piątek, 30 listopada 2012

14. Czułam jak Twoje oczy lustrują całe moje ciało, które wydobywało z siebie przyjemne wibracje.

Cały poranek krzątałyśmy się z Gośką po domu. Na śniadanie zjadłyśmy tosty, które popiłyśmy świeżą, aromatyczną kawą. Po 12 kiedy siedziałyśmy wlewając w siebie stare znalezione w barku rodziców czerwone wino ( jedynie taki alkohol mogłam spożywać w czasie leczenia ) usłyszałam znajomy mi dźwięk - dzwonił mój telefon. 
-  Halo ! 
- Cześć Aga miałem odezwać się dzisiaj. 
- Tak, tak pamiętam. 
- Mam dla Ciebie 1 bilet, ale jak chcesz to mogę załatwić też dla Gośki. 
- Nie, nie trzeba będę sama.
- No to fajnie. Bilety wiesz gdzie odebrać na nazwisko Bartman. 
- Dobra. 
- No to do zobaczenia. 
- Do zobaczenia. 

Mecz był dopiero o 18. Koło 14 Gosia poszła do domu, a ja postanowiłam zrobić na obiad pierogi. Po 15 moi rodzice wrócili z pracy i wszyscy razem spożyliśmy posiłek. Parę minut po 16 wzięłam prysznic, założyłam szare jeansy, czarne trampki i koszulkę Resovii z nazwiskiem Bartmana na plecach. Do meczu pozostało mi jakieś 1,5 godziny tak więc obejrzałam fragment powtórki meczu z LŚ. Chociaż oglądałam już ten mecz to znowu towarzyszyło mi podczas niego sporo emocji. Zanim się obejrzałam trzeba było już jechać. Odebrałam bilety i zaczęłam kierować się w stronę hali. 
Wchodząc po schodach słychać było już rzeszowskie przyśpiewki oraz gwar panujący na sali. Po kontroli biletów weszłam do pełnej już hali, usiadłam na wyznaczonym miejscu przy samym boisku i patrzyłam jak rozgrzewają się zawodnicy obu drużyn. Byłam dumna, że znam osobiście wielu zawodników biegających po płycie boiska. Po chwili zauważyłam idącego w moim kierunku Miśka. 
- Cześć młoda. - uśmiechnął się. 
- Cześć, cześć 
- Chciałem Cię przeprosić za to co powiedziałem w Spale, ale kocham Zibiego jak brata i wiem że mu zależy. 
- Rozumiem Dziku. - uśmiechnęłam się. 
- Dzięki 
- To co skopiecie tyłki tym rzeszowskim paskudom ? - roześmiałam się. 
- Spróbujemy - odpowiedział mi już biegnąc na dalszą część rozgrzewki. Mecz był emocjonujący chociaż Resovia wygrała go 3:0. Z każdym razem kiedy Zbyszek szedł na pole zagrywki patrzył się w moją stronę, mój brzuch wariował, wszytko wirowało. 

Zbyszek został MVP z czego bardzo się cieszyłam. Mecz się skończył chłopcy powoli zaczęli kierować się w stronę szatni ja zabrałam swoje rzeczy i zaczęłam podążać w stronę wyjściowych drzwi. Kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. 
- A ty gdzie się wybierasz ? Idziemy w parę osób świętować wygraną, jeśli chcesz zapraszamy. - uśmiechnął się do mnie Ignaczak. 
-A wiesz, że się skuszę i tak miałam się nudzić. 
- No to chodź. - pociągnął mnie za rękę.
 Nie za bardzo wiedziałam co się dzieję ogarniałam jedynie tylko tyle, że idziemy w stronę szatni. Mijaliśmy po drodze stado napalonych na Krzyśka hotek, które skakały i piszczały. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i by tam orgazmu każda dostała. 

Przedzieraliśmy się przez tłum zostawiając drobne maźnięcia markera w co niektórych zeszytach, aż w końcu doszliśmy pod szatnie. Miałam tu poczekać na chłopców tak więc włożyłam do uszu słuchawki, a z nich popłynęła kojąca muzyka. 
Po paru minutach z szatni wyszedł Zibi, Igła, Olieg i Paul natomiast z szatni Jastrzębia Dziku wraz z Michałem Łasko i wszyscy tylnym wyjściem aby ominąć napalone fanki wsiedliśmy do samochodu, który zawiózł nas do mieszkania kapitana Resovii, w którym miała odbyć się feta. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

To już chyba koniec złej passy Resovii. Jesteśmy wiceliderem :D 
Gratulację :) 

Jutro kolejny mecz będę musiała "obejrzeć" w radio, ponieważ nie ma transmisji.. :( 

Pozdrawiam. Resovianka.. :D 

czwartek, 29 listopada 2012

13. Znów jarać się zapachem Twoich perfum.


- Agata ! 
- Co ? 
- Masło 5:0 
- Spadaj - powiedziałam przez śmiech. 
- No już, już cześć 
- Pa Michał - dałam mu buziaka w policzek i pożegnałam się z moim przyjacielem, zostałam jedynie z Gośką, która akurat jutro miała odwołane zajęcia na uczelni więc postanowiłyśmy zaaplikować nockę jak za starych czasów. 
Koło 21 poszłyśmy na spacer do parku, w którym wszystko się zaczęło. Do mojego ulubionego parku. Do parku który kochałam ja, Gośka i Michał, to właśnie tu się poznaliśmy mieliśmy po 15 lat i całe życie przed sobą. Oni dalej je mają ja z dnia na dzień mimo tego co mówią wszyscy moi bliscy powoli je tracę. 
Usiadłyśmy na małej ławeczce i rozmawiałyśmy. Tego mi było trzeba przez te trzy tygodnie oprócz Kaśki nie miałam tam w Paryżu nikogo. Ale Kaśka to nie to samo, to nie moja malutka Gosia. Mój Gosiaczek, który umie wyciągnąć mnie z największych opresji. 

W drodze powrotnej postanowiłyśmy wstąpić do sklepu po niezdrowe produkty na dzisiejszą noc. Ja zajęłam się jedzeniem, natomiast Gosiek napojami. Stałam przy chipsach, kiedy poczułam czyjś ciepły i przyjemny oddech na swojej szyi. 
- Paprykowe lepsze - usłyszałam ten seksowny głos, głos który kocham słyszeć. 
- Mówisz ? - zapytałam. 
 - Oczywiście Aga - pomimo tego, że nie widziałam jego twarzy to wiedziałam że się uśmiecha. Odwróciłam się. 
- Cześć Zbyszek. Co ty tu robisz ? 
- Mieszkam 100 metrów dalej. - roześmiał się. 
- No tak - powiedziałam zawstydzona. Co ten koleś ma takiego w sobie, że zawsze czuję się przy nim z jednej strony zawstydzona, a z drugiej otwarta i pełna życia ? 
- Cześć jestem Gośka. Przyjaciółka Agatki. - nagle gdzieś zza regałów wyłoniła się Gocha. 
Byłam jej wtedy taka wdzięczna. Miałam wrażenie, że jeszcze chwilę i przez jego uśmiech skierowany w moją stronę, seksowny głos, rzuciłabym mu się na szyję i wpiła w jego malinowe usta. 
- No siema. Zbyszek. - posłał mojej przyjaciółce jeden z najpiękniejszych swoich uśmiechów. 
Coś mnie w środku zakuło. Czyżbym była zazdrosna ? Nie no. Że niby ja Agata Dobrowska zazdrosna o Zbyszka Bartmana ? No może troszkę.. 
- Idziemy Gosia ? 
- Tak, tak, a może przyłączysz się do nas Zbyszek, bo i tak miałyśmy w planach jeszcze krótki spacerek ? - popatrzyłam na nią moim morderczym wzrokiem. Czy ona robiła mi na złość ? 
- Z miłą chęcią. - nie no teraz to oboje robią mi na złość. Wzięłam paprykowe lays i przodem, zostawiając ich lekko oszołomionych z tyłu ruszyłam do najbliższej kasy. 

Po chwili czekałam na moje zguby pod sklepem. Pewnym ruchem Zibi otworzył sklepowe drzwi puszczając moją przyjaciółkę przodem. No nie znowu to coś kuję mnie w serce. 
Cały spacer udawałam, że świetnie się bawię, natomiast zżerała mnie zazdrość za każdym razem gdy Zbyszek wpatrywał się w moją przyjaciółkę. Parę minut po 22 pożegnałyśmy się z Zibim i zaczęłyśmy z Gosią wracać do domu. 
- Eej Gośka ! Co to kurwa było ? 
- Ale, że co ? 
- Jak to co ? Zarywałaś do niego. 
- A co nie można ? 
- No nie za bardzo, bo.. 
- Bo co ? 
- Bo nic. 
- Bo nic, bo nic. Blablabla. gadaj ! - zarządziła Gosia. 
- No ale serio nic, tak tylko sobie gadam. 
- Agata ! 
- Bo on mi się podoba. 
- Ha ! Wiedziałam, wiedziałam to. - zaczęła się śmiać swoim triumfalnym śmiechem, zasłoniłam jej dłonią usta. 
- No weź już przestań się śmiać jak głupia. 
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ! Moja Agatka się zakochała ! - wydarła się na całą ulicę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie. Było po 22 ciemno, pusto i cicho a ta stoi na środku ulicy i drze japę, że się zakochałam. 

Po tym jak uspokoiłam Gosię wróciłyśmy do domu. Obejrzałyśmy dwa filmy, poplotkowałyśmy było naprawdę fajnie, ale jej triumfalny uśmiech nadal nie schodził z ust. Myślałam, że ją uduszę.
 Po 2 zarządziłyśmy, że należy iść spać. Gosia jak zawsze spała ze mną w moim wielkim łóżku. Kiedy powoli zapadałam w snem usłyszałam dźwięk przychodzącego sms dobiegającego z mojej komórki. 

" Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Zapomniałem się wtedy zapytać czy przyjdziesz na nasz mecz jutro to znaczy dzisiaj o 18. Tak więc przyjdziesz ? O bilet się nie martw. :* 
Zbyszek "  

" Nie, nie obudziłeś. Jasne, że przyjdę zobaczyć jak Jastrzębianie leją wam tyłki :D Hihihi. " 

" Nie zleją, nie zleją. Śpij dobrze. Juto rano zgadamy się jeszcze :D " 

" Ok. Dobranoc :* " 

" Dobranoc Agatko :* "  

Uśmiechnęłam się do siebie. Może rzeczywiście go kochałam ?  

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Wygrana Resovii .. :D 

Tato, dziękuję że jestem Resovianką <3 

Pozdrawiam . Idalia :* 


środa, 28 listopada 2012

12. Boję się, że robiąc to zakocham się w Tobie bez pamięci.

Obudził mnie silny ból głowy. Zeszłam do kuchnia, w której nie zastałam nikogo była tam jedynie mała zwinięta karteczka.

" Agatko, pojechałam do sklepu będę koło 12.
mama "

Popatrzyłam na zegarek wybiła 10 zjadłam śniadanie, łyknęłam parę proszków przeciwbólowych i spowrotem zasnęłam w swoim utęsknionym łóżku.
Koło godziny 15 usłyszałam śmiechy i głośne rozmowy dochodzące z salonu. Wyciągnęłam z wnętrza szafy stare, rozciągnięte dresy, włosy zaplotłam w warkocz i zeszłam do salonu. Moim oczom ukazał się bardzo ciekawy widok. 5 gigantów ( Pit, Grzesiek, Zibi, Olieg i Igła ) siedzących na małej czerwonej sofie nad albumem ze zdjęciami z najwcześniejszych lat mojego dzieciństwa. Nie widzieli mnie, ponieważ siedzieli do mnie tyłem.
- No cześć córciu ! - pocałowała mnie mama w policzek, która właśnie wyszła z toalety. Momentalnie 5 mutanci odwrócili się i zaczęli się szczerzyć.
- Witamy śpiącą Agatkę. - odezwał się Igła.
- Cześć, cześć a co wy tu robicie ? A tak wogóle co się szczerzycie jak głupi do sera ?
- My nie wcale nie. - odpowiedział Piotrek. Stałam zdezorientowana, ale po chwili zrozumiałam, że śmieją się ze zdjęcia, na którym siedziałam z bratem upaprana tortem, który jak opowiadała mi mama mój kochany braciszek rzucił mi na głowę po tym jak go uszczypnęłam. Podeszłam do Ignaczaka, który trzymał mój album i próbowałam mu go zabrać, niestety nie zdołałam.
- Eej no ! Co ty robisz ? Oddaj mi go ! - krzyknęłam przez śmiech.
- Oddam ale.. - tu się zatrzymał i popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Ale co ? - westchnęłam. 
- Dasz Zibiemu buziaka. - zaśmiał się Igła. Wzrok Zbyszka to na mnie to na Ignaczaka był rozbrajający.
- Zgoda - zaśmiałam się. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że za mną nadal stoi moja mama. Poczułam, że się rumienię, zabrałam album, poinformowałam chłopaków, że idę się przebrać.

Ubierając się usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam za nimi Zbyszka.
- No co tam ? -zapytałam.
- Przyszedłem po moją nagrodę. - uśmiechnął się. Lubię ten Zbyszkowy uśmiech. Jest taki szczery i ma coś takiego w sobie, że nie da się oderwać od niego wzroku. Zarumieniałam się, usiadłam na łóżku i poklepałam obok siebie, w geście aby usiadł obok mnie.
- Zbyszek. Ja nie dawno skończyłam związek z Bartkiem, jestem chora co mnie bardzo wyczerpuję. Boję się że będzie tak jak z Kurasiem, że jeśli Cię pocałuję to mi się spodobasz. - widziałam jak w  jego oczach zagościł smutek.
- Rozumiem Aga. - pocałował mnie w policzek - to teraz możemy im powiedzieć, że się całowaliśmy - przytaknęłam i oboje roześmiani zeszliśmy do salonu.
- I jak całus ? - zapytał Pit.
- Dobrze - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Nie wierzę, że zibi dobrze całuję. - zaśmiał się Kosok, a razem z nim zawodnicy Resovii i moja kochana mamusia. Pokręciłam z niedowierzeniem głową. Co za dzieci.
- Dobrze całuję, bardzo dobrze. - zaśmiałam się.

Całe popołudnie do godziny 18, bo wtedy chłopcy zaczynali trening spędziłam z siatkarzami.
 Koło 19 wpadła do mnie Gośka z Michałem. Siedzieliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się - tak jak jeszcze 3 miesiące temu. Kiedy moje życie było zupełnie inne. Fakt nie znałam wtedy takich cudownych ludzi jakimi są siatkarze, ale zasypiałam z pewnością, że się obudzę.. 
 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 
Wy też tak macie w trudnych momentach, że jedyną rzeczą trzymającą was w jednym kawałku jest siatkówka ? 

Pozdrawiam Idek. :D


wtorek, 20 listopada 2012

11. Wiem, że mam dla kogo żyć. Ale tak trudno powstrzymać ciało pragnące śmierci.

Weszłam do windy i już po chwili dojechałam na parter. Widziałam tam bardzo dużo ludzi, ale nigdzie nie mogłam zauważyć Bartka, nagle poczułam czyjeś ciepłe dłonie na swoich oczach. 
- Bartuś ! - zapiszczałam. Jego oczy płonęły ze szczęścia.Nie mówiąc nic poczułam ten przyjemny, utęskniony smak. Smak jego ust..  
W milczeniu zjedliśmy posiłek, następnie przebrałam się i pierwszy raz od 2 tygodniu wyszłam z budynku. Przyjemne, ciepłe powietrze uderzyło mnie w twarz. Szłam z Bartkiem za rękę po paryskich alejkach, można by rzec że jestem najszczęśliwszą osobą pod Słońcem, ale jednak czegoś mi brakowało...
Zrezygnowaliśmy z kolacji w klinice i udaliśmy się na konsumpcję prawdziwych francuskich potraw, ślimaki w sosie, zawijane żabki... Wydaję się że coś obrzydliwego, ale moje usta zatraciły się w ślimaczkach w sosie. Moje podniebienie rozkoszowało się ich smakiem.
 Na koniec tego wieczoru udaliśmy się na przezabawny spektakl w teatrze Sarah Bernarht. Koło godziny 22 wróciliśmy do kliniki. Zasnęłam wtulona w Bartkowy tors. 

W niedziele rano zostałam obudzona delikatnym muśnięciem. Na śniadanie Kuraś przyniósł mi cieplutkie croissanty z dżemem oraz aromatyczną kawą. Cały ranem spędziliśmy przytuleni do siebie. Mimo, że był weekend i czas dla rodzin o 13 miałam robione 20 minutowe badania, które jak stwierdził lekarz wypadły znakomicie. Całe popołudnie spędziliśmy zwiedzając Paryż i chociaż byłam już naprawdę bardzo zmęczona nie poddawałam się. Robiliśmy miliony zdjęć, śmialiśmy się i wszytko było genialne, ale Bartek wydawał mi się dziwnie poddenerwowany, smutny, w końcu nie wytrzymała. 
- Bartuś co się dzieję ? - zapytałam siadając na jednej z drewnianych ławeczek . 
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć.. 
- Normanie,  przecież to tylko ja.      
- Bo widzisz, ja nie daję rady. To dla mnie za dużo. Ty tutaj ja w Rosji. Przeraża mnie wszystko  nie chodzi mi tu o Twoją chorobę, przeraża mnie to że jesteś wspaniała i niesamowita, ale nie kocham Cię tak bardzo jak bym tego chciał.. Kocham Cię jak siostrę, jak przyjaciółkę. - uśmiechnęłam się, nie udawałam, naprawdę uśmiechnęłam się szczerze. 
- Wiem o czym mówisz Bartuś. To wszystko działo się po prostu za szybko.  - pokiwał głową ze zrozumieniem. 
- Przepraszam 
- Ale nie masz za co. Ja czuję to co ty, ale jak się dowiedziałam, że jestem chora byłam bardzo zagubiona pragnęłam wszystkiego, pragnęłam tej miłości na siłę i nie zauważyłam  że traktuję Cię jak przyjaciela, jak brata. Tak naprawdę wmawiałam sobie, że to coś większego. - siedzieliśmy na tej ławce jeszcze parę godzin, rozmawiając  Nie było mi smutno ani nie byłam zła. Wiedziałam, że to co zdarzyło się przed chwilą było prawdzie i szczere. Z Kurkiem pożegnałam się koło godziny 19, wróciłam do kliniki i zasnęłam. 
Cały następny tydzień myślałam o sobocie, o dniu w którym wracam do domu w prawdzie tylko na tydzień ale tak bardzo stęskniłam się za domowym gwarem, za domowymi zapachami. 

Lot miałam zaplanowany na 17 o 15 wyjechałam spod kliniki z jedną z pielęgniarek, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Podróż minęła mi dość szybko. O 23 siedziałam na sofie w domu w Rzeszowie, otoczona osobami, które mnie kochają. Pragnęłam, aby tak było już zawsze, ale wiedziałam że przede mną jeszcze długa droga do takiego stanu. Nie chciałam się poddać, wiedziałam, że mam dla kogo żyć. 
W poniedziałek rano obudziły mnie rzeszowskie promienie Słońca oraz cudowny zapach bułeczek mojej mamy dochodzący z kuchni. Wzięłam prysznic, ubrałam się  rozpuściłam włosy i zeszłam na śniadanie. Idąc korytarzem usłyszałam znajomy mi głos. Nie zważając na porozrzucane buty w korytarzu, o które łatwo było się potknąć pobiegłam do kuchni. Rzuciłam się w delikatne ramiona babci. Osoby, która nauczyła mnie być kobietą. W każdej sprawie zwracałam się do niej. W moim życiu była taka chwila, kiedy odwrócili się ode mnie  wszyscy moi przyjaciele wtedy to babcia pomogła mi się wygrzebać z tego piekła. Był to wtedy jeden z najgorszych, ale i też z najwspanialszym momentów w moim życiu. Zaznałam smak przyjaźni, bo wtedy poznałam Gośkę i Michała oraz miałam przy sobie osobę, na którą wiedziałam, że zawsze mogę liczyć. Po długiej rozmowie z babcią oraz mamą postanowiłam udać się na znajomą mi halę. 
Spacerkiem poszłam na trening siatkarzy na podpromiu. Udało mi się, bo właśnie ten trening był otwarty dla fanów tak więc bez problemu weszłam do środka. Po paru minutach poczułam silny uścisk Igły, który rzucił mi się na szyję. Po treningu wraz z Pitem, Igłą i Zibim poszłam na ciacho.  Opowiedziałam im co z Bartkiem, ponieważ doszły do nich jakieś słuchy, że nie jesteśmy już razem. Do domu zostałam odprowadzona przez Zbyszka, z którym bawiłam się wyśmienicie. Całą 20 minutową drogę powstrzymywałam się od śmiechu co było z nim bardzo trudne. Lubiłam go.       


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Troszkę namieszałam. hahah. :D 
Leże i zdycham.. chora :( 
Coś dziwnego mi się stało i nie mogłam dzisiaj wyrównać tekstu do środa tak jak to robię zawsze tak więc wygląda to inaczej niż zwykle. Przepraszam. :D 

Powiem szczerze, że boję się dzisiejszego meczu... arr.. 

Kto wygra mecz ?  
SOVIA !!!
KTO ?! 
SOVIA !!! 
KTO?! 
Sovia, Sovia, Sovia 
Do boju, do boju, do boju Resovia !  




                                                                                                                              

poniedziałek, 19 listopada 2012

10. Wpadłyśmy sobie w ramiona, modląc się że to nie jest nasz ostatni uścisk.

Poczułam czyjąś zimną rękę na nadgarstku, otworzyłam oczy.
- Dzień dobry pozwoliłam sobie wejść, ponieważ muszę zabrać panią na badania. - powiedziała z uśmiechem na twarzy młoda kobieta. - Proszę się ubrać będę czekała za drzwiach.
- Dobrze . - odpowiedziałam lekko zaspanym, ale płynnym angielskim. Ubrałam się w miarę wygodnie, pomalowałam oczy tuszem, związałam włosy w koczka i wyszłam na korytarz. Udałam się z kobietą do ciemnego pomieszczenia gdzie miałam się położyć i wykonywać różne wskazane ruchy. Badania trwały 20 minut, po nich miałam czas aby udać się na śniadanie.  Z dużą porcją musli usiadłam w rogu jasnej, przestronnej jadalni. Dopiero teraz zauważyłam, że jest udeżająco podobna to tej w Spale. Wtedy pierwszy raz poczułam, że tęsknie za siatkarzami, za Spałą i za wszystkim co mnie tam spotkało.
- Cześć mogę się przysiąść ? - zapytała mnie się młoda kobieta mniej-więcej w moim wieku.
- Tak oczywiście. Aneta jestem.
- Cześć ja Kaśka. Polka ? - wyszczerzyłam się.
- Tak
- No nareszcie jestem tu już drugi raz i jesteś pierwszą Polką. - uśmiechnęła się. Rozmawiałyśmy przez cały posiłek, dowiedziałam się, że Kasia choruję na ten sam rodzaj raka co ja, że jest na drugiej turze chemioterapii tutaj we Francji, a w Polsce leczona była już trzema rodzajami. Była z Warszawy, miała narzeczonego i planowała trójkę dzieci. Przed chorobą była przedszkolanką. Cały czas się śmiała, mówiła że bardzo tęskni za pracą i że chętnie by już do niej wróciła, ale za pewne przestraszyłaby wszystkie dzieci, ponieważ była łysa. Zastanawiało mnie czy ja także stracę włosy.
- Musisz być poważnie chora skoro od razu tutaj Cię przysłali.
- Faktycznie jestem, jedynie ta chemioterapia daje mi jakieś szanse na przeżycie, jak się nie powiedzie prawdo podobnie za jakieś 10 miesięcy umrę .- wymusiłam uśmiech. Rozmawiałyśmy i śmiałyśmy. Opowiedziała mi o wszystkim co się tu dzieje, o osobach, które są tu leczone. Dowiedziałam się że jest ich tu tylko 10. Nawet nie zauważyłyśmy, że na stołówce zrobiło się już pusto.
- Pani Aneto. Zapraszam na badania.
- Tak już idę, Do zobaczenia Kasia.
Kolejne badania nie były przyjemne ,wkuwano mi w skórę różnej grubości igły i notowano coś w zeszycie. Koło godziny 17 byłam już po badaniach i posiłku, postanowiłam odpocząć. Zadzwoniłam do rodziców i Bartka oraz Gosi i Michała, dowiedziałam się że u nich wszystko w porządku i że tęsknią.
Kolacje zjadłam z Kasią oraz cały wieczór także z nią spędziłam oglądając polskie komedie, które miałam nagrane na płyty. O 23 Kasia pożegnała się ze mną a ja wyszłam na balkon, który był moim ulubionym miejscem w klinice.
Nie był on za duży stało na nim jedno krzesło oraz stolik. Widok z balkonu był nieziemski, rozpościerał się na małe kolorowe kamieniczki. W dole był duży plac, po którym chodziły zakochane pary. Od razu pomyślałam o Bartku i o tym, że za 2 tygodnie będę tam z nim spacerować.
 
 
Wtorek minął mi wolno i leniwie, cały dzień nie widziałam Kasi. Tego dnia byłam przygotowywana na chemie, którą podano mi następnego dnia. Całą środę zwijałam się z bólu, ponieważ niby to była tylko kroplówka to i tak bolało mnie całe ciało. W czwartek i piątek lekarze mnie oszczędzili i całe dnie przespałam za pomocą jakiś czarodziejskich środków.
Po parterze czyli tam gdzie jest jedynie stołówka i sala "zabaw" kręciło się dużo ludzi. Był weekend tak więc przyjechało sporo ludzi w odwiedziny. Zjechałam na wózku windą do holu, gdzie czekała już na mnie moja mama. Podbiegła do mnie i obje w uścisku płakałyśmy. Po chwili puściła mnie, ponieważ jej uścisk był tak mocny, że wszystko mnie bolało. Dopiero w przyszły weekend będę mogła opuścić szpital tzn. pójść pozwiedzać, dlatego całą sobotę i niedziele spędziłyśmy na oglądaniu filmów, graniu w karty oraz przeróżnych innych czynnościach. Miałyśmy zobaczyć się dopiero za dwa tygodnie dlatego nasze pożegnanie było pożegnaniem łez. Obie przez 20 minut w swoich objęciach płakałyśmy..
Następny tydzień spędziłam na wyczekiwaniu soboty czyli dnia, w którym przyjeżdża do mnie Bartek. W poniedziałek dostałam kolejną dawkę chemioterapii, a cały wtorek i środę odpoczywałam po tym koszmarze. Czwartek i piątek spędziłam czytając książki. Aż wreszcie nadeszła sobota.. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Myślę, że następny rozdział ukaże się pod koniec tygodnia lub na weekendzie, ponieważ jestem chora i leże w łóżku i nie mam siły myśleć, a po za tym planuję już w środę iść do szkoły. Cały koniec tygodnia "zawalony" sprawdzianami.. masakra. :(

Gotowi na jutro !
Mecz Resovii. Jestem smutna, bo nie jedzie Piotrem i Achrem. Ale wieżę, że mamy szanse. :D



Pasiaki dajcie czaduu ! :D :D

niedziela, 18 listopada 2012

9. Wewnątrz mnie, skręca się tysiąc problemów.

 
Bartek koło godziny 10 pożegnał się z nami i pojechał do swojego rodzinnego miasta. Samolot miał dopiero o 18. Ja natomiast ubrałam się i czekałam na taxówkę, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Początkowa moi rodzice upierali się, że mnie zawiozą, ale chciałam zaoszczędzić im i sobie tego cierpienia jakim było pożegnanie, dlatego koło godziny 11 moi rodzice, brat, Gosia i Michał zgromadzili się w moim rodzinnym domu. I nadszedł czas, którego bałam się najbardziej. Miałam pożegnać się z osobami, z którymi  możliwe że nigdy się już nie zobaczę. Każdy z osobna szeptał mi do ucha miłe słówka.
Kochałam podróżować, zwiedzać mogłabym to robić codziennie, ale to był pierwszy raz w moim życie kiedy wolałam zostać w domu, z nimi. Wolałabym codziennie wysłuchiwać jak swoim bałaganiarstwem doprowadzam ich do szału.
Tak bardzo chciałabym cofnąć się w czasie. Moc znów być małą dziewczynką, której największym problemem było jaki kolor sukienki założyć lalce lub jak nazwać kolejnego misia.
Chciałabym już na zawsze zostać w ich kurczowym uścisku, tak bardzo chciałabym zostać przy nich, czułam się z nimi taka bezpieczna. Niestety w końcu musiał nadejść ten okropny moment, ten okropny dźwięk jakim był klakson taxówki czekającej pod domem.
Złapałam walizki i bez słowa wyszłam z domu, słyszałam ciche jęki brata, szlochy matki i Gośki, ale wiedziałam że nie mogę tam dłużej zostać. Młody mężczyzna przejął ode mnie bagaże, kiedy usłyszałam znajomy mi głos. Głos Przemka – naszego listonosza.
- Agata ! Czekaj ! Mam dla Ciebie przesyłkę, kwiaty !
- O dzień dobry. – wymusiłam uśmiech.
- Ależ nie ma za co taka moja praca. – pożegnałam się z Przemkiem i wsiadłam do białej taxi. Obejrzałam dookoła bukiet składający się z 50 dużych, bordowych róż. Zauważyłam wciśniętą małą, niepozorną karteczkę, wyjęłam ją.
„ Przepraszam, że nie przyszedłem Cię pożegnać. Wracaj do zdrowia Agata !  Zbyszek.”
Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu, a w brzuchu zaczęło wirować. „A może jednak Gośka z Michałem mieli racje i ja naprawdę coś to niego czuję ?”  „ Nie stop Agata, kochasz Bartka” mój wewnętrzny przyjaciel był mądrzejszy ode mnie. Po chwili uspokoiłam się i zanurzyłam się w muzykę płynącą z radia.
- Proszę pani jesteśmy na miejscu. – uśmiechnęłam się. Zapłaciłam taxówkarzowi, zabrałam bagaże i udałam się do budynku odlotów, pod którym już czekał doktor Sowa.
- Dzień dobry pani Agato.
- Dzień dobry, to co idziemy ?
- Tak, tak.
Odprawa minęła szybko, zresztą tak jak lot. Z lotniska udaliśmy się podstawionym dla nas samochodem do klinki. Widoki zza okna były cudowne, mijaliśmy wieżę Eiffla, romantyczne restauracje, stare kamieniczki i roześmianych ludzi. O godzinie 17 zaparkowaliśmy pod dużym budynkiem, który nie wyglądał ani jak szpital, ani jak klinka bardziej przypomniał hotel.
Pokój mój składał się z sypialni, łazienki i aneksu kuchennego. O 18 miałam zaplanowaną kolacje, a następnie ” wykład” o mojej terapii i leczeniu. Okazało się, że miałam tu wracać 3 razy.
Teraz zostaję tutaj na 3 tygodnie, następnie wracam do domu, żeby pobyć tam tydzień.  Kolejnym razem przyjeżdżam tu na 2 tygodnie i do domu wracam także na 2, a na koniec odwiedzam klinikę na tydzień i właśnie w ciągu tego tygodnia wszystko się okazuję.
 
O godzinie 22 na korytarzy zrobiło się pusto i cicho. Wyszłam na balkon i wykręciłam znajomy mi numer.
- Cześć Bartuś !
- No witaj krewetko !
- Doleciałeś cały i zdrowy ? Opowiadaj jak Ci tam jest ? – rozmawialiśmy jeszcze 15 minut, potem połączyłam się z rodzicami którym także poświęciłam 15 minut. Siedziałam wsłuchując się w dobrze mi znaną piosnkę lecącą z mojego telefonu i wpatrywałam się w bukiet stojący na stole.
Bez zastanowienia wyłączyłam muzykę i po chwili usłyszałam w słuchawce ciepły, męski głos.
- Cześć Zbyszek, przepraszam że tak późno mam nadzieję, że Cię nie obudziła.
- Nie skądże. – jego głos był wyraźnie uradowany.
- Dziękuję za kwiaty.
- Nie ma za co, chciałem Ci tylko powiedzieć żebyś dbała tam o siebie i szybko do nas wracała. – momentalnie, po tych słowach na mojej twarzy pierwszy raz tego dnia zagościł prawdziwy, szczery uśmiech.
- Postaram się, a teraz muszę kończyć bo jestem zmęczona podróżą, jeszcze raz dziękuję.
- Będę trzymał kciuki, cześć.
Po paru minutach zasnęłam.

sobota, 17 listopada 2012

8. Boję sie, że ten lot może być moim ostanim, boję się, że przez ten lot już nigdy nie zobaczę osoby, na których mi zależy.

Gdy ostatnie ciastko zostało wyjęte z piekarnika, wszyscy jakby obudzeni budzikiem poszliśmy się odświeżyć i przebrać. Ja włożyłam coś bardziej luźnego i wygodnego, natomiast moja wiecznie elegancka mama przystała na małej czarnej oraz kremowych czółenkach.
Koło godziny 18 usłyszeliśmy dźwięk dzwona, wszyscy jakby oparzeni podnieśli się z sofy. To na mnie padło otwieranie drzwi. Niestety alarm okazał się fałszywy i za drzwiami stała wredna ciotka Zośka, która zawsze wpadała w najmniej oczekiwanym momencie. Kulturalnie wpuściłam ją do środka, po czym zajęła się nią moja mama.
- A co ty taka wystrojona ? Ooo jakie pyszności na stole ! Czekacie na kogoś ?
- Tak Agatki chłopak przyjeżdża dzisiaj do nas w odwiedziny. - odpowiedziała moja lekko poirytowana mama.
- Ahh tak. No nareszcie już to przecie pora żeby sobie narzeczonego znalazła. - jej jak to powtarzało całe moje kuzynostwo wiejski akcent oraz styl mówienia doprowadzał mnie do szału. Cioteczka zażyczyła sobie herbaty oraz kawałek makowca kiedy po raz drugi w ciągu 20 min rozległ się długi, głośny dzwonek. Wstałam i chwiejnym krokiem udałam się do drzwi. Za nimi stał wysoki uśmiechnięty mężczyzna z dwoma bukietami róż jednym czerwonym, a drugim różowo-białym oraz z butelką najdroższego whisky. Był to Bartek, gdyby nie osoba, która aktualnie siedziała na mojej kanapie byłabym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Wpuściłam mojego chłopaka do mieszkania, kiedy szanowna ciotka zauważyła, że jest w tym towarzystwie zbędny i zaczęła kierować się do wyjścia.
- Nie byle jakiego widzę kuzynko chłopaka sobie znalazłaś, jakiegoś z telewizji, ale w bardzo rzadko oglądalnym kanale występuję, bo nie mogę sobie przypomnieć, w której stacji pogodynkiem jest. - widziałam po oczach moich rodziców i Bartka, że najchętniej wybuchli by śmiechem, niestety mnie do śmiechu nie było, ponieważ kochana ciotka zepsuła ową kolację.
- Ciociu Bartek jest siatkarzem, a nie pogodynkiem. - uśmiechnęłam się życzliwie, po czym pożegnałam ciotkę.
Po chwili w salonie rozległ się śmiech. Ja również uśmiechnęłam się pod nosem i udałam się do moich towarzyszy.
- O Bartek skąd wiedziałeś, że to moje ulubione whisky ? - uśmiechnął się tata.
- Nie wiedziałem, kupiłem te które ja najbardziej lubię.
- Bartek przestań się podlizywać. - roześmiałam się.
Kolacja minęła bardzo dobrze. Przyznam, że początkowo bardzo się jej obawiałam, ale było wyśmienicie. Koło godziny 22 wszyscy udaliśmy się do miejsca spoczynku.
Kiedy już prawie udałam się w zakątek snu, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Cześć, nie śpisz ? - uśmiechnął się do mnie Bartek.
- Nie chodź. - odkryłam kołdrę i poklepałam miejsce obok siebie. Od razu wskoczył do łóżka i objął mnie swoim silnym ramieniem. - Co jest ?
- Myślisz, że spodobałem się Twoim rodzicom ? - zapytał niepewnie Kurek
- Żartujesz ? Byli wniebowzięci - roześmiałam się, ale zaraz usta zamknął mi Bartek swoim pocałunkiem. - No dobra, dobra. Przestań panie Bartoszu Kurku i idź spać !
- A nie mogę tu ? - zrobił oczka z serii " Kot ze Shreka "
- Nie nie możesz, bo jak jutro z rana mój tata tu wparuję to za miło nie będzie - roześmiałam się.
Po chwili leżałam już sama i tonęłam w kolorowych snach. 

Obudził mnie łaskoczący moje nozdrza zapach naleśników. Ubrałam się , zrobiłam makijaż i zeszłam do kuchni, w której Bartek z moją mamą pałaszowali naleśniki z dżemem. Poprosiłam o kawę i zabrałam się za jedzenie. Przy śniadaniu uznaliśmy, że cały dzień spędzimy na zakupach oraz zwiedzaniu Rzeszowa, bo oprócz hali na podpromiu to Bartek wgl. nie wiedział mojego rodzinnego miasta, mieliśmy wrócić dopiero na kolację.
Od zawsze lubiłam zwiedzać, a że znałam wszystkie ciekawe miejsca w Rzeszowie to odwiedziliśmy przeróżne zakątki tego miasta, no koniec wstąpiliśmy do galerii handlowej, gdzie zrobiliśmy duże zakupy. Niestety Bartek był prawdziwym, nieugięty dżentelmenem i za wszytko upierał się że będzie płacił.
Na kolację przygotowałam z mamą kurczaka w sosie, cała nasza czwórka zjadła go tak szybko, że można by pomyśleć że jadło całe wojsko. Po seansie, który sobie urządziliśmy byłam tak bardzo zmęczona, że o 22 leżałam w łóżku i chociaż powieki same mi opadały to nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że jutro czekam mnie długa, poważna rozmowa z Bartkiem, bo przecież on w poniedziałek leci do Rosji ja na leczenie do Paryża i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle jeszcze się zobaczymy.

Następnego dnia pogoda była tak ładna, że nikt nie mógł by się spodziewać, że będzie to tak bardzo smutny dzień. Obudziliśmy się koło 10, zjedliśmy śniadanie i oboje zaczęliśmy się pakować, chociaż lecieliśmy w innym kierunku, innym celu..
Po obiedzie udaliśmy się na spacer do pobliskiego parku. Po drodze nie obyło się bez setek zdjęć z Bartkiem i autografów. Ale nawet mi się to podobało, bo im dłużej szliśmy tym dalej byliśmy od naszej rozmowy, rozmowy która możliwe że wszytko zmieni.
Wybraliśmy brązową ławkę pod wielkim drzewem kasztanowca, siedzieliśmy oddaleni od alejek aby nikt już nam nie przeszkadzał.
- Agata, bardzo Cię lubię i chciałbym spróbować. Wiem, że ty lecisz do Paryża ja do Moskwy, ale naprawdę mi zależy. Przecież nic nam nie szkodzi spróbować. - patrzył na mnie tymi cudownymi, dużymi oczami. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Wydaje mi się że nic nam nie szkodzi. Ale wiesz, że możliwe że to mój ostatni rok..
- Nie mów tak. Wierzę, że nie ostatni, ty też musisz. - zamilkliśmy. Dalsza rozmowa była tylko formalnością, Bartek miał przylecieć do mnie za 2 tygodnie, a oprócz tego codziennie mieliśmy do siebie dzwonić. Nie zaprzeczam zastanawiałam się czy to wgl. ma sens. Bo po co nam to ? Ja niedługo umrę, a umrę ze świadomością, że tą śmiercią zrujnuję mu życie... 

Poniedziałek był dniem, którego wyczekiwałam od tygodnia miałam lecieć do Paryża, ale nie był on za wesoły. Cały ranem żegnałam się z Bartkiem, cały ranem przytulaliśmy się do siebie, całowaliśmy, nie mogliśmy, nie chcieliśmy się od siebie oderwać. Tak bardzo się bałam, że mój organizm nie przyjmie chemii i już nigdy go nie zobaczę. Nie zobaczę Bartka, moich rodziców, Dawida, moich bratanków, Michała i Gośki, którzy odwiedzili mnie rankiem w poniedziałek. Był to dzień okropny, wręcz przerażający, chyba wszyscy to odczuwali, chyba wszyscy wiedzieli, że możemy się już nie zobaczyć. Niby tak przypadkiem, bez okazji, dostałam masę prezentów od osób, na których mi zależy. 



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj mimo gorączki i złego samopoczucia udałam się na podpromie co nie spodobało sie mojej mamie.. heheh
Ale wygrana pasiaków sprawiła, że czuję się o niebo lepiej no i można powiedzieć, że prawie jestem zdrowa. xd hehe .
 
Pozdrawiam. :D
 

piątek, 16 listopada 2012

7. Nigdy nie było tak źle. Życie mnie przerosło tak konkretnie.

Wstałam dosyć późno ubrałam się i postanowiłam odwiedzić Michała, ponieważ bardzo dawno go wiedziałam. Michał był moim pierwszym prawdziwym chłopakiem, byliśmy ze sobą 2 lata, ale nasza znajomość na tym się nie skończyła. Jest on moim wielkim przyjacielem. To on wie o mnie wszystko jest taką moją bratnią duszą. Ja, Gosia i właśnie Michał zawsze trzymaliśmy się razem. Zawsze pomaga mi w sprawach damsko-męskich, ale i też w zwykłych codziennych problemach.

Droga do Michała minęła mi dosyć szybko, ponieważ mieszkaliśmy blisko siebie.
- Agatka ! - wrzasną mi do ucha mężczyzna o skandynawskiej urodzie. Jego duże niebieskie oczy świeciły tak bardzo, że miałam wrażenie, że oświetlić mogłyby całą kulę ziemską. Roześmiałam się.
- O matko ! Gdzieś ty człowieku się podziewała ? Jedynie jakieś pogłoski o Tobie do mnie docierały. Podobno jakiś rak się zżera. - Michał nigdy nie owijał w bawełnę i za to go tak bardzo kochałam.
- A i owszem. No gdzie miałabym być w Warszawie byłam.
- Ale mi nie o Wawe chodzi, a tak wgl. to wchodź Agato moja !
- To jak nie o Warszawę to o co ?
- Jak to o co ? Twoja mamusia już mi się wygadała. Nie pamiętasz, że moja przyszła była teściowa zwierza mi się z Twojego życia. - roześmiałam się. Czasem nadal miałam wrażenie, że mama ma nadzieję, że z Michasiem to jeszcze nie wszytko stracone. Był on ideałem zięciem. Zawsze uśmiechnięty, kulturalny, miły, wesoły. Z bardzo dobrej rodziny.
- O Spałę Ci chodzi ?
- W zasadzie nie tak bardzo o Spałę, a o chłopaka, którego tam poznałaś. - uśmiechnął się. Mój monolog o Bartku, Zbyszku i wszystkim co wydarzyło się w tym genialnym miejscu na nowo się rozpoczął. Kolejne te same pytania czy kocham Bartka, a może jednak Zbyszka. Co czuję na widok jednego i drugiego. Następnie rozmawialiśmy o mojej chorobie o chemio-terapii o tym co planuję z tym wszystkim zrobić. Te wszystkie pytania były tak ciężkie, bo nie wiedziałam nie miałam pojęcia jak na nie odpowiedzieć. Kolejną godzinę spędziliśmy na dobieraniu odpowiedniego stroju na kolację zaręczynową Michała. Mój przyjaciel z Anią jest od 3 lat i to właśnie dziś planuję jej się oświadczyć. Ostatnio bardzo często zastanawiałam się czy ja też będę mogła przeżyć coś takiego.

Do domu wróciłam koło godziny 18.
- U Michała byłaś ? - zapytała z tajemniczym uśmiechem na twarzy moja mama. Już ja dobrze wiedziałam co jej chodzi po głowie.
- Tak, pomagałam dobrać mu odpowiedni strój, ponieważ ma zamiar oświadczyć się dzisiaj Ani. - mojej rodzicielce mina momentalnie zrzedła. Wyglądało to komicznie więc z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Następne pół godziny spędziłam na rodzinnej kolacji. Ostatnio wspólne posiłki stały się czymś normalnym. Moi rodzice chyba w taki sposób starali się ze mną w pewien sposób pożegnać. Bardzo często nadal widziałam płaczącą moją mamę lub ojca.
Idąc do swojego pokoju usłyszałam krzyk matki.
- Agataaaaa ! Telefoooooooon ! - zbiegłam szybko po schodach i słuchawce  rozległ się kojący głos Bartka.
- Witaj krewetko !
- Czy ty przestaniesz tak do mnie mówić ? - roześmiałam się, udając obrażoną.
- Może kiedyś krewetko. Co tam u Ciebie słychać ?
- A nic odwiedziłam Michała. Pamiętasz jak Ci o nim opowiadałam ?
- Tak, tak
- A teraz siedzę sobie w domu i gadam przez telefon z takim jakimś głupim człekiem.
- Człekiem - roześmiał się. Rozmawialiśmy jeszcze jakieś 30 minut dowiedziałam się, że Bartek nie może doczekać się soboty, ponieważ wtedy kończy im się sezon reprezentacyjny i przyjeżdża do mnie na cały, krótki weekend przed wyjazdem do Rosji. Bałam się tego wszystkiego, tego pożegnania, tego weekendu. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Po zakończeniu rozmowy byłam już tak zmęczona, że od razu zasnęłam. Dnie były dla mnie coraz krótsze. Byłam tak bardzo zmęczona, że potrafiłam zasnąć nawet o 19. Sobota zbliżała się wielkimi krokami. Wraz z mamą sprzątałyśmy resztę tygodnia. W piątek gotowałyśmy i piekłyśmy. Miałam wrażenie, że ten weekend był dla całej mojej rodziny wielkim świętem.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Cały dzień spędziłam w łóżku z gorączką. Lekarz stwierdził, że jestem przemęczona. Phi... no może trochę. Te wszystkie treningi, mecze, szkoła i zawody potrafią wykończyć, ald miałam miłych gości, którzy mnie odwiedzili. Dziękuję kochani ! :*
 
 
 Sovia ja nadal wierzę ! W was ! W nas !
 
 
P.S Blog będę pisała nie zważając na kolejność zdarzeń tzn. nie będę wzorowała się na harmonogramie LŚ i Olimpiady.

poniedziałek, 12 listopada 2012

6. Zatapiam się we własnych myślach, dalej i dalej.


-A kto to dzwonił ? - zapytał z uśmiechem Dawid.
- Mój.. - tu się zamyśliłam, ale w zasadzie nad czym - chłopak, Bartek.
- Ooo.. moja mała, kochana siostrzyczka chłopaka znalazła ? Kto by Cię chciał ? - zaśmiał się. Zawsze nawet teraz kiedy oboje jesteśmy już dorośli to zdarza nam się nadal przedrzeźniać i irytować.
- Pokaż nam tego Twojego wybranka. No już ! - zarządził z uśmiechem na twarzy mój brat. Wyjęłam telefon, włączyłam pierwszą lepszą stronę siatkarską i pokazałam bratu zdjęcie Bartosza Kurka. Zaśmiał się.
- Eeej no młoda, nie rób sobie jaj. Pokaż go.
- Ale ja mówię serio to jest mój chłopak.
- No niestety Dawid muszę Cię zmartwić Agata mówi prawdę.- tu wtrąciła się mama. Uśmiechnęłam się, po czym zaczęłam opowiadać wszytko co wydarzyło się w Spale pomijając nadal nurtującą mnie historię z Zibim.
 
Kolacja minęła w bardzo miłej atmosferze. Po powrocie do domu zadzwoniłam do Gośki, która już po paru minutach pojawiła się pod drzwiami wejściowymi mojego pokoju. To jej jedynie mogłam tak bardzo, najbardziej zaufać, chociaż ufałam i kochałam moją mamę to nie potrafiłam jej opowiedzieć o Zbyszku. Całą historię Gosiaczek słuchał w zachwycie i z uśmiechem na twarzy, chociaż nie za bardzo wiedziałam dlaczego.
- I ty się jeszcze martwisz ? Najbardziej wychwytywani polscy siatkarze się w Tobie mała podkochują,
- Tak martwię się, bo jeśli to prawda to przecież zniszczę ich relacje, relacje w zespole.
- Lubisz Bartka ?
- Tak .
- A myślisz, że może to być coś większego ?
- Myślę, że tak.
- To przestań się zamartwiać. Widocznie to Bartek, a nie Zbyszek tak więc przejdzie mu niedługo. I nic się nie popsuję.
- Może i masz rację. - uśmiechnęłam się do niej. Kolejną godzinę opowiadała mi o tym jak układa jej się z Piotrkiem ( jej chłopakiem ) oraz co słychać u naszych wspólnych znajomych. Kiedy miała już wychodzić, nagle zapytała.
- Agatka. Powiedz mi co Cię jeszcze tak bardzo martwi, że jesteś jakaś nieobecna, inna niż zwykle.
- Nie wydaję Ci się, po prostu jestem zmęczona. - wymusiłam uśmiech, który i tak jej nie zadowolił.
- Przecież wiem, że nie o to chodzi. Przede mną nic nie ukryjesz, nie pamiętasz znamy się 12 lat.
- Naprawdę wszytko okej.
- Nie powiesz mi chyba, że podoba Ci się Zibi .. ? - zaśmiałam się.
- Jasne, że nie. - uśmiechnęłam się. Gośka popatrzyła się na mnie podejrzliwie.
- Oj ty, ty. - porozmawiałyśmy jeszcze parę minut i Gosia udała się do domu, a ja wzięłam prysznic i położyłam się spać. Jednak długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym co powiedziała Gosia, a może ja rzeczywiście coś do niego czułam. Nie to nie możliwe.
 
Przed ostatecznym zamknięciem powiek dostałam sms od Bartka : " Dobranoc krewetko :* "
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny wpis, bo cały tydzień " zawalony ".  Po za tym mecz w środę. :D

Miałam napisać już wczoraj, ale humor nie dopisywał. Dla kogoś kto jest na prawie każdym meczu nawet na tych wyjazdowych bywam bardzo często mecz z Czewem był jak nóż w plecy. Wiedziałam, że prosto nie będzie, bo nawet jeśli owa drużyna jest na końcu tabeli to czymś zasłużyć sobie musiała, że znalałza się w tak wysokiej lidze. Tak więc po raz, któryś żegnam sezonowców. :D
Pozdrawiam. :D

P.S   Oglądalność jest nawet spora co dzisiaj zauważyłam, ale zero komentarzy no cóż.. :P


Kocham Sovie. ! <3
 

piątek, 9 listopada 2012

5. A gdy nagle odchodzi ktoś, kto był dla Ciebie powietrzem, jak żyć?

Wstałam późno o 15 miałam wizytę u lekarza. Byłam nią przerażona. Przed wyjazdem ubrałam się i postanowiłam zadzwonić do Bartka. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili usłyszałam ciepły głos Kurasia.
- Cześć krewetko !
- Krewetko ?  - roześmiałam się. - No cześć. Co tam robisz ?
- Gram z Ziomkiem w karty, a ty ?
- Zbieram się na badania. A co do tych kart to mam nadzieję, że przegrasz - wybuchłam śmiechem .
- I mówi to moja dziewczyna. - zatkało mnie, wiedziałam że byliśmy blisko, może nawet się kochaliśmy, ale jakoś nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jesteśmy parą. - Hej ! Jesteś ?
- Tak, tak przepraszam. Ja muszę kończyć, bo już późno, a boję się, ze korki będę. Cześć !
- No cześć !

Po półgodzinnej bijatyce z korkami i innymi kierowcami dojechałam pod gabinet doktora Sowy. Wchodząc do przestronnego, jasnego pomieszczenia poczułam zapach, którego nie znosiłam zapach szpitali, lekarzy i klinik. Siadłam na krześle podpięłam się do mojego muzycznego świata ( włączyłam muzykę w słuchawkach  jak by ktoś nie zrozumiał xd ) i zapomniałam o wszystkim, miałam przed oczami jedynie twarz Bartka, a w uszach dźwięczało mi to przeraźliwe zdanie Kubiaka. 
- Przepraszam, teraz pani kolej. 
- Ah. Tak już wchodzę, dziękuje  - uśmiechnęłam się do starszej pani po czym udałam się do gabinetu mojego lekarza. 

- Dzień dobry.- zza wielkich czerwonych okularów uśmiechną się do mnie mój lekarz prowadzący. - Jak się pani czuje ? Słyszałem, że współpracuje pani z fundacją. 
- Dziękuję w miarę dobrze, chociaż ostatnio bolały mnie plecy. Tak już parę marzeń spełniłam. W końcu od czegoś trzeba zacząć to pożegnanie się ze światem. - uśmiechnęłam się niewyraźnie. Wydawało mi się że tym zdaniem zatkałam doktora. 
- No dobrze. Zobaczmy badania. - podałam mu jakieś magiczne wykresy, prześwietlenia i miliony innych różnych kartek z wynikami badań. - Widzę, że nic się nie polepszyło po tych lekach, ale i też nie pogorszyło więc bardzo się cieszę. Mam do pani bardzo trudne pytanie. 
- Tak słucham. 
- Pani choroba jest na bardzo wysokim stadium i możemy nie robić nic i czekać na pani koniec, a możemy spróbować najnowszej chemioterapii, ale możliwe jest że to także nie pomoże. Tak więc daje pani parę dni na zastanowienie się czy próbujemy walczyć czy też nie. 
- Nie myślę, że nie ma sensu. Widocznie tak miało być. Spędzę te parę miesięcy najlepiej jak się da i poczekamy. - wymusiłam uśmiechem. Nie chciałam tą chemioterapią dawać sobie jakichkolwiek szans, jakiś bezsensownych nadziej, które i tak potem prawdopodobnie poszłyby na marne. 
- Ale czy na pewno ? Ja nie chce pani do niczego namawiać, ale gdy nagle odszedłby ktoś kto był dla Pani powietrzem, jak by pani dalej żyła ? Odszedł bez walki. ? - Dotknęły mnie te słowa. Nie pozwoliłbym nikomu myśleć tak jak myślę ja. O sobie nie o innych, a tylko i wyłącznie o sobie. O swoich uczuciach. 

Następny parę minut słuchałam o chemioterapii, która miała się odbyć w klinice w Paryżu. Byłam zachwycona, że to właśnie tam będę leczona bo odkąd pamiętam zawsze chciałam zobaczyć Paryż, Wieże Eiffla. Za tydzień wraz z doktorem Sowa miałam lecieć do tego pięknego miasta. Po powrocie opowiedziałam mamie o mojej decyzji. Pierworodna nie ukrywała radości z tego co postanowiłam i z miłym humorem zaprosiła mnie na kolacje do mojej ulubionej restauracji. 
Wchodząc poczułam przyjemny zapach spaghetti, które też później zamówiła  Zajęłyśmy stolik i czekałyśmy na kelnerkę kiedy otworzyły się drzwi i do wnętrza wpadł Dawid z Asią i dwójką swoich pociech. Zerwałam się z krzesła po czym podbiegłam do ukochanego braciszka przywitać się. Nie miałam pojęcia, że będą na tej przyjemnej kolacji. Dawid wiedział o mojej chorobie, ale udawał, że wszystko jest dobrze i nic się nie dzieje.  
Jedliśmy posiłek, śmieliśmy się i rozmawialiśmy, nagle poczułam wibracje w kieszenie. To mój telefon wydawał przyjemne uczucie na udzie. Odebrałam telefon. 
- Cześć, jak się czujesz? Co robisz ? Kiedy się zobaczymy ?  Co powiedział lekarz ? - to Bartek chciał wiedzieć wszytko. Zaśmiałam się.
 - Bartuś spokojnie. Wszystko jest dobrze, jem kolację w towarzystwie rodzinki. Jak to kiedy się zobaczymy, przecież przejeżdżasz do mnie  w piątek. 
- A tak. Wiem, wiem, ale po prostu musiałem znaleźć jakaś wymówkę aby do Ciebie zadzwonić. - zaśmiałam się. 
- Dobrze Kurek wracaj do treningów zadzwonię później. Tęsknie za Tobą wiesz ? Paa. 
- Wiem, wiem. Ja za Tobą też. Żegnaj krewetko.  


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Już na wstępie przepraszam, ale zaczął mi się w szkole turniej międzyklasowy no i oprócz tego, że gram to jeszcze muszę każdy mecz pomagać sędziować, a kiedy dojdzie jeszcze nauka inne obowiązki i trenowanie to nie ma już na nic czasu. Tak więc przepraszam i do usłyszenia. 

P.S Jutro wybieram się na meczyk. :D 
Kto będzie miał włączony telewizor we wtorek o 22:30 na tvn . ? :P 
No baa że ja.. :D Wy też ?