Weszłam do windy i już po chwili dojechałam na parter. Widziałam tam bardzo dużo ludzi, ale nigdzie nie mogłam zauważyć Bartka, nagle poczułam czyjeś ciepłe dłonie na swoich oczach.
- Bartuś ! - zapiszczałam. Jego oczy płonęły ze szczęścia.Nie mówiąc nic poczułam ten przyjemny, utęskniony smak. Smak jego ust..
W milczeniu zjedliśmy posiłek, następnie przebrałam się i pierwszy raz od 2 tygodniu wyszłam z budynku. Przyjemne, ciepłe powietrze uderzyło mnie w twarz. Szłam z Bartkiem za rękę po paryskich alejkach, można by rzec że jestem najszczęśliwszą osobą pod Słońcem, ale jednak czegoś mi brakowało...
Zrezygnowaliśmy z kolacji w klinice i udaliśmy się na konsumpcję prawdziwych francuskich potraw, ślimaki w sosie, zawijane żabki... Wydaję się że coś obrzydliwego, ale moje usta zatraciły się w ślimaczkach w sosie. Moje podniebienie rozkoszowało się ich smakiem.
Na koniec tego wieczoru udaliśmy się na przezabawny spektakl w teatrze Sarah Bernarht. Koło godziny 22 wróciliśmy do kliniki. Zasnęłam wtulona w Bartkowy tors.
W niedziele rano zostałam obudzona delikatnym muśnięciem. Na śniadanie Kuraś przyniósł mi cieplutkie croissanty z dżemem oraz aromatyczną kawą. Cały ranem spędziliśmy przytuleni do siebie. Mimo, że był weekend i czas dla rodzin o 13 miałam robione 20 minutowe badania, które jak stwierdził lekarz wypadły znakomicie. Całe popołudnie spędziliśmy zwiedzając Paryż i chociaż byłam już naprawdę bardzo zmęczona nie poddawałam się. Robiliśmy miliony zdjęć, śmialiśmy się i wszytko było genialne, ale Bartek wydawał mi się dziwnie poddenerwowany, smutny, w końcu nie wytrzymała.
- Bartuś co się dzieję ? - zapytałam siadając na jednej z drewnianych ławeczek .
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć..
- Normanie, przecież to tylko ja.
- Bo widzisz, ja nie daję rady. To dla mnie za dużo. Ty tutaj ja w Rosji. Przeraża mnie wszystko nie chodzi mi tu o Twoją chorobę, przeraża mnie to że jesteś wspaniała i niesamowita, ale nie kocham Cię tak bardzo jak bym tego chciał.. Kocham Cię jak siostrę, jak przyjaciółkę. - uśmiechnęłam się, nie udawałam, naprawdę uśmiechnęłam się szczerze.
- Wiem o czym mówisz Bartuś. To wszystko działo się po prostu za szybko. - pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Przepraszam
- Ale nie masz za co. Ja czuję to co ty, ale jak się dowiedziałam, że jestem chora byłam bardzo zagubiona pragnęłam wszystkiego, pragnęłam tej miłości na siłę i nie zauważyłam że traktuję Cię jak przyjaciela, jak brata. Tak naprawdę wmawiałam sobie, że to coś większego. - siedzieliśmy na tej ławce jeszcze parę godzin, rozmawiając Nie było mi smutno ani nie byłam zła. Wiedziałam, że to co zdarzyło się przed chwilą było prawdzie i szczere. Z Kurkiem pożegnałam się koło godziny 19, wróciłam do kliniki i zasnęłam.
Cały następny tydzień myślałam o sobocie, o dniu w którym wracam do domu w prawdzie tylko na tydzień ale tak bardzo stęskniłam się za domowym gwarem, za domowymi zapachami.
Lot miałam zaplanowany na 17 o 15 wyjechałam spod kliniki z jedną z pielęgniarek, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Podróż minęła mi dość szybko. O 23 siedziałam na sofie w domu w Rzeszowie, otoczona osobami, które mnie kochają. Pragnęłam, aby tak było już zawsze, ale wiedziałam że przede mną jeszcze długa droga do takiego stanu. Nie chciałam się poddać, wiedziałam, że mam dla kogo żyć.
W poniedziałek rano obudziły mnie rzeszowskie promienie Słońca oraz cudowny zapach bułeczek mojej mamy dochodzący z kuchni. Wzięłam prysznic, ubrałam się rozpuściłam włosy i zeszłam na śniadanie. Idąc korytarzem usłyszałam znajomy mi głos. Nie zważając na porozrzucane buty w korytarzu, o które łatwo było się potknąć pobiegłam do kuchni. Rzuciłam się w delikatne ramiona babci. Osoby, która nauczyła mnie być kobietą. W każdej sprawie zwracałam się do niej. W moim życiu była taka chwila, kiedy odwrócili się ode mnie wszyscy moi przyjaciele wtedy to babcia pomogła mi się wygrzebać z tego piekła. Był to wtedy jeden z najgorszych, ale i też z najwspanialszym momentów w moim życiu. Zaznałam smak przyjaźni, bo wtedy poznałam Gośkę i Michała oraz miałam przy sobie osobę, na którą wiedziałam, że zawsze mogę liczyć. Po długiej rozmowie z babcią oraz mamą postanowiłam udać się na znajomą mi halę.
Spacerkiem poszłam na trening siatkarzy na podpromiu. Udało mi się, bo właśnie ten trening był otwarty dla fanów tak więc bez problemu weszłam do środka. Po paru minutach poczułam silny uścisk Igły, który rzucił mi się na szyję. Po treningu wraz z Pitem, Igłą i Zibim poszłam na ciacho. Opowiedziałam im co z Bartkiem, ponieważ doszły do nich jakieś słuchy, że nie jesteśmy już razem. Do domu zostałam odprowadzona przez Zbyszka, z którym bawiłam się wyśmienicie. Całą 20 minutową drogę powstrzymywałam się od śmiechu co było z nim bardzo trudne. Lubiłam go.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Troszkę namieszałam. hahah. :D
Leże i zdycham.. chora :(
Coś dziwnego mi się stało i nie mogłam dzisiaj wyrównać tekstu do środa tak jak to robię zawsze tak więc wygląda to inaczej niż zwykle. Przepraszam. :D
Coś dziwnego mi się stało i nie mogłam dzisiaj wyrównać tekstu do środa tak jak to robię zawsze tak więc wygląda to inaczej niż zwykle. Przepraszam. :D
Powiem szczerze, że boję się dzisiejszego meczu... arr..
Kto wygra mecz ?
SOVIA !!!
KTO ?!
SOVIA !!!
KTO?!
Sovia, Sovia, Sovia
Do boju, do boju, do boju Resovia !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz