sobota, 8 grudnia 2012

17. Stwierdzenie, że bałam się tej chwili, byłoby zbyt delikatne.

- Co ty tam jeszcze robisz ? - usłyszałam zniecierpliwiony głos mojej mamy.
- No już idę. 
 Było po 10, a ja na 11 byłam omówiona z moją babcią, którą miałam pożegnać na następne dwa tygodnie. Ubrana i uczesana zmierzałam do drzwi. 
Półgodzinna podroż, którą miałam pokonać do domu za miastem minęła mi bardzo szybko. Całą drogę spędziłam na rozmowie z moją pierworodną. 
Parę minut po 11 zaparkowałyśmy pod dużym domem z przepięknym ogrodem. Z budynku wyszła uśmiechnięta staruszka. Gdyby ktoś obcy zobaczył ją w danej chwili pomyślałby sobie, że przyjechał do niej prezydent albo inna ważna osobistość ze względu na wielki, szczery uśmiech widniejący na jej twarzy. 
- Chodźcie, chodźcie, bo pierogi stygnął ! 
- Ruskie ? - zapytałam z błyskiem w dużych niebieskich oczach. 
- Oczywiście Agatko ! - zawołała lekko zachrypniętym głosem moja najlepsza przyjaciółka - babcia. Rzuciłam jej się na szyję, wycałowałam i pędem wbiegłam do przestronnej, jasnej kuchni, pełnej rozmaitych zapachów. Po drodze przywitałam się z dziadkiem oraz grubym kotem Filemonem. Kto inny jak nie ja mógł tak nazwać kota ? Ale kiedy kocurek pojawił się w domu moich dziadków miałam fazę na tę bajkę. 
Po chwili w kuchni pojawiła się moja mama w towarzystwie babci. Wszystkie w krótkim czasie spałaszowałyśmy pierogi i udałyśmy się na spacer. Szłyśmy po szeroko rozciągniętych pasmach zieleni do naszego miejsca - do miejsca mojego i babci, jakim był stary opuszczony młyn nad szybko płynącym strumykiem. 
Siadłyśmy na starej sofie, którą kiedyś przywiozłam tu z babcią, jedząc pierniczki. 
- Agata ? 
- Tak mamo ? 
- Od wczoraj jesteś jakaś dziwna ? Jakaś inna coś się stało ? - zapytała moja rodzicielka. 
- Nie, mamo wszystko w porządku po prostu boję się powrotu do Paryża. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Kochałam moją mamę i jej ufałam, ale nie chciałam jej mówić o tym co wydarzyło, a raczej co nie wydarzyło się pomiędzy mną a Zbyszkiem. 


Po 14 byłam z powrotem w domu, ponieważ o 15 miałam iść pożegnać się z chłopakami na ich trening. 
Na Podpromie miałam zaledwie 20 minut drogi więc udałam się piechotą. Już w oddali widziałam duży budynek.
 Kocham ten widok. Widok, który zawsze przyprawia mnie o ciarki, o przyjemny dreszczyk. Jest to jedyne miejsce, które wywołuje u mnie aż tyle emocji. Nawet jeśli nie idę na mecz to i tak zawsze mi one towarzyszą. Weszłam do przestronnej hali i schodami udałam się do dobrze znanego mi miejsca - na płytę boiska.
- A jednak przyszła nas pożegnać ! - krzyknął biegnący w moim kierunku, roześmiany Igła.
- Przecież nie mogłabym was tu tak zostawić bez pożegnania. - odwzajemniłam uścisk libero.
- Chodź, chodź tam do nich.
- A czego oni jeszcze ćwiczą a ty tu latasz za mną ? - roześmiałam się.
- Bo wiesz ja tu libero jestem i inne wygody mam. - zaśmiał się.
Szłam pod rękę z Igłą śmiejąc się i gawarząc. Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie, spojrzenie tak irytujące, a zarazem tak cudowne. Jego zielone oczy wierciły dziury w całym moim ciele. Wiedziałam, że może patrzy tak na mnie tylko jedna osoba - on, on Zbigniew Bartman. Tylko jego takie wzroku potrzebowałam, pragnęłam.

- Cześć Aga ! - rozległy się krzyki utęsknionych siatkarzy.
- Cześć, cześć.
- No chłopaki kończymy trening, do jutra ! - skończył trener Kowal. W całej hali rozległ się głośny okrzyk radości. Nie rozumiałam czego oni się tak cieszą z tego powodu. Tyle razy słyszałam jak to siatkówka jest całym ich życiem i kochają uprawiać ten sport, a na zakończenie treningu cieszą się jak małe dzieci, które przed chwilą dostałyo lizaka.
- To my się szybciutko przebierzemy i wykąpiemy i pójdziemy na jakieś ciacho, co ? - zapytała Grzesiek.
- Mi pasuję. - siadłam na trybunach rzeszowskiej hali i czekałam na tych mamutów. Pierwszy raz byłam sama w pustej hali na Podpromiu. Nie przypominała ona tej samej sali sprzed paru dni. Kiedy całe trybuny zapełnione były pasiakami i aż trudno było przejść schodami teraz było tu tak cicho, spokojnie i pusto jak w pokoju śpiącego, małego dziecka.
Jednak nie długo delektowałam się tym momentem, bo już po chwili na plac gry wpadło 10 rozwcieczonych i roześmianych siatkarzy.

Na ciastko udaliśmy się do kawiarni położonej niedaleko hali. Całe 2 godziny spędziłam śmiejąc się i wygłupiając kompletnie zapominając o podróży, która miała mnie czekać już za parę godzin.
- Dobra chłopaki już przed 18 ja będę się już zbierać, bo muszę skończyć się jeszcze pakować. - powiedziałam wymuszając uśmiech.
Następne 30 minut spędziłam na żegnaniu się z Resoviakami. Każdy obdarował mnie "garścią" miłych i najczęściej zabawnych komentarzy. Oczywiście nie obyło się bez słynnego " Powrotu do zdrowia !". Parę minut po 18 wychodziłam z kawiarni kiedy usłyszałam znajomy mi głos.
- Agata, czekaj ! Bo ja Ci jeszcze rzeczy nie oddałem. - stanęłam jak zaczarowana słysząc ton jego lekko zachrypniętego głosu.
- Oooo ! A co to się wydarzyło, że Zbyszek ma Twoje rzeczy ?! - krzyknął zaciekawiony Ignaczak.
Jednak jego komentarz przeszedł nam koło uszu. Zbyszek szybko zebrał swoje rzeczy, zapłacił za kawę i już po chwili szedł na mną jak cień, póki nie doszliśmy pod halę, gdzie stał bartmanowy jakże dobrze mi znany samochód.
- Proszę. - Zibi wręczył mi reklamówkę z ubraniami należącymi do mojego brata. - A i przepraszam za wczoraj, raczej nie działam tak na kobiety. - szepnął lekko zawstydzony Bartman.
- Na mnie raczej nie działają tak mężczyźni. - zawtórowałam zachowanie reprezentana Polski.
Uśmiechną się po czym pocałował mnie w policzek, jego kilkudniowy zarost lekko, ale bardzo przyjemnie zadrapał moje delikatne policzki.
- Żegnaj Zbyszek.
- Nie mów tak !
- Ale jak ? -zapytałam lekko zdezorienowana.
- Tak jakbyś żegnała się ze mną na zawsze.
- Może tak jest Zibi, może tak jest.
- Przestań !
- W moim przypadku wszystko jest możliwe.
- To nawet jeśli jest to nasze ostanie spotkanie to chciałbym zrobić coś co chciałem zrobić wtedy u Ciebie w pokoju.
- Co ?
- To ... - wypowiedział to ostatnie słowo i zatopił się w moich ustach. Miałam wrażenie, że smakuję pierwszy raz w życiu moją ulubioną czekoladę truskawkową, że pierwszy raz jestem na meczu. Całowałam go tak delikatnie jakbym nie chciała zrobić mu jakiejkolwiek krzywdy, zranić go. Pocałunek był ten tak delikatny, a zarazem namiętny. Miałam wrażenie, że jest on dopełnieniem całego mojego życia. Że to na to właśnie czekałam od momentu kiedy się urodziłam.
Po krótkiej chwili nasze usta znów rozdzieliły się na dwie części , chociaż powinny stanowić jedność.

Odeszłam, najnormalniej w świecie. Odeszłam ze łzami w oczach. Tego obawiałam się najbardziej, że zakocham się w nim bezgranicznie, że nie będę potrafiła się pogodzić z tym, że umrę tylko dlatego, że będę bała się zostawiać go samego.
- Agata ! - znów usłyszałam ten głos, głos który wywoływał u mnie dreszcze. Odwróciłam się i chociaż byłam od niego tak daleko to widziałam jak jego zielone oczy błyszczą, błyszczą z miłości do mnie.
- Agata, będę mógł do Ciebie zadzwonić ? - jedyną moją odpowiedzią było skinienie głowy wyrażając, że się zgadzam.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam. :D

Dzisiaj dla mnie dzień straaaszny, ponieważ Resovia poległa. :(
Nie płakać, nie załamywać się, a walczyć dalej, wierze że będzie lepiej.

Pozdrawiam/ wierna Resowianka <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz