Bartek koło godziny 10 pożegnał się z nami i
pojechał do swojego rodzinnego miasta. Samolot miał dopiero o 18. Ja natomiast
ubrałam się i czekałam na taxówkę, która miała mnie zawieźć na lotnisko.
Początkowa moi rodzice upierali się, że mnie zawiozą, ale chciałam zaoszczędzić
im i sobie tego cierpienia jakim było pożegnanie, dlatego koło godziny 11 moi
rodzice, brat, Gosia i Michał zgromadzili się w moim rodzinnym domu. I nadszedł
czas, którego bałam się najbardziej. Miałam pożegnać się z osobami, z którymi możliwe że nigdy się już nie zobaczę. Każdy z
osobna szeptał mi do ucha miłe słówka.
Kochałam podróżować, zwiedzać mogłabym to
robić codziennie, ale to był pierwszy raz w moim życie kiedy wolałam zostać w
domu, z nimi. Wolałabym codziennie wysłuchiwać jak swoim bałaganiarstwem
doprowadzam ich do szału.
Tak bardzo chciałabym cofnąć się w czasie.
Moc znów być małą dziewczynką, której największym problemem było jaki kolor
sukienki założyć lalce lub jak nazwać kolejnego misia.
Chciałabym już na zawsze zostać w ich kurczowym
uścisku, tak bardzo chciałabym zostać przy nich, czułam się z nimi taka
bezpieczna. Niestety w końcu musiał nadejść ten okropny moment, ten okropny
dźwięk jakim był klakson taxówki czekającej pod domem.
Złapałam walizki i bez słowa wyszłam z domu,
słyszałam ciche jęki brata, szlochy matki i Gośki, ale wiedziałam że nie mogę
tam dłużej zostać. Młody mężczyzna przejął ode mnie bagaże, kiedy usłyszałam
znajomy mi głos. Głos Przemka – naszego listonosza.
- Agata ! Czekaj ! Mam dla Ciebie przesyłkę,
kwiaty !
- O dzień dobry. – wymusiłam uśmiech.
- Ależ nie ma za co taka moja praca. –
pożegnałam się z Przemkiem i wsiadłam do białej taxi. Obejrzałam dookoła bukiet
składający się z 50 dużych, bordowych róż. Zauważyłam wciśniętą małą,
niepozorną karteczkę, wyjęłam ją.
„ Przepraszam, że nie przyszedłem Cię
pożegnać. Wracaj do zdrowia Agata ! Zbyszek.”
Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu, a w
brzuchu zaczęło wirować. „A może jednak Gośka z Michałem mieli racje i ja
naprawdę coś to niego czuję ?” „ Nie
stop Agata, kochasz Bartka” mój wewnętrzny przyjaciel był mądrzejszy ode mnie.
Po chwili uspokoiłam się i zanurzyłam się w muzykę płynącą z radia.
- Proszę pani jesteśmy na miejscu. – uśmiechnęłam
się. Zapłaciłam taxówkarzowi, zabrałam bagaże i udałam się do budynku odlotów,
pod którym już czekał doktor Sowa.
- Dzień dobry pani Agato.
- Dzień dobry, to co idziemy ?
- Tak, tak.
Odprawa minęła szybko, zresztą tak jak lot.
Z lotniska udaliśmy się podstawionym dla nas samochodem do klinki. Widoki zza
okna były cudowne, mijaliśmy wieżę Eiffla, romantyczne restauracje, stare kamieniczki
i roześmianych ludzi. O godzinie 17 zaparkowaliśmy pod dużym budynkiem, który
nie wyglądał ani jak szpital, ani jak klinka bardziej przypomniał hotel.
Pokój mój składał się z sypialni, łazienki i
aneksu kuchennego. O 18 miałam zaplanowaną kolacje, a następnie ” wykład” o
mojej terapii i leczeniu. Okazało się, że miałam tu wracać 3 razy.
Teraz zostaję tutaj na 3 tygodnie, następnie
wracam do domu, żeby pobyć tam tydzień. Kolejnym
razem przyjeżdżam tu na 2 tygodnie i do domu wracam także na 2, a na koniec
odwiedzam klinikę na tydzień i właśnie w ciągu tego tygodnia wszystko się okazuję.
O godzinie 22 na korytarzy zrobiło się pusto
i cicho. Wyszłam na balkon i wykręciłam znajomy mi numer.
- Cześć Bartuś !
- No witaj krewetko !
- Doleciałeś cały i zdrowy ? Opowiadaj jak Ci
tam jest ? – rozmawialiśmy jeszcze 15 minut, potem połączyłam się z rodzicami
którym także poświęciłam 15 minut. Siedziałam wsłuchując się w dobrze mi znaną piosnkę
lecącą z mojego telefonu i wpatrywałam się w bukiet stojący na stole.
Bez zastanowienia wyłączyłam muzykę i po
chwili usłyszałam w słuchawce ciepły, męski głos.
- Cześć Zbyszek, przepraszam że tak późno
mam nadzieję, że Cię nie obudziła.
- Nie skądże. – jego głos był wyraźnie
uradowany.
- Dziękuję za kwiaty.
- Nie ma za co, chciałem Ci tylko powiedzieć
żebyś dbała tam o siebie i szybko do nas wracała. – momentalnie, po tych
słowach na mojej twarzy pierwszy raz tego dnia zagościł prawdziwy, szczery uśmiech.
- Postaram się, a teraz muszę kończyć bo
jestem zmęczona podróżą, jeszcze raz dziękuję.
- Będę trzymał kciuki, cześć.
Po paru minutach zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz