niedziela, 18 listopada 2012

9. Wewnątrz mnie, skręca się tysiąc problemów.

 
Bartek koło godziny 10 pożegnał się z nami i pojechał do swojego rodzinnego miasta. Samolot miał dopiero o 18. Ja natomiast ubrałam się i czekałam na taxówkę, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Początkowa moi rodzice upierali się, że mnie zawiozą, ale chciałam zaoszczędzić im i sobie tego cierpienia jakim było pożegnanie, dlatego koło godziny 11 moi rodzice, brat, Gosia i Michał zgromadzili się w moim rodzinnym domu. I nadszedł czas, którego bałam się najbardziej. Miałam pożegnać się z osobami, z którymi  możliwe że nigdy się już nie zobaczę. Każdy z osobna szeptał mi do ucha miłe słówka.
Kochałam podróżować, zwiedzać mogłabym to robić codziennie, ale to był pierwszy raz w moim życie kiedy wolałam zostać w domu, z nimi. Wolałabym codziennie wysłuchiwać jak swoim bałaganiarstwem doprowadzam ich do szału.
Tak bardzo chciałabym cofnąć się w czasie. Moc znów być małą dziewczynką, której największym problemem było jaki kolor sukienki założyć lalce lub jak nazwać kolejnego misia.
Chciałabym już na zawsze zostać w ich kurczowym uścisku, tak bardzo chciałabym zostać przy nich, czułam się z nimi taka bezpieczna. Niestety w końcu musiał nadejść ten okropny moment, ten okropny dźwięk jakim był klakson taxówki czekającej pod domem.
Złapałam walizki i bez słowa wyszłam z domu, słyszałam ciche jęki brata, szlochy matki i Gośki, ale wiedziałam że nie mogę tam dłużej zostać. Młody mężczyzna przejął ode mnie bagaże, kiedy usłyszałam znajomy mi głos. Głos Przemka – naszego listonosza.
- Agata ! Czekaj ! Mam dla Ciebie przesyłkę, kwiaty !
- O dzień dobry. – wymusiłam uśmiech.
- Ależ nie ma za co taka moja praca. – pożegnałam się z Przemkiem i wsiadłam do białej taxi. Obejrzałam dookoła bukiet składający się z 50 dużych, bordowych róż. Zauważyłam wciśniętą małą, niepozorną karteczkę, wyjęłam ją.
„ Przepraszam, że nie przyszedłem Cię pożegnać. Wracaj do zdrowia Agata !  Zbyszek.”
Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu, a w brzuchu zaczęło wirować. „A może jednak Gośka z Michałem mieli racje i ja naprawdę coś to niego czuję ?”  „ Nie stop Agata, kochasz Bartka” mój wewnętrzny przyjaciel był mądrzejszy ode mnie. Po chwili uspokoiłam się i zanurzyłam się w muzykę płynącą z radia.
- Proszę pani jesteśmy na miejscu. – uśmiechnęłam się. Zapłaciłam taxówkarzowi, zabrałam bagaże i udałam się do budynku odlotów, pod którym już czekał doktor Sowa.
- Dzień dobry pani Agato.
- Dzień dobry, to co idziemy ?
- Tak, tak.
Odprawa minęła szybko, zresztą tak jak lot. Z lotniska udaliśmy się podstawionym dla nas samochodem do klinki. Widoki zza okna były cudowne, mijaliśmy wieżę Eiffla, romantyczne restauracje, stare kamieniczki i roześmianych ludzi. O godzinie 17 zaparkowaliśmy pod dużym budynkiem, który nie wyglądał ani jak szpital, ani jak klinka bardziej przypomniał hotel.
Pokój mój składał się z sypialni, łazienki i aneksu kuchennego. O 18 miałam zaplanowaną kolacje, a następnie ” wykład” o mojej terapii i leczeniu. Okazało się, że miałam tu wracać 3 razy.
Teraz zostaję tutaj na 3 tygodnie, następnie wracam do domu, żeby pobyć tam tydzień.  Kolejnym razem przyjeżdżam tu na 2 tygodnie i do domu wracam także na 2, a na koniec odwiedzam klinikę na tydzień i właśnie w ciągu tego tygodnia wszystko się okazuję.
 
O godzinie 22 na korytarzy zrobiło się pusto i cicho. Wyszłam na balkon i wykręciłam znajomy mi numer.
- Cześć Bartuś !
- No witaj krewetko !
- Doleciałeś cały i zdrowy ? Opowiadaj jak Ci tam jest ? – rozmawialiśmy jeszcze 15 minut, potem połączyłam się z rodzicami którym także poświęciłam 15 minut. Siedziałam wsłuchując się w dobrze mi znaną piosnkę lecącą z mojego telefonu i wpatrywałam się w bukiet stojący na stole.
Bez zastanowienia wyłączyłam muzykę i po chwili usłyszałam w słuchawce ciepły, męski głos.
- Cześć Zbyszek, przepraszam że tak późno mam nadzieję, że Cię nie obudziła.
- Nie skądże. – jego głos był wyraźnie uradowany.
- Dziękuję za kwiaty.
- Nie ma za co, chciałem Ci tylko powiedzieć żebyś dbała tam o siebie i szybko do nas wracała. – momentalnie, po tych słowach na mojej twarzy pierwszy raz tego dnia zagościł prawdziwy, szczery uśmiech.
- Postaram się, a teraz muszę kończyć bo jestem zmęczona podróżą, jeszcze raz dziękuję.
- Będę trzymał kciuki, cześć.
Po paru minutach zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz