahahaha. Bo on Cię kocha ? 
- A Wiola ? 
- A weź ty z tą Wiolą. Całe media huczą, że są parą zamiast przejrzeć drzewo genologiczne Bartmanów i wyczytać, że owa Wiola jest kuzynką Zibiego. - mówi to już triumfalnym tonem czym wywołuje u mnie furię. 
- A weź ty spadaj z tym Bartmanem na drzewo ! - wrzeszczę do telefonu, po czym się rozłączam. Czuje jak po policzkach spływają mi łzy. Ze zdenerwowania ciskam telefonem w ścianę i mimo hotelowego zakazu zapalam papierosa. 
Czuje jak moje jeszcze niedawno chore płuca wypełnia dym nikotynowy. Siedzę na łóżku mimo, że moje serce i nogi pragnął udać się do autokaru, który w tym momencie zapewne wyjeżdża na kolejny mecz LŚ do Łodzi. Sięgam do kieszeni żakietu po mały woreczek z białym proszkiem. Wpatruję się w niego, a moje myśli wędrują do zgrabnego osobnika odjeżdżającego spod jednego z Warszawskich hoteli. Myślę o nim. Znów myślę o nim, o jego uśmiechu, charakterystycznym głosie, który przyprawia mnie o ciarki, widzę jego głębokie zielone oczy, które są jak magnez. Śmiech, który nawet w czasie moich gorszych chwil wywoływał u mnie uśmiech. Czuję zapach jego limonkowych perfum oraz dotyk lekko kręconych, brązowych kosmyków. 
Wstaje z łóżka wyrzucam woreczek do białego sedesu, przebieram się i ile sił w nogach biegnę do pokoju rodziców. Wpadam jak oszalała nie przejmując się pytającym wzrokiem moich rodziców. 
- Zbyszek ! Mamo ! Kluczyki do samochodu ! 
- Na szafce. - odpowiada uśmiechając się pod nosem. 
Wsiadam do samochodu i z piskiem opon pędzę przez Warszawę. Mijam miliony mężczyzn, ale żaden z nich nie jest tym którego teraz pragnę, tym którego zraniłam  W końcu to ja mu nie zaufałam i uwierzyłam zupełnie mi obcemu mężczyźnie. Podjeżdżam pod hotel Hyatt i niczym torpeda wypadam z samochodu, pędzę w stronę autobusu, do którego wsiada już ostatni siatkarz. 
- Zbyszek ! - krzyczę mimo, że go nie widzę. 
- Aga ? - patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem Gardini, którego mijam w przelocie. Macham jedynie na niego obojętnie ręką, po czym wpadam do autokaru czym wywołuje niemałe zamieszanie. 
- Agata ? - patrzy na mnie Kubiak. 
- Zbyszek ! Gdzie jest do cholery Zbyszek ? - drę się. 
- Stoi przy autokarze ? 
- Co ? - patrzę przez okno i widzę stojącego na dworze Zibiego z dziwną miną. - Zbyszek kurwa ! - drę się znowu i wypadam z autobusu po drodze gubiąc torebkę. 
- Agata ? Co ty tu.. - nie pozwalam mu dokończyć, ponieważ wpijam się w jego malinowe usta. Tak bardzo tęskniłam za tym smakiem. Jest kompletnie inny od smaku ust Estera. 
- Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam, że Ci nie uwierzyłam. - mówię ze łzami w oczach. 
- Wybaczam Ci kochanie, ale obiecaj mi coś. 
- Wszystko czego zapragniesz. 
- Obiecaj mi, że już nigdy nie weźmiesz narkotyków. 
- Obiecuję. - wypowiadam to ostatnie słowo i tonę w jego silnych, szerokich ramionach. 

Kolejne 1,5 miesiąca spędzam na terapii odwykowej. Na dzień dzisiejszy jestem czysta jak łza, ale narkoman nigdy nie wychodzi z uzależnienia. Narkoman zawsze pozostaje narkomanem. 
Finałowy mecz LŚ oglądam w telewizji w bartmanowym mieszkaniu, do którego się wprowadziłam. 
Myślę, że ta sprawa, ta kłótnia nas wzmocniła  Wzmocniła nasz związek, który od samego początku nie należał do tych lekkich i przyjemnych. 
COŚ NIEPRAWDOPODOBNEGO ! OBRANIAMY TYTUŁ SPRZED ROKU ! POLSKA ZNÓW NAJLEPSZA ! 
Krzyczy komentator czym wywołuje na mojej twarzy uśmiech, ale także łzy. Wpadam w ramiona Gochy. Jestem niezwykle szczęśliwa. Uspokajam się po chwili i siadam na czerwonej kanapie. 
- To co Gocha ? Jesteśmy najlepsi ! 
- Nooo ! - śmieje mi się do ucha, popijając pomarańczowy sok. 
Oglądamy pomeczowe studio, które tak jak rok temu jest pełne humoru i optymistycznych tekstów. 
-  A teraz w pomeczowym wywiadzie Zbyszek Bartman. - mówi prowadzący w studiu. 
- Ooo ci, ci ! - drę się na Gośkę, która właśnie zaczyna swoją opowieść o nowo poznanym facecie. - Podgłoś no ! 
- A przy mnie dwukrotny złoty medalista Ligi Światowej. 
- Dzień dobry ! - śmieje się do kamery Zibi. 
- Po pierwsze gratuluję. 
- Dziękuję bardzo ! 
- A zresztą co ja się tu będę rozwodzić, jesteście najlepsi ! - śmieje się prowadzący wywiad. 
- Ten medal dedykuję najcudowniejszej kobiecie na świecie ! Aguś kocham Cię. - mówi do kamery, a ja czuje jak się rumienie. 
Krótko po 2 Gosia wychodzi do Arka ( nowego faceta ), a ja zostaje w mieszkaniu sama. Nie zważając na godzinę sięgam po telefon i wykręcam dobrze mi znany numer. 
- Aguś ! Kocham Cię ! 
- Hahahha. Wiem, wiem. Gratuluję mój mistrzu ! 
- Ahh.. Dziękuję królewno ! - śmieje się do telefonu. 
- Kiedy wracacie ? 
- W czwartek po 16 będę w domu. 
- Ooo to dobrze, bo się już stęskniłam. 
Równo o 3 kładę się spać. Śni mi się Zbyszek w dość nietypowej sytuacji. Śni mi się na ślubnym kobiercu, ale to nie ja jestem tą kobietą, która stoi obok niego. Nie znam jej, jest mi zupełnie obca.

Rano budzę się koło 11 biorę prysznic, ubieram się jem jajecznice, potem wychodzę do sklepu, ponieważ w lodówce zaczyna robić się pusto. Po drodze spotykam koleżankę z czasów liceum, z którą wybieram się na kawę. Dowiaduje się, że jest szczęśliwą mężatką posiadającą zakład kosmetyczny. 
Koło 16 wracam do mieszkania, które troszkę ogarniam i zmęczona siadam na sofie, przeglądając kanały w telewizorze. Natrafiam na powtórkę wczorajszego meczu, którą oglądam z wielka radością. Właśnie kończy się mecz kiedy słyszę jak mój samsung "odśpiewuję" dobrze znaną mi muzykę. 
- Słucham ? 
- Dzień dobra, komenda policji, czy rozmawiam z panią Agatą Dobrowską ? 
- Tak w czym mogę pomóc ? - pytam lekko zestresowana. 
- Czy jest pani koleżanką pana Marcina Krząkiewicza ? 
- Nie, nie wydaje mi się. 
- A kogoś o pseudonimie Ester ? 
- Znam . - odpowiadam z trudem łapiąc powietrze ze stresu. A jeśli ktoś wpadł i będę zatrzymana za nielegalne spożywanie narkotyków ? 
- Chcieliśmy panią poinformować, że pan Krząkiewicz został dzisiaj znaleziony przy starej fabryce na Pomorskiej. Przedawkował narkotyki. 
- Aha, dziękuję panu bardzo. 
- Składam na pani ręce kondolencje, do widzenia. 
- Do widzenia. - odpowiadam już znacznie ciszej. Nie płaczę, chociaż chyba powinnam. Bo w końcu był moim przyjacielem. Ale czy prawdziwy przyjaciel wbija Ci igłę w żyłę, czy prawdziwy przyjaciel codziennie daje Ci woreczek z biały proszkiem lub tabletki doprowadzając Cię tym do przedwczesnej śmierci ? 
Resztę dnia spędzam na przemyśleniach, na zadawaniu sobie bezsensownych pytań. Czy jakbym wtedy nie poszła do Zbyszka, czy jakbym wtedy nie przełamała swojej dumy żyłabym nadal ? Czy może pożegnałabym się z tym światem tak jak Ester, Doma i Kamila ? Czego biorąc narkotyki wbijałam sobie taki okropny cios w swoje życie, o które walczyłam tak długo ? No czemu ? 

Cały czwartek wyczekuję 16. Cały czwartek krzątam się po mieszkaniu sprawdzając czy aby na pewno nigdzie nie zostało odrobinkę kurzu. Cały czwartek doprawiam mięsa i zupę. Cały czwartek piekę szarlotkę, którą Zbyszek tak uwielbia. Cały czwartek czekam. 
 Koło 15 zmęczona przygotowaniami do powrotu Bartmana kładę się na sofie czytając jedną z kolorowych pisemek. Słyszę odgłos przekręcanego kluczyka w zamku, a potem woń perfum Zbyszka. Leże na kanapie i udaje, że śpię, ale zdradza mnie uśmiech na twarzy. 
Po chwili czuję jego usta na swoich. Tak bardzo za nimi tęskniłam, tak bardzo tęskniłam za nim. Po chwili nie mówiąc nic leżymy wtuleni w siebie. Chociaż na kanapie jest ciasno, chociaż jest ona za krótka na długie Bartmanowie nogi to nie jest to teraz ważne. W tym momencie liczymy się tylko my i nasze uczucia. Co chwilę delikatnie całuje mnie w czoło, wywołując u mnie w ten sposób szeroki uśmiech.  
Tym jednym drobnym gestem, przypomina mi o tym, jak wiele dla niego znaczę. 
- Kocham Cię Aguś wiesz ? 
- Ja Ciebie też Zbysiu ty mój. 
Nawet nie wiem kiedy zasypiamy, budzi mnie delikatne szarpnięcie moją głową i ulga spowodowana podniesieniem się Zbyszka z mojego ciała. 
- Przepraszam, nie chciałem Cię obudzić. - mówi to do mnie ze swoim charakterystycznym błyskiem w zielonych oczach. 
- Spoko - uśmiecham się, po czym zwlekam swój kościsty tyłek z kanapy. - Bym zapomniała w lodówce masz zupę i schabowego wystarczy odgrzać, a na blacie przy mikrofali leży szarlotka. 
- Kochana jesteś. - uśmiecha się do mnie najsłodziej jak umie. - Jak ja lubię z Tobą mieszkać. - śmieję się. 

Tydzień później Zbyszek pojechał na zgrupowanie, a ja zaczęłam powoli przygotowywać się do ślubu Michała, który miał się odbyć w Rzeszowskiej katedrze 31 sierpnia. 
Przez całą nieobecność Zbyszka krzątam się po mieszkaniu, co jakiś czas odwiedzając go w Spale. Na początku sierpnia poznałam Arka, który bardzo przypadł mi do gustu i jak twierdziła moja najlepsza przyjaciółka "Arek to już na 100% na całe życie", a ja pierwszy raz w takiej sprawie jej wierze. 
30 sierpnia Zbyszek dostaje 2 dniowy "urlop". Cały dzień wyczekuje jego powrotu aż w końcu słyszę jak wchodzi do mieszkania. 
- Kochanie ! 
- Tu jestem ! - wychodzę z sypialni. 
- Przyjechałem tylko na 2 dni więc trzeba dobrze wykorzystać ten czas. - uśmiecha się zawadiacko, poruszając w charakterystyczny sposób brwiami. 
Po chwili oboje lądujemy w łóżku zapewniając sobie upojną noc w swoich ramionach. 

Całą sobotę jestem zestresowana chyba bardziej niż młoda para, w końcu nie codziennie wydaje się swojego przyjaciela za mąż, prawda ? O 11 wizyta u kosmetyczki, a o 15 u fryzjera. 
Ślub zaczyna się o 17 więc równo o 16 cała najbliższa rodzina i przyjaciele państwa młodych zbierają się w domu panny młodej.  


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Witam.! :)

Od razu na wstępie zapowiadam, że nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ponieważ zaczęłam ferie i jutro wyjeżdżam w góry i nie wiem czy będę miała wifi ( jak będzie to obiecuję, że coś dodam, bo biorę laptopa ), a następnie w weekend będę zaaferowana play-offami. :P 
A właśnie wybiera się ktoś ? :))  

Szczerze powiedziawszy tak cholernie nie podoba mi się ten rozdział, a końcówka szczególnie no ale cóż. Komentarz pozostawiam do waszej dyspozycji. :P

niedziela, 10 lutego 2013

28. Tym razem wygrał rozum.


Zaczęło się, znów na nowo, a przecież nie tak miało być, przecież mieliśmy żyć długo i szczęśliwie tak jak w każdej popierdolonej komedii romantycznej. Znów co wieczór zatapiam się w usta Estera, a potem siedzimy do późna zaciągając się czym popadnie, byleby tylko zaspokoić głód, który zwiększa się z dnia na dzień coraz bardziej. Mam wrażenie, że cofam się w czasie, że znów jestem tą 14-latką skrzywdzoną przez życie, skrzywdzoną przez kogoś kto miał być całym światem. Przez kogoś kto obiecywał, że będzie zawsze, ale skłamał. Słysze od nowa wycie i wrzaski matki. Bo przecież "zaczęło" się układać. Fakt, wyzdrowiałam, byłam czysta, miałam przy boku faceta życia i wszystko się spieprzyło jak zresztą zawsze. Czy tęsknie ? Codziennie, codziennie czując pocałunki Estera wyobrażam sobie Ciebie. Zielonookiego, wysokiego, bruneta, który za każdym razem kiedy czegoś pragnie uśmiecha się zawadiacko. Codziennie zasypiam zalana w trupa z Twoim imieniem na ustach. 
Codziennie nie mogę powstrzymać kłucia w sercu i oglądam kolejny program, kolejny odcinek Igłą Szyte, kolejny mecz towarzyski, bo przecież trwa zgrupowanie. Codziennie próbuje wyrzucić sobie Ciebie z głowy, ale nadal tak mocno Cie kocham mimo tego co mi zrobiłeś. Mimo tego, że mnie okłamałeś. Codziennie wstaje rano tylko po to żeby obejrzeć nowy program emitowany przez Polsat sport " Dzień na zgrupowaniu" . 
 Gocha wyjechała do Barcelony na 2 tygodnie więc się z nią nie widuje, a zresztą nie jest mi to teraz potrzebne mam Estera, Szymka i Pałkę, której szramy po samookaleczeniach mnie przerażają. Michał jest tak zajęty przygotowaniami do ślubu, że nie widziałam go od 3 tygodni. 
Wkurza mnie codzienny krzyk matki. Bo drze mi się do ucha, że powinnam zacząć znów chodzić na terapię. Parę razy przyjeżdżał Misiek ( Kubiak ), którego skutecznie się pozbywałam, ty byłeś dwa razy, ale życie z ćpunami nauczyło mnie być zimną suką tak więc taka jestem. I odstraszam Cie tym, ale ty chyba już mnie nie pamiętasz. Pobawiłeś się mną, po lansowałeś, przeruchałeś i zostawiłeś. Teraz uganiasz się za jakoś blondynką, której tyłek jest wielkości ciężarówki.
Kolejna impreza, kolejne wbicie igły w żyłę, kolejny oblany egzamin. Męczy mnie takie życie. Męczy mnie to, że tak cholernie za Tobą tęsknie, a nie powinnam.  

1 czerwca, a ja dostaje kurwicy, bo jest tak przerażająco gorąco, że rozpierdala mnie od środka. 
- Aguś.. 
- Nie mów tak do mnie. - przerywam jej, nie zważając, że jest to chamskie zachowanie w stosunku do pierworodnej. 
- Kiedyś lubiłaś jak tak do Ciebie mówiono. 
- Kiedyś.. - spuszczam głowę, chociaż wiem że nie powinnam, bo w ten sposób okazuje jej swoją słabość, a ja słaba nie mogę być.
- Agata, mam bilety na mecz LŚ w Warszawie z Brazylią. Super, prawda ? 
- Taa.. - odpowiadam klnąc cicho pod nosem. 
- Tak więc 6 jedziemy, bo 7 jest mecz. - mówi, uśmiechając się do mnie tak słodko, że mam ochotę przyłożyć jej w tą milutką twarz. 

Przebieram się i wychodzę z domu trzaskając drzwiami. Idę w codzienne miejsce spotkań. Po drodze zapalam cienkiego L&M'a i wsłuchuje się w odgłos śpiewających ptaków, który po chwili zaczyna mnie drażnić. Przechodzę koło Podpromia i znów czuje to cholerne kłucie w sercu, bo przecież tu spędzałam tak dużo czasu przez ostatni rok, wsiadam do autobusu nr 34 i odjeżdżam w "stronę mojego miejsca". Siadam przy oknie, a na drugim fotelu kładę swoją torbę, żeby przypadkiem nie przyszło na myśl jakiejś babce siąść obok mnie. Opieram głowę o zimną szybę i czuje pieczenie w oczach wiem, że oznacza to chęć wydostania się moich łez z paczadeł. 
Po 20 minutach wysiadam na przystanku oddalonym od mojego docelowego miejsca o 10 minut drogi pieszo. Nakładam na uszy słuchawki i włączam rap, którego nigdy nienawidziłam. W dość szybkim czasie docieram do metalowych wrót. Szybkim, zamaszystym ruchem otwieram je i wchodzę do wnętrza. Moje nozdrza łaskocze przyjemny zapach dymu. Widzę siedzącą Pałkę, Szymka, Estera i jakiś dwóch typów. Siadam obok i wystawiam dłoń w stronę Estera. Po chwili na mojej ręce ląduje codzienna dawka do przeżycia. Trzęsącymi rękoma tworzę na podłodze staranną kreskę, która po chwili znika we wnętrzu mojego nosa.
I długo nie muszę czekać, bo już po chwili odlatuje. I jestem w innym świecie w tym lepszym, bardziej kolorowym. 
- Matka każde mi jechać na mecz LŚ do Warszawy. - mówię przez gardłowy śmiech. 
- Spotkasz swojego kochasia ? - pyta Pałka. 
- Mam nadzieję, że nie. 
- Czego ? Jest w chuj seksowny. - wypala nagle, wprawiając mnie tym tekstem w złość. Zaciskam mocniej pięść starając się unormować oddech. 
- Może i tak, ale nie chce się z nim spotykać. 
- A co zły w łóżku ? - pytał Szymek. 
- Zajebisty. - odpowiadam śmiejąc się perliście. 
- To czego chcieć od życia więcej. - podsumowuje Pałka. 
Kolejny wieczór spędzam z nimi i następne 5 też. Bawię się znakomicie, ale niestety musi nadejść czwartek. Wstaje rano biorę prysznic, ubieram się , pale w pośpiechu jednego papierosa zapijając mocną kawą, a po chwili siedzę w srebrnym audi rodziców pędzącym w stronę stolicy. Całą drogę przesypiam, przebudzam się dopiero przed czterogwiazdkowym hotelem w centrum Warszawy. Wieczór spędzam buszując po Złotych Tarasach kupując coraz to nowe ciuchy. Do hotelu wracam koło 2 po wcześniejszym zahaczeniu o dyskotekę. Noc jak to noc. Trochę śpię, trochę palę papierosy na balkonie hotelowym. 
Rano budzi mnie okropny ból głowy spowodowany nadmierną ilością alkoholu spożytego na wczorajszej imprezie. Szybkie śniadanie, prysznic, obiad i koło 18 zaczynamy się zbierać na mecz. Zakładam szare spodnie, czarne trampki i zacinam się tak jak stary komputer. Patrzę w stronę walizki, a moje serce przyśpiesza, marszczę brwi, a po chwili na mojej twarzy pojawia się grymas. Głupia ja, pojebana ja. No tak, można się było domyślić. Dwie koszulki reprezentacyjne, a reszta to jakieś kolorowe szmatki, które nie wypada założyć na mecz. W końcu trzeba stworzyć polską atmosferę biało-czerwonych barw. Ale przecież nie pójdę w koszulce z nazwiskiem Bartman, zresztą z nazwiskiem Kurek też dziwnie. Chwile stoję zastanawiając się co zrobić, po czym szybkim, energicznym ruchem wkładam na siebie Kurkową bluzkę. 
Po niecałej godzinie stoję przed halą kończąc wypalanie papierosa kiedy czuje jak pierworodna ciągnie mnie w kierunku wejścia. Po paru chwilach siedzę na warszawskiej hali śpiewając razem z kibicami. 
POLSKA BIAŁO-CZERWONI, POLSKA BIAŁO-CZERWONI ! 
Staram się nie zwracam uwagi na osobnika z numer 9 plączącego się po pomarańczowym parkiecie, ale jest to silniejsze ode mnie.
Po 20 minutach na boisko wbiegają obie drużyny, ale Polska jest jakaś wybrakowana, inna, zmieniona. Brakuje w niej jednej postaci jednej, której braku nie powinnam odczuć, wręcz byłoby to wskazane, a jednak tak bardzo mnie to przybija. Gra zaczyna się, znów czuje te emocje ten przyjemny dreszczyk sprzed niecałych dwóch miesięcy, który towarzyszył mi przy MP. Pierwszy set przegrywamy do 22, w drugim na boisku pojawia się ktoś, kto w mojej skromnej ocenie nie powinien istnieć, nie powinien się nigdy urodzić. Blok, serwis, atak, przyjęcie, jest wszędzie, jest najlepszy, chociaż bardzo chce nie mogę, nie da się wręcz przyczepić do czegokolwiek w jego grze. Wygrywamy mecz 3:1, a ten kundel o nazwisku Bartman zostaje MVP meczu, czym przyprawia mnie o zawrót głowy. Wstaje wściekła z miejsca i czym prędzej udaje się do wyjścia, byleby tylko nie oglądać go już dłużej, ale jak to na człowieka, który zapewne na drugie imię ma" pech" wpadam na wysokiego,  umięśnionego osobnika, który uśmiecha się do mnie w charakterystyczny sposób. Pierdolony Nowakowski, powalony Nowakowski klnę pod nosem kiedy ciągnie mnie w stronę parkietu, na którym nasze bawoły rozciągają się po meczu. 
- Chłopaki ! Patrzcie kogo spotkałem ! - krzyczy tak głośno, że mam wrażenie, ze powybija wszystkie okna w warszawskim Torwarze. 
- Agata ! - krzyczy Ignaczak śmiejąc się w moją stronę. Po chwili zostaje zasypana pytaniami co u mnie itp. Odpowiadam krótko i mało treściwie. W zasadzie z moich wypowiedzi nic nie można wywnioskować. 
- Co ty jakaś taka dziwna ?  Inna niż zwykle ? - pyta ciekawski Kosok. 
- Stałam się taka w czasie imprezy po MP przed klubem. - odpowiadam z cwaniackim uśmiechem patrząc na lekko, nie to mało powiedziane na bardzo zdenerwowanego Bartmana. 
- Ooo masz koszulkę z moim nazwiskiem. - śmieje się Kurek. 
- A jak !  - uśmiecham się. - Ja was żegnam chłopcy, do zobaczenia ! - odwracam się na pięcie i idę w stronę czekających już na mnie rodziców. Jednak nie dane jest mi do nich dojść, bo po chwili ktoś łapie mnie za nadgarstek. Wiem, że to ty, bo tylko ty masz taki rodzaj uścisku. 
- Czego ? - pytam, odwracając się. 
- Pogadać. 
- Nie mam czasu. - odpowiadam przez zaciśnięte zęby. 
- Aguś.. 
- Nie mów tak do mnie, zrozumiano ? Nigdy tak do mnie nie mów ! Rozkazałam Ci to pod klubem i zdania nie zmieniałam. 
- Agata ja Cię kocham, Plina kłamał przecież wiesz, że mnie nie lubi, bo wykurzyłem mu kolegę z reprezentacji w pewien sposób. Zapytaj kogo chcesz. Nigdy Cię nie wykorzystałem. Agata kurna zrozum, że Cię kocham i tylko Ciebie ! - mówi to lekko podniesionym, ale zarazem spokojnym drżącym głosem. Znam go, wiem że mówi szczerze, widzie to w jego załzawionych oczach. Ale nie mam pojęcia co zrobić, rozum mówi "odjedź", ale serce krzyczy, drze się "podejdź do niego bliżej, przytul, przecież tęsknisz za jego smakiem". 
Tym razem wygrywa rozum. Odwracam się, mówię nieme "cześć" i odchodzę zostawiając go samego na środku hali. Odchodzę, bo tak jest prościej. Odchodzę, chociaż w moich oczach gromadzą się łzy, łzy tęsknoty.
 Odchodzę tylko po to, żeby po paru minutach w hotelowej łazience zapalić papierosa, wypić połowę czystej, wciągnąć 4 kreski i jedną idealnie prostą okaleczyć pierwszy raz w życiu nadgarstek. 


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------  

Kurde jakaś wena mnie złapała i nagryzmoliłam coś. xd 
Cały czas przeciągam tego bloga. Z moich wcześniejszych założeń ta historia powinna się już skończyć, a trwa dalej i koniec swój będzie miała dopiero za jakieś 3 rozdziały. :))
Przepraszam za tyle wulgaryzmów, ale nastrój w tym wpisie zmusił mnie do tego. :P 

Pozdrawiam. :) 

P.S 
A to taka niespodzianka : 

http://nuestro-amor-sera-siempre.blogspot.com/ 

3:1 
Brawo chłopcy, gratulację Jochen. :) 
Coś mi się wydaje, że co niektórym Resoviakom forma się podnosi na play-offy. :) 


" Kto staje naprzeciwko nas wie, że zwycięstwo musi nam wydrzeć. "  - Krzysztof Ignaczak 
Niesamowity cytat.. nie wiem czemu, ale za każdym razem jak go czytam mam łzy w oczach i uśmiech na twarzy. :))

sobota, 9 lutego 2013

27. Byłaś dla mnie światełkiem, które zbyt wcześnie zgasło.


22 kwietnia - dzień, na który czekała cała siatkarska Polska od prawie pół roku. 
Siedzę na rzeszowski Podpromiu i wyczekuję gwizdka oznaczającego rozpoczęcie boju o Mistrza Polski. Tak jak dokładnie rok temu cała hala tonie w biało-czerwonych barwach, publiczność gotuje się od prawie 30 minut, a transparenty szaleją w każdej części trybun. Ja tak jak większość kibiców siedzę z wypiekami na twarzy wyczekując jednego z najważniejszych momentów meczu. Pomiędzy pasami bieli i czerwieni można zauważyć kolory Jastrzębia, które jak to na najlepszego przyjaciela przystało mieszają się z tłumem, wykrzykując nazwę miejscowego zespołu. Kolejne kolory, który przedzierają się przez barwy Sovii to biało-niebiesko-czerwone mundurki kibiców Zaksy, którzy z małą korzyścią próbują przekrzyczeć pasiaków.
W końcu nadchodzi długo wyczekiwany moment i niebiesko-żółta mikasa odbija się od palców rzeszowskich siatkarzy. Pierwszy set to mordęga nie tylko graczy, którzy przy stanie 30 do 29 walczą z własnym godzinnym wyczerpaniem, ale także ból kibiców, którzy kurczowo ściskają kciuki i wyczekują gwizdka oznaczającego, że rzeszowiacy zdobyli punkt i nadal gramy tego seta. 
Jednak mimo całej wiary pierwszy set pada łupom Zaksy, a biało-czerwono-niebiescy kibice szaleją !   
Kolejne 3 minuty ciągnął się w nieskończoność. Całą przerwę patrzę na Zbyszka, zaciskającego zęby, aby nie okazać wszystkim kibicom bólu w prawej łydce, który towarzyszy mu od 2 tygodni. Cała ta sprawa została zatuszowana przez klub, aby nie zrodziły się niepotrzebne negatywne myśli przed wielkim finałem. Znam Zibiego bardzo dobrze więc wiem, że nie podda się w tym momencie i mam rację, ponieważ już po chwili odbiera atak Michała Ruciak. Niedokładna wystawa do Paula i pierwszy punkt dla drużyny Zaksy, ale nadal nie zmienia to nastawienia rzeszowsko-jastrzębskich kibiców. Drugi set jest pełny stresu i niedokładności z obu stron. Idą łeb w łeb do końca drugiej przerwy technicznej. Po długim i przeciągłym gwizdku jednego z najlepszych polskich sędziów zaczyna się od nowa batalia po złoto. Na stanie 19 do 17 dla Zaksy na zagrywkę wchodzi Łukasz Perłowski, który po chwili swoim flotem totalnie wybija z rytmu grę przeciwników. 
Trener Daniel Castellani nie wytrzymuje nerwowo tak wyśmienitych zagrywek Łukasza i bierze czas. Mimo chęci kędzierzyńskich zawodników to Resoviacy nadają rytm gry i już po chwili w całym meczy jest 1 do 1. 
Trzeci set zaczyna się wyśmienicie dla nas, to my wciąż jesteśmy górę kiedy przy stanie 16 do 18 na parkiet upada rozgrywający Zaksy - Paweł Zagumny. Mimo, iż cała hala duchem i ciałem jest za Resovią to w tym momencie przestaje to mieć znaczenie. Cała sala zamiera chociaż znajduje się na niej około 6 tys. ludzi to nie słychać nawet drobnego chrząknięcia. Trener Anastasi siedzący obok mnie zrywa się z krzesełka i biegnie w miejsce sztabu Zaksy. 
Po chwili Paweł przy aplauzie publiczności zostaje zniesiony z płyty boiska. I gra toczy się dalej, chociaż atmosfera jakoś opadła, wszyscy za bardzo poruszeni są prawdopodobną kontuzją polskiego rozgrywającego. 
W ekspresowym tempie kończy się ten set przy stanie 25 do 23 dla pasiaków.
- Właśnie dowiedzieliśmy się że kostka Pawła Zagumnego ma się dobrze, był to tylko chwilowy ból. - mówi w czasie przerwy spiker. Cała hala z ulgą wypuszcza powietrze. 
Na boisku znów toczy się wielki bój. Wiemy, że jesteśmy tak blisko powtórzenia sukcesu sprzed roku,
ale nie można zapomnieć, że po drugiej stronie siatki stoją tak niesamowici gracze. Czwarty set idzie zbyt dobrze zawodnikom Zaksy, jakby pocieszeni dobrym stanem zdrowia Pawła zaczęli grać jak na skrzydłach. W mojej ocenie jest to najgorzej zagrany set przez pasiaków, bo schodzą z boiska ze spuszczonymi głowami przy stanie 25 do 19. 
Na boisko wbiegają cheerleaderki wymachujące biało-czerwonymi pomponami, ale nie za bardzo jestem przejęta ich występem, moje oczy wpatrzone są w Zibiego, który z coraz większym trudem atakuje, przyjmuje i serwuje. Coraz bardziej jestem zmartwiona, coraz bardziej boję się o niego. Chyba zauważa to siedząca obok mnie pani Jadzia ( mama Zbyszka ), bo ściska moją dłoń i szepcze mi do ucha. 
- Da radę, jest silny. 
- Wiem, wiem. - odpowiadam wymuszając uśmiech. 
Po paru chwilach znów pomarańczowe pola zajmują siatkarze. Punktowa zagrywka polskiego orła ( Ruciaka ) przyprawia mnie o palpitacje serca. Kibice Resovii też już nie wytrzymują, ponieważ nawet wieloletnim kibicom mylą się słowa, niektórych rzeszowskich przyśpiewek. 
Kolejna zagrywka Michała wycelowana jest wprost na Zbyszka, który idealnie  jak gdyby uczył się ją odbierać miesiącami podaje do Maćka Dobrowolskiego, który nie przejmując się potrójnym blogiem wystawia ją do Zbyszka. Zaciskam mocniej kciuki kiedy Zibi wyskakuje do ataku i perfekcyjnie obija ją po bloku. Całe Podpromie wstaje z miejsca kiedy atakujący Resovii zmierza w pole zagrywki. Widzę ogromne skupienie na twarzy Zibiego, które jest tak piorunujące, że przyprawia mnie o ciarki. Niebiesko-żółta mikasa szybuje pod sufit Podpromia, kiedy Zbigniew wyskakuje, żeby ją uderzyć. Widoczne skupienie na twarzy wszystkich obecnych na hali za chwilę zmienia się  w szaleńczy krzyk oznaczający asa serwisowego. 
Kolejny raz Zbyszek pokonuje ten sam rytuał i uderza w piłkę. 
- DRUGI AS ZBYSZKA BARTMANA, ależ ten zawodnik dzisiaj gra ! - słychać krzyk rzeszowskiego spikera. Cała hala aż paruje ! 
Przy stanie 10 do 11 dla Resovii nikt nie siedzi już na trybunach nawet p. Swędrowski oraz p. Mazur komentują ten mecz na stojąca. Serwuje Paul, idealnie piłkę przyjmuje Ruciak, wystawa Pilarza i przesunięta krótka Marcina Możdżonka. 11 do 11 w wielkim finale MP ! O przerwę prosi trener Kowal, a na hali słychać jedynie: 
BO W JASTRZĘBIU W RZESZOWIE JEST WIARA KTÓRA ŁĄCZY KIBICÓW OBU MIAST ! 
W jednej dłoni trzymam rękę pani Jadzi, a w drugiej "mientole" koszulkę Resovii. Z moich ust zamiast dobrze mi znanej przyśpiewki wydobywają się dziwne odgłosy, ponieważ moje gardło tak bardzo zaciśnięte jest przez stres, że nie mogę wydobyć normalnego dźwięku. 
Gwizdek sędziego i już po chwili na Podpromiu zaczyna się heroiczna walka. Zagrywka Fontelesa szybuje idealnie w róg boiska rzeszowskiej drużyny jednak Igła jak przystało na najlepszego libero wyczuwa lot piłki i z trudem, ale jednak ją odbiera. Wystawa Dobrowolskiego i 12 punkt dla Resovii zdobyty przez Oliega. Następnie gra toczy się na przewagi. Przy stanie 17 do 17 serwuje Rouzier, piłka idealnie odebrana przez Igłę, wystawa Dobrowolskiego do Bartmana, ale tam niestety czeka już potrójny blok Zaksy, który skutecznie zatrzymuje atakującego. Widzę jak z ust mojego chłopaka wydobywa się długa wiązanka niecenzuralnych słów. Jestem pewna, że po meczu będzie tego żałował, ale pod presją i naciskiem nie myśli co robi i co mówi.  
Czuję mocniejszy uścisk dłoni pani Jadzi, gdyż jest piłka meczowa na wagę MP dla Zaksy. Cala hala śpiewa : 
 GRAMY DO KOŃCA, RESOVIO GRAMY DO KOŃCA.. 
Mocny serwis Rouzier, przyjęcie Igły, wystawa Marcina i przesunięta krótka Piotrka Nowakowskiego, która jednak zostaje odebrana, wystawa Pilarza i mocny atak Ruciaka w sam róg boiska. Zawodnicy Zaksy wraz ze sztabem szaleję, ale gracze Resovii nie zgadzają się z tym werdyktem proszą o challenge. Chwila zniecierpliwienia, moje myśli wędrują gdzieś w stronę Kamili i jej słów "Nigdy nie mów nigdy". W tym momencie jestem pewna, że czuwa nade mną i moim szczęściem, bo po chwili da się usłyszeć falę radości na widowni spowodowaną przekroczeniem linii Ruciaka w czasie ataku. 
I w ten sposób gra o MP toczy się dalej. Zagrywka rzeszowskiej drużyny, przyjęcie Gacka, wystawa i blok Resoviaków na Fontelesie. 18 do 18 na zagrywkę wchodzi nie kto inny jak mistrz flotów Łukasz Perłowski. Coraz mocniej zaciskam dłoń pani Jadzi, a koszulka jest coraz bardziej mokra od nadmiernej ilości potu wytwarzanej przez moje ciało po wpływem stresu. Z trudem przyjmuje Ruciak, wystawa i kiwka Rouzier nie przynosi zamierzonych efektów i już po chwili mamy piłkę meczową. 
Potem tak jakby film mi się urwał, pamiętam tylko ostatni atak w sam środek boiska Zbyszka. Do moich oczu napływają łzy dokładnie tak jak rok temu.
 Po krótkiej chwili od ostatniego gwizdka tego sezonu klubowego znalazłam się w ramionach ukochanego. Czułam jego gorące pocałunki na ustach, które przyprawiały mnie o mocniejsze uderzenia serca. Jego przemoczona koszulka oraz kapiący pot z włosów kompletnie mi nie przeszkadzał. Kochałam go takiego, kochałam takiego spoconego i zmęczonego Zbysia, kochałam go z tymi wadami, których było dosyć sporo. Uwielbiałam w nim to co inni nazywali przekleństwem. To wtedy uświadomiłam sobie, że to nie jest chwilowy romans to jest coś na całe życie, coś czemu poświęcić mogłabym wszystko. 
Tę chwilę przerwało stado fotografów ubiegających się o zdjęcie atakującego Resovii z prawie łysą, malutką dziewczyną oraz Igła biegający wkoło nas. Nie mogłam wyłapać jego słów brzmiało to mniej więcej tak : Jeeee !! Mamistrzjestlepszyy ! 
W końcu musiałam oderwać się o Zibiego, ponieważ nadchodził najważniejszy moment ligi klubowej, a mianowicie dekoracja. 
Stałyśmy z panią Jadzią oraz panem Leonem naprzeciwko podium i obserwowałyśmy radość chłopaków, która była nie do opisania. Jestem jeszcze bardziej dumna i zadowolona niż rok temu, bo wiem że w pewien sposób przyczyniłam się do tego złota. Pomagałam dojść chłopakom do siebie po każdej porażce, których w tym sezonie było dosyć sporo. Klepałam ich po ramieniu kiedy z każdej strony napływały bardzo negatywne komentarze co do gry Mistrzów Polski. Byłam wtedy z nimi. 
Dekoracja była niesamowita. Chłopcy stali uśmiechnięci od ucha do ucha trzymając w dłoniach puchar, a z sufitu Podpromia "padały" biało-czerwono-złote konfetti. Po odśpiewaniu hymnu Resovii i hymnu Polski kibice zaczęli się rozchodzić,a ja podeszłam do Zbyszka rozmawiającego z Pitem. 
- Ty zostajesz świętować ? 
- Yhym. - odpowiedział. 
- To zobaczymy się jutro, bo ja trochę zmęczona jestem więc będę wracać do domu. 
- No kochanie, proszę. 
- No dobra. - powiedziałam, chociaż nie byłam pewna czy chce spędzić ten wieczór z 20 facetami zapewne pijanymi. 
Po około 20 minutach dotarliśmy pod klub, po drodze zahaczając o mój dom, w którym się przebrałam oraz o mieszkanie Zbyszka. Wychodząc z auta od razu moją uwagę przykuły drogie i bardzo dobrej marki samochody stojące przed klubem. Sala wypełniona była po brzegi bawiącymi się ludźmi jednak co dopiero po chwili zobaczyłam na parkiecie wirowali sami siatkarze wszystkich 10 drużyn plusligi z partnerkami oraz działacze klubowi i trenerzy. 
- Zbyszek, ale ja myślałam, że tu będzie jedynie Resovia. - krzyczałam Bartmanowi do ucha próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Ten jedynie zaśmiał się perliście. 
- Tak jest co roku. 
Impreza z godziny na godzinę rozkręcała się coraz bardziej, co chwile poznawałam nowych ludzi. Złota chustka znajdująca się na mojej głowie zwracała uwagę każdego. 
- Nieudane strzyżenie ? - zaśmiała żona jednego z Częstochowskich siatkarzy. 
- Nie, jestem po chemioterapii. - odpowiedziała uśmiechając się. 
- Aaa, przepraszam nie wiedziałam. 
- Nic się nie stało. 

Siedziałam przy stoliku "Resovii" rozmawiając z Krzyśkiem kiedy nagle ktoś pocałował mnie w policzek. Wiedziałam, że to on, bo tylko Zbyszek potrafił tak całować w policzek, tylko Zibi miał tak zniewalające perfumy. 
- Kochanie idziesz potańczyć ? 
- Oczywiście - uśmiechnęłam się. 
Na parkiecie tańczyło kilkadziesiąt par, a my wraz z nimi. Bawiłam się wyśmienicie chociaż moje nogi z przemęczenia zaczęły powoli odmawiać posłuszeństwa. 
- Muszę siąść, bo padnę. - powiedziała. 
- Jeszcze jedna. - przytaknęłam głową, a do naszych uszu dobiegła piosenka , która w tamtym momencie była dla mnie ukojeniem, bo była wolna. Wtuliłam się w Zbyszka słysząc przyśpieszone bicie jego serca, czułam się wyśmienicie jak jeszcze nigdy. 
- Kocham Cię Aguś.
- Ja Ciebie też Zbysiu. 
- Eej ! Patrz Aguś i Zbyś. Ale fajnie. - zaśmiałam się. - A nasze dzieci będą Jaś i Aduś. Tak więc Aguś, Zbyś, Jaś i Aduś. Prawda, że pięknie ? 
- Taa jasne. 
- No co ? 
- Ty mi tu o dzieciach gadasz jak my nawet po ślubie nie jesteśmy, a po za tym z Tobą dziecko ahahahahaha. 
- Dzięki wiesz. - powiedział udając obrażonego. 
- No dobra przepraszam. Przecież wiesz, że tylko z Tobą chciałabym mieć dzieci. 

Siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się barszczem, bo jak to oznajmij DJ "Chwila przerwy tak więc żreć ! " No i wszyscy żarli. Po posiłku nikomu nie chciało się już tańczyć więc chłopcy zaczęli nucić. 
HEJ SPAŁA, HEJ SPAŁA, WIOSKA NIE MAŁA, ZROBI Z CIEBIE SIATKARZA IDEAŁA !
- Dobra chłopaki już się tak nie popisujcie, że jedziecie do Spały na zgrupowanie. - zaśmiał się Olieg. 
- Właśnie, bo i tak was rozwalimy w tej Lidze Światowej. - powiedział Paul Lotman. 
- Jasne, jasne tak jak rok temu. - zaśmiał się Zbyszek. 
- Idę się przewietrzyć, zaraz wracam. - powiedziałam Zibiemu na ucho i wyszłam przed budynek. Chociaż była ciepła kwietniowa noc to i tak mocny powiew wiatru wywołał u mnie dreszcze. 
- Przeziębisz się. 
- Może nie. 
- I jeszcze Zbyszek Cie nie będzie chciał . - powiedział Plina. 
- Może będzie. 
- Yhymm.. 
- Co jest ? 
- Czy ty tego nie widzisz, że on jest tylko z Tobą dla lansu, żeby pokazać się w mediach z chorą dziewczyną, bo przecież Zbyś jest takim dobrym człowiekiem. 
- Czego ty ode mnie chcesz ? 
- Nie wiesz, że wszystkim mówi, że jest z Tobą tylko na pokaz ? Że nic do Ciebie nie czuje ? - słyszałam czyjeś kroki za swoimi plecami, ale nie chciałam się odwrócić, do moim oczu napływały kolejne dawki łez. Kochałam go, kochałam go kurwa. 
- To prawda ? - zapytałam Zbyszka kiedy staną przede mną mierząc wzrokiem Daniela. 
- Aguś... 
- Nie mów tak do mnie, nie mów tak do mnie nigdy więcej, zniknij z mojego życia ! Jesteś nikim ! Jesteś pierdolonym nikim ! Pierdolonym siatkarzykiem ! - wykrzyczałam mu w twarz zdania, które nigdy miały się nie wydobyć z moich ust, zdania które miały nie istnieć. Przecież mieliśmy być szczęśliwi, przecież mówił, że mnie kocha. 
Odwróciłam się na pięcie i odeszła. Odeszłam tam gdzie wiedziałam, że będzie lepiej, odeszłam bo tak było najlepiej. Uciec od wszelkiego zła. 
Szłam ciemnymi ulicami Rzeszowa, znałam każdy jego zakamarek, każde ciemne miejsce, w którym spędzałam kiedyś całe dni. Zmierzałam tylko w jednym kierunku w jedno miejsce, którego nie odwiedzałam od paru lat. Do miejsca, które było ucieczką od wszystkiego. Do miejsca, którego miałam już nigdy więcej nie odwiedzić, ale to było silniejsze, ten ból rozrywający mi serce był silniejszy. 
Pchnęłam ciężkie metalowe drzwi starej fabryki, od progu słyszałam majaczenie i śmiechy gości tego jakże cudownego miejsca. 
- Agi ? - była tylko jedna osoba, która tak się do mnie zwracała, tylko jedna osoba, która w tym mieście posiadała tak silne środki - Ester. Gwałtownie się odwróciłam i swoim starym zwyczajem wtopiłam się w jego lodowate, czerwone usta. Nie przypominały one wcale smaku ust Zbyszka. 
- Masz coś ? - zapytałam. 
- A co sobie moja księżniczka życzy ? 
- Coś mocnego ! 
- A to proszę, tylko uważaj ! - powiedział, wręczając mi woreczek z białym proszkiem. 
- Mi to mówisz ? Żebym uważała ? Phii. - parsknęłam, po czym odwróciłam się i wyszłam z zimnego pomieszczenia. 

Moje kroki skierowały się na miejski cmentarz, do nagrobka, który był dla mnie całym życiem. 
" Kamila Zaleska, żyła lat 13" 
To od tego nagrobka zaczęło się wszystko, bo to co stało się z nią sprawiło, że moje życie tak bardzo się posypało. Bo to ty byłaś osobą, która prowadziła mnie przez życie. Byłaś moją małą Kamilką, moim promyczkiem. 
Z moich oczy znów wydobyły się gorzkie łzy. Połykałam je jednocześnie wciągając białą idealnie prostą kreskę.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobry wieczór. :P 
Trochę przyaktorzyłam z tym chellengem.. ale cii ! :D 
Tak no więc.. 
NIEDŁUGO KONIEC 
Co tam u was słychać ? 

Pozdrawiam. / :)