sobota, 17 listopada 2012

8. Boję sie, że ten lot może być moim ostanim, boję się, że przez ten lot już nigdy nie zobaczę osoby, na których mi zależy.

Gdy ostatnie ciastko zostało wyjęte z piekarnika, wszyscy jakby obudzeni budzikiem poszliśmy się odświeżyć i przebrać. Ja włożyłam coś bardziej luźnego i wygodnego, natomiast moja wiecznie elegancka mama przystała na małej czarnej oraz kremowych czółenkach.
Koło godziny 18 usłyszeliśmy dźwięk dzwona, wszyscy jakby oparzeni podnieśli się z sofy. To na mnie padło otwieranie drzwi. Niestety alarm okazał się fałszywy i za drzwiami stała wredna ciotka Zośka, która zawsze wpadała w najmniej oczekiwanym momencie. Kulturalnie wpuściłam ją do środka, po czym zajęła się nią moja mama.
- A co ty taka wystrojona ? Ooo jakie pyszności na stole ! Czekacie na kogoś ?
- Tak Agatki chłopak przyjeżdża dzisiaj do nas w odwiedziny. - odpowiedziała moja lekko poirytowana mama.
- Ahh tak. No nareszcie już to przecie pora żeby sobie narzeczonego znalazła. - jej jak to powtarzało całe moje kuzynostwo wiejski akcent oraz styl mówienia doprowadzał mnie do szału. Cioteczka zażyczyła sobie herbaty oraz kawałek makowca kiedy po raz drugi w ciągu 20 min rozległ się długi, głośny dzwonek. Wstałam i chwiejnym krokiem udałam się do drzwi. Za nimi stał wysoki uśmiechnięty mężczyzna z dwoma bukietami róż jednym czerwonym, a drugim różowo-białym oraz z butelką najdroższego whisky. Był to Bartek, gdyby nie osoba, która aktualnie siedziała na mojej kanapie byłabym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Wpuściłam mojego chłopaka do mieszkania, kiedy szanowna ciotka zauważyła, że jest w tym towarzystwie zbędny i zaczęła kierować się do wyjścia.
- Nie byle jakiego widzę kuzynko chłopaka sobie znalazłaś, jakiegoś z telewizji, ale w bardzo rzadko oglądalnym kanale występuję, bo nie mogę sobie przypomnieć, w której stacji pogodynkiem jest. - widziałam po oczach moich rodziców i Bartka, że najchętniej wybuchli by śmiechem, niestety mnie do śmiechu nie było, ponieważ kochana ciotka zepsuła ową kolację.
- Ciociu Bartek jest siatkarzem, a nie pogodynkiem. - uśmiechnęłam się życzliwie, po czym pożegnałam ciotkę.
Po chwili w salonie rozległ się śmiech. Ja również uśmiechnęłam się pod nosem i udałam się do moich towarzyszy.
- O Bartek skąd wiedziałeś, że to moje ulubione whisky ? - uśmiechnął się tata.
- Nie wiedziałem, kupiłem te które ja najbardziej lubię.
- Bartek przestań się podlizywać. - roześmiałam się.
Kolacja minęła bardzo dobrze. Przyznam, że początkowo bardzo się jej obawiałam, ale było wyśmienicie. Koło godziny 22 wszyscy udaliśmy się do miejsca spoczynku.
Kiedy już prawie udałam się w zakątek snu, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Cześć, nie śpisz ? - uśmiechnął się do mnie Bartek.
- Nie chodź. - odkryłam kołdrę i poklepałam miejsce obok siebie. Od razu wskoczył do łóżka i objął mnie swoim silnym ramieniem. - Co jest ?
- Myślisz, że spodobałem się Twoim rodzicom ? - zapytał niepewnie Kurek
- Żartujesz ? Byli wniebowzięci - roześmiałam się, ale zaraz usta zamknął mi Bartek swoim pocałunkiem. - No dobra, dobra. Przestań panie Bartoszu Kurku i idź spać !
- A nie mogę tu ? - zrobił oczka z serii " Kot ze Shreka "
- Nie nie możesz, bo jak jutro z rana mój tata tu wparuję to za miło nie będzie - roześmiałam się.
Po chwili leżałam już sama i tonęłam w kolorowych snach. 

Obudził mnie łaskoczący moje nozdrza zapach naleśników. Ubrałam się , zrobiłam makijaż i zeszłam do kuchni, w której Bartek z moją mamą pałaszowali naleśniki z dżemem. Poprosiłam o kawę i zabrałam się za jedzenie. Przy śniadaniu uznaliśmy, że cały dzień spędzimy na zakupach oraz zwiedzaniu Rzeszowa, bo oprócz hali na podpromiu to Bartek wgl. nie wiedział mojego rodzinnego miasta, mieliśmy wrócić dopiero na kolację.
Od zawsze lubiłam zwiedzać, a że znałam wszystkie ciekawe miejsca w Rzeszowie to odwiedziliśmy przeróżne zakątki tego miasta, no koniec wstąpiliśmy do galerii handlowej, gdzie zrobiliśmy duże zakupy. Niestety Bartek był prawdziwym, nieugięty dżentelmenem i za wszytko upierał się że będzie płacił.
Na kolację przygotowałam z mamą kurczaka w sosie, cała nasza czwórka zjadła go tak szybko, że można by pomyśleć że jadło całe wojsko. Po seansie, który sobie urządziliśmy byłam tak bardzo zmęczona, że o 22 leżałam w łóżku i chociaż powieki same mi opadały to nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że jutro czekam mnie długa, poważna rozmowa z Bartkiem, bo przecież on w poniedziałek leci do Rosji ja na leczenie do Paryża i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle jeszcze się zobaczymy.

Następnego dnia pogoda była tak ładna, że nikt nie mógł by się spodziewać, że będzie to tak bardzo smutny dzień. Obudziliśmy się koło 10, zjedliśmy śniadanie i oboje zaczęliśmy się pakować, chociaż lecieliśmy w innym kierunku, innym celu..
Po obiedzie udaliśmy się na spacer do pobliskiego parku. Po drodze nie obyło się bez setek zdjęć z Bartkiem i autografów. Ale nawet mi się to podobało, bo im dłużej szliśmy tym dalej byliśmy od naszej rozmowy, rozmowy która możliwe że wszytko zmieni.
Wybraliśmy brązową ławkę pod wielkim drzewem kasztanowca, siedzieliśmy oddaleni od alejek aby nikt już nam nie przeszkadzał.
- Agata, bardzo Cię lubię i chciałbym spróbować. Wiem, że ty lecisz do Paryża ja do Moskwy, ale naprawdę mi zależy. Przecież nic nam nie szkodzi spróbować. - patrzył na mnie tymi cudownymi, dużymi oczami. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Wydaje mi się że nic nam nie szkodzi. Ale wiesz, że możliwe że to mój ostatni rok..
- Nie mów tak. Wierzę, że nie ostatni, ty też musisz. - zamilkliśmy. Dalsza rozmowa była tylko formalnością, Bartek miał przylecieć do mnie za 2 tygodnie, a oprócz tego codziennie mieliśmy do siebie dzwonić. Nie zaprzeczam zastanawiałam się czy to wgl. ma sens. Bo po co nam to ? Ja niedługo umrę, a umrę ze świadomością, że tą śmiercią zrujnuję mu życie... 

Poniedziałek był dniem, którego wyczekiwałam od tygodnia miałam lecieć do Paryża, ale nie był on za wesoły. Cały ranem żegnałam się z Bartkiem, cały ranem przytulaliśmy się do siebie, całowaliśmy, nie mogliśmy, nie chcieliśmy się od siebie oderwać. Tak bardzo się bałam, że mój organizm nie przyjmie chemii i już nigdy go nie zobaczę. Nie zobaczę Bartka, moich rodziców, Dawida, moich bratanków, Michała i Gośki, którzy odwiedzili mnie rankiem w poniedziałek. Był to dzień okropny, wręcz przerażający, chyba wszyscy to odczuwali, chyba wszyscy wiedzieli, że możemy się już nie zobaczyć. Niby tak przypadkiem, bez okazji, dostałam masę prezentów od osób, na których mi zależy. 



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj mimo gorączki i złego samopoczucia udałam się na podpromie co nie spodobało sie mojej mamie.. heheh
Ale wygrana pasiaków sprawiła, że czuję się o niebo lepiej no i można powiedzieć, że prawie jestem zdrowa. xd hehe .
 
Pozdrawiam. :D
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz