czwartek, 27 grudnia 2012

24. Patrzyłam na moje szczęście i nie mogłam uwierzyć, że jest moje.


Luty - miesiąc, który kocham, nie dlatego że wtedy akurat wypadają moje urodziny, ale dlatego że kocham wychodzić na dwór i wpadać w zaspy śnieżne. Uwielbiam bez najmniejszego powodu obrzucać się śnieżkami ze znajomymi i czuć tą ulgę po powrocie z zimna do ciepłego, pachnącego domu. 
Przez ostatnie trzy miesiące wydarzyło się sporo. Rozpoczęłam studia na tym samym kierunku co w Warszawie tyle, że w Rzeszowie, żeby być bliżej Zbyszka. Właśnie co do Bartmana jest nam ze sobą dobrze. Zdarza nam się pokłócić, powyzywać, posprzeczać ale są to małe zawieruszenia, po których zawsze przychodzi przyjemna fala zgody. Spotykamy się codziennie, chyba że są ligowe mecze wyjazdowe wtedy nie da się do mnie dodzwonić, ponieważ cały czas mój numer jest zajęty. Na treningach Resovii bywam bardzo często mam wrażenie, że każdy z siatkarzy mnie polubił. Natomiast każda hotka Zbyszka morduje mnie wzrokiem. Czasem po meczach mam wrażenie, że mnie zjedzą.
 Gośka natomiast poznała "faceta swojego życia" , ale ja wątpię, że on nim jest, bo mówi tak o każdym swoim chłopaku. Co do Arka, bo tak właśnie ma na imię. Powiem szczerze, że facet trochę dziwny. Poznali się na koncercie jakiegoś zespołu metalowego. Od kiedy Gośka słucha metalu ? Nie mam pojęcia. Mężczyzna z 10 tatuażami, tunelami i czerwonym irokezem ubrany zawsze w skórzane spodnie. Właśnie z powodu Arka mama Gochy odwiedza mnie ostatnio bardzo często. A każda nasza rozmowa toczyła się na jeden temat " Agatko kochanie może byś z nią porozmawiała, przecież to nie jest chłopak dla niej." Kolejnym razem wpadła do mojego domu ze słowami " Proszę porozmawiaj z nią, bo już mam go dość jak był u nas wczoraj na kolacji to mu z kieszeni cały worek prezerwatyw wypadł, ja wiem Agatko że to normalna rzecz, ale to był worek taki duży i na dodatek zaczął się tak głupkowato śmiać. " - krzyczała mama Gośki. Ale do mojej przyjaciółki nie da się przemówić, a poza tym jest z nim szczęśliwa, a jeśli on daje jej szczęście to ja muszę to uszanować. 
Przygotowania do ślubu Michała idą pełną parą. Czasem nawet nie mam czasu się z nim spotkać, ponieważ on jak nie wynajmuje sali to kupuje garnitur. Ślub zaplanowany jest na sierpień z czego bardzo się cieszę, bo może moje włosy zdążą trochę jeszcze odrosnąć. Jak na razie mam na głowie jeżyka, którego z niewiadomych mi powodów Zbyszek wielbi i lubi mnie po nim głaskać. 
Jedna z dużych szuflad w moim pokoju zawalona jest wszelkiego rodzaju apaszkami i chustkami, które codziennie rano lądują na mojej głowie, dopasowane do stroju. 
Jedynie w domu przy najbliższych ich nie noszę, ponieważ wtedy jestem sobą. Nadal tą małą Agą, która boi się wielu rzeczy. 
Parę razy chciałam skontaktować się z Kasią, którą poznałam za pierwszym razem w klinice, ale chyba za bardzo boję się, że nie odbierze, że jedynym dźwiękiem w słuchawce będzie cisza oznaczająca to, że Kaśka odeszła.. 


19 luty - urodziny 


Ubrana   w jedną z chustek z mojej szerokiej kolekcji zmierzałam do dobrze znanego mi białego auta, które miało zawieźć mnie na lotnisko skąd wraz ze Zbyszkiem lecimy na Malediwy, a wcześniej jedziemy do rodzinnego domu Bartmanów w Warszawie gdzie mam poznać najbliższą rodzinę Zibiego.
 Bałam się spotkania ze srogim ojcem Zbyszka - Leonem, przed którym ostrzegał mnie Kubiak, poznania ciepłej i wesołej mamy - Jadwigi oraz energicznej i podobno, w niektórych zachowaniach podobnej do Zbyszka siostry - Kasi.  
 
4-godzinna podróż dała mi siwe znaki. Kiedy wysiałam z auta pod duży, biały, zadbany dom byłam wykończona, ale tak podobno miało być jeszcze długo. Ponieważ po przebytej tak niebezpiecznej chorobie to normalne.
 Kiedy stałam pod dużymi, drewnianymi drzwiami, mojej nogi były niczym galareta, a zamiast mózgu kisiel lub budyń jak kto woli. 
- Zbyszek, boję się. - zagadnęłam zanim Zibi sięgnął po klamkę. 
- Czego ? - zaśmiał się Bartman. - przecież Cię nie zjedzą. 
- Ale Kubiak powiedział, że Twój tata jest straszny. - powiedziałam. 
- I ty mu wierzysz ? - zaśmiał się Zbyszek, po czym energicznie nacisną klamkę. 

Po raz kolejny mój partner miał rację. Leon okazał się osobą trochę podobną do Zbyszka. Uśmiechniętą, energiczną i wiecznie sypiącą żartami. Pani Jadzia typowa matka Polka " Zbysiu przynieść Ci coś ? " "Agatko, a Tobie nie za zimno ? " zanudzała nas ciągle pytania czy aby przypadkiem po zjedzeniu dwóch dań, deseru oraz sałatki nadal nie jesteśmy głodni. Ale podobało mi się to u niej, moja mama chociaż bardzo ją kochałam nigdy taka nie była. Oczywiście obiad zawsze ugotowany, posprzątany dom, ale nigdy za bardzo nie miała czasu dla mnie i mojego brata.
Firma pochłaniała cały wolny czas rodziców. Faktycznie dzięki niej nie mogłam narzekać, zawsze miałam wszystko czego zapragnęłam, najlepiej ubrana osoba w szkole, najfajniejszy dom, ale to mi nie wystarczało. Bo w moim życiu był taki okres kiedy potrzebowałam właśnie takiej matki Polki jaką jest pani Jadzia. 
Natomiast Kasia - wykapany Bartman, tylko że w postaci kobiety. Jak tak na nich patrzyłam widziałam w nich siebie i swojego brata. Cały czas trącali się nogami, łokciami, drażnili i wyzywali. 
Kolacja ta minęłam mi bardzo szybko i wśród nich kompletnie zapomniałam o stresie, który miał miejsce parę chwil wcześniej. 
Rano obudziłam się po 10 ubrałam się nałożyłam na głowę ciemną chustkę, a na nos okulary, ponieważ w czasie choroby mój wzrok znacząco się pogorszył, a dzisiaj akurat nie miałam ochoty zakładać soczewek. Zeszłam do kuchni Bartmanów, gdzie przy stole siedziała cała gromada. Nie byłam przyzwyczajona do takich widoków, ponieważ moje śniadanie zazwyczaj dzieliłam z psem, a wcześniej jak byłam młodsza to z bratem. 
- Dzień dobry ! - uśmiechnęłam się. 
- Witaj Agata może chcesz herbaty ? - odezwałam się pani Jadzia. 
- Tak poproszę. 
- Siadaj obok mnie, bo mojego braciszka już w nocy wykorzystałaś. Wiecie my mamy bardzo cienkie ściany. - zaśmiała się Kasia. 
- Bardzo cienkie.. - powtórzył Leon. 
- Nie wiedziałam, że mój braciszek czymś takim malutkim może doprowadzić coś do takich krzyków, a co dopiero kogoś. - śmiała się cała rodzina Bartmanów, a ja razem z nią, ponieważ wiedziałam, że są to jedynie żarty, ponieważ chociaż jestem ze Zbyszkiem już jakiś czas to nic między nami nie zaszło. 
W domu państwa Bartmanów spędziliśmy czas do godziny 17, a potem pojechaliśmy na Okęcie. 


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Bardzo starałam się napisać długi mam nadzieję, że jest wystarczający. :)) 

Zaplanowany weekend i sylwester ?
  
Nie wiem co się dzieję, że na dole kolory liter są inne. 
Tak więc przepraszam za utrudnienia.  

środa, 26 grudnia 2012

23. Dopóki tylko moje serce będzie bić, ty nie przestaniesz w nim żyć.

Każdy kolejny dzień w Paryżu wyglądał tak samo. Jednak piątek był dniem innym niż wszystkie, może trochę bardziej niezwykłym, ale jednocześnie przerażającym. 
Obudziłam się koło 9 ubrałam się zjadłam śniadanie i zmierzałam do sali wyroku, do sali w której 
dowiedzieć się ostatecznie miałam czy wyzdrowiałam czy czeka mnie śmierć. 



Sobota 17:20 lotnisko 



- Witaj kochanie ! - zaśmiał się Zbyszek tuląc moją łysą głowę do swojego torsu. 
- No cześć. 
- I jak badania ? - zapytał się mój chłopak. W jego głosie wyczuć można było zmartwienie i poddenerwowanie. 
- Jestem zdrowa ! Słyszysz to koniec tej masakry ! - nie musiałam długo czekać na rozwój wydarzeń, bo po chwili byłam niesiona, a raczej podrzucana przez Bartmana. 

Cała droga do mojego rodzinnego domu minęła nam w wyśmienitych humorach. Już dawno nie byłam równie szczęśliwa. 
Jadąc białym audi miałam wrażenie, że cały świat staną na głowie, że ludzie na całej kuli ziemskiej oddali swoje szczęście, żebym to ja mogła być szczęśliwa. 
Miałam przy sobie mężczyznę, który mnie kocha, którego kocham ja, w domu czeka na mnie rodzina, która oddałaby dla mnie wszystko. Moi przyjaciele, którzy nawet w najtrudniejszych momentach mojego życia byli przy mnie. A co najważniejsze jestem zdrowa. Wygrałam walkę z rakiem na przekór wszystkim i wszystkiemu. 
8 miesięcy temu mówiono mi, że to mój ostatni rok życia, że to koniec. Teraz nazywają mnie w Paryżu chodzącym cudem. 
Nie poddałam się mimo tak okropnego cierpienia, mimo codzienny łez z powodu bólu. Żyję ! Wygrałam walkę z tym potworem mimo, że byłam w grupie śmierci. 
Byłam tak jak siatkarze dzielna, waleczna i wyszłam z grupy ! Można by rzec, że wygrałam z Brazylią, z Rosją, USA ! Bo siatkarze mają ich w swojej grupie śmierci przy turniejach moimi przeciwnikami mojej grupie śmierci były małe tkanki tworzące okropnego guza, który z każdym głębokim wdechem uciskał moje obolałe życiem płuca. 

W domu przywitał mnie gwar mojej najbliższej rodziny oraz znajomych.  Miałam wrażenie, że mimo, że czasem jest między nami niefajnie, że czasem się kłócimy i wyzywamy to teraz wiedziałam że byli ze mną zgodni w jednej kwestii. W tym, że są równie szczęśliwi co ja.  



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

I tym miłym akcentem kończę ten rozdział. :) 

Dziękuję bardzo za miłe komentarze. :P 
Co tam u was słychać ? Bardzo bolą brzuchy po świętach ?  

Pozostańcie na linii. :)) / Idalia.

P.S 
Przepraszam, bo znów krotki. :( następny postaram się dłuższy.

niedziela, 23 grudnia 2012

22. Uśmiech wart miliony przeznaczony jest dla mnie.


Wychodząc z samolotu poczułam zimny listopadowy wiatr buchający mi w twarz. Ubrana jedynie w żakiet zmierzałam w kierunku głównego holu rzeszowskiego lotniska. 
Po chwili zauważyłam moich najbliższych - mamę, tatę oraz brata. Uśmiechnęłam się na ich widok.  
Brakowało mi ich, tak bardzo. 
- A co ty taka szczęśliwa ? - zaśmiał się mój tata. 
- No wiesz.. 
- No ? - nagliła mnie mama. 
- Wyniki są bardzo pozytywne. - zaśmiałam się. - A gdzie Zbyszek ? 
- Kazał Cię przeprosić, ale musiał nagle jechać do klubu. A i masz tu kluczyki do jego mieszkania. 
- Po co ? 
- No bo mówił, żebyś tam od razu przyjechała, bo ma dla Ciebie jakąś niespodziankę. 
- Niespodziankę ? 
- No tak, ale chodź już. - zaśmiał się mój brat. 

Droga z lotniska pod mieszkanie Zbyszka minęła w rekordowym tempie. Pół godzinną przeprawę przez miasto umililiśmy sobie rozmową oraz śmiechem. Opowiedziałam im co wydarzyło się przez te 2 tygodnie, a oni odwzajemnili mi się tym samym. 
Parę minut po 17 siedziałam w mieszkaniu Bartmana. 
Urządzone było w nowoczesnym stylu. Widać było że jest nowe, ponieważ czuć jeszcze było zapach świeżego drewna, z którego zbudowane były meble. 
Po paru minutach usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Zerwałam się z krzesła, na którym aktualnie się znajdowałam i wpadłam w ramiona ukochanego. Okręcił mnie o 360 stopni i postawił na ziemi całując moje wargi. Tak bardzo mi ich brakowało, chociaż widziałam go tydzień temu bardzo stęskniłam się za jego ciepłym oddechem, mocnym zapachem perfum, głosem, śmiechem  nierozsądnymi pomysłami oraz chyba najbardziej za uśmiechem. Uśmiechem wartym miliony. 
- Moja ! - uśmiechnął się do mnie czule Zbyś. 
- Jaką masz dla mnie niespodziankę ? - zaśmiałam się. 
- W zasadzie to był tylko pretekst, ale możemy pójść razem do kina. 
- Z Tobą zawsze. - zaśmiałam się. 

Tak spędziłam kolejne 2 tygodnie, prawie codziennie się widywaliśmy nasza miłość była z dnia na dzień coraz potężniejsza. 
Chociaż znaliśmy się stosunkowo krótko to wiedziałam, że to z nim chce spędzać każdą wolną chwilę. W ciągu 2 tygodniu pokłóciliśmy się parę razy, ale zaraz znów się godziliśmy. Czułam się z nim wyśmienicie. Spotkałam się z Gosią oraz z Michałem, który był w ostatnim czasie pochłonięty planowaniem ślubu. Kryśkę także odwiedziłam parę razy. Kiedy powiedziałam jej o tym, że spotykam się ze Zbyszkiem uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziała : " Wiedziałam, to było widać po pierwszym waszym spojrzeniu, że coś z tego będzie".  
Pod koniec mojego pobytu w Polsce moje zawsze długie, proste włosy opadły. Zimną i nagą, okrągłą głowę okrywały jedynie różnego rodzaju chusty. 
Czułam się dobrze, lekarze na badaniach zapewniali, że wszystko jest w porządku i z taką też świadomością pojechałam na kolejną, ostatnią już dawkę chemii. 

14 grudnia stawiłam się w paryskiej klinice na tygodniowy "maraton" walki z bólem. 
W Paryżu miałam spędzić tydzień, tydzień od którego zależało bardzo wiele.  


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Wiem, że krótki. 

Jastrzębski Węgiel - Resovia 3:0 
Co tu mówić o tym meczu.. 
Michał Kubiak jesteś niesamowitym siatkarzem ! 
Jak dla mnie w tym meczu to właśnie ten zawodnik powinien dostać statuetkę MVP. 

Pozdrawiam/ Idalia 


P.S 
Wy też tak ryczycie przy tym filmiku czy tylko ja jestem taka nieogarnięta. ? 



wtorek, 18 grudnia 2012

21. Śpiesz się kochać ludzi ! Liczy się każda sekunda !

Obudził mnie silny zapach znajomych mi perfum. 
Otworzyłam oczy i zorientowałam się że moja głowa leży na nagim, umięśnionym torsie mojego partnera. Delikatnie podniosłam głowę, aby go nie obudzić, ale po chwili zauważyłam że Zbyszek już nie śpi. Wpatruje się we mnie swoimi głęboko zielonymi oczami z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniam mu ten gest i już po chwili zatapiam się w jego ustach. 
Smak ten jest piękniejszy, lepszy od najcudowniejszej potrawy świata. 
- Wstajemy ? - zamruczał mi do ucha. 
- Jasne. 
Po chwili oboje podnieśliśmy się z łóżka, z lekką nie chęcią, ale jednak. Nigdy nie byłam specjalnym leniuchem, chociaż lubiłam pospać, ale teraz przeleżeć mogłabym całe życie  Przeleżeć z nim, wtulając się w jego ciepłe ciało. 
Zbyszek kręcąc tyłkiem podreptał do łazienki, w której przebywał następne 10 minut, a ja w tym czasie ogarnęłam pokój. Następnie ja zajęłam jego miejsce. Wzięłam szybki orzeźwiający prysznic ubrałam się , a z włosów ułożyłam starannego kłosa. 
Wyszłam z łazienki i zauważyłam siedzącego na łóżku Bartmana.
- Co ty robisz ?
- Siedzę. - odpowiedział posyłając mi swój nienaganny uśmiech.
- No wiedzę. - zaśmiałam się. - ale czego bez koszulki przecież przed chwilą miałeś ją na sobie ?
- Tak jakoś..
- Tak jakoś ?
 - Lubię Twój wzrok jak nie mam na sobie T-shirtu.
- Głupek. - zaśmiałam się, podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam jego głowę. - Chodź już, bo głodna jestem.
- I znowu się tak patrzysz ! Widzisz ! O to ten wzrok ! - zaczął się ze mnie śmiać.
Chwyciłam jego koszulkę i podałam mu ją.
- Patrzę się tak, ponieważ lubię Twój tors. A teraz chodź. - uśmiechnęłam się.

Śniadanie minęło nam bardzo szybko i wesoło. Chociaż byliśmy w klinice to parę osób rozpoznało Zbyszka i poprosiło go o autograf. 
Resztę dnia spędziliśmy w pokoju rozmawiając o dalszych planach Zibiego i moich. Opowiedziałam mu trochę o sobie on odwdzięczył mi się tym samym. 
Późnym wieczorem leżeliśmy oboje w łóżku, znów razem oglądając jeden z tych romantycznych filmów tzw. "wyciskaczów łez" . 
Pod koniec filmu z moich oczu popłynęło parę słonych kropel, ale sama nie wiedziałam czy są one z powodu filmy czy też z tego że Zibi jutro wraca do Polski i zobaczymy się, albo i nie dopiero za tydzień. 
- Eeej ! No nie płacz, przecież to nawet nie było takie smutne ! - zaśmiał się Zbyszek całując mnie w czubek głowy. 
- Ale ja nie z tego.. - przytuliłam się do bartmanowego brzucha. 
- To o co chodzi ? - zapytał się mnie atakujący z troską w głosie. 
- Bo ty jutro wyjeżdżasz a ja nie wiem czy wrócę..
- Nawet tak nie mów, wrócisz. Musisz dla mnie ! Proszę obiecaj mi coś. 
- Co ? - zapytałam, a po moich zarumienionych policzkach spływały grube łzy. 
- Obiecaj, że wrócisz. 
- Obiecuję 
- Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też Zbyszek. 

O 12 Zibi miał samolot do Polski, więc wstaliśmy po 8 zjedliśmy w ciszy śniadanie. Wzięłam prysznic ubrałam się i po 10 oboje staliśmy w głównym holu kliniki. Kolejny raz przeżywałam coś co nie życzyłabym nawet największemu wrogowi. 
Pożegnanie, pożegnanie, które jest pożegnaniem możliwe że ostatecznym. 


Dwa dni później ( wtorek ) 

Chociaż obiecałam Zbyszkowi, że wrócę to w czasie kiedy do mojego nadgarstka napływała kolejna dawka chemii nie byłam tego taka pewna. 
Ból towarzyszący temu był tak okropny, że chwilami chciałam wyrwać igłę z ręki, ale powstrzymywała mnie świadomość, że dzięki temu mogę żyć. 
Co parę minut z moich ust wydobywał się przerażający krzyk. Krzyk bólu, rozpaczy. 

W sobotę miałam samolot do Polski. Do kraju między Odrą a Bugiem. Do kraju, do którego każdy zawsze chce wracać. Nawet jeśli czasem jest w nim źle, nawet jeśli życie Polski to życie jednej wielkiej polityki to każdy tak naprawdę kocha to państwo, tą ziemię, ten szeleszczący język, te potrawy i nawet te problemy. 

Każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. 
Budziłam się rano, myłam się, jadłam, a następnie przeżywałam 4-godzinny koszmar. Koszmar gorszy od tych, po których budzisz się w nocy zalana łzami, po których nie możesz z powrotem zasnąć. Następnie przychodziła do mnie pani psycholog na godzinną terapię. 
Mogłam szczerze powiedzieć, że pomagały mi te rozmowy, ale nie były one tak wielką pomocą jaką jest spotkanie z ukochanymi ludźmi. 


Czwartek  

Dopiero po 20 miałam siłę zacząć się pakować, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. 
- Proszę ! - odchrząknęłam. 
- Dzień dobry pani Agato. 
- Dzień dobry doktorze.  
- Mam dla pani bardzo dobrą nowinę. Chemia działa. Prawdopodobnie następna dawka ostatecznie zabija raka. Ale musi.... - tu się wyłączyłam, przestałam słuchać francuskiego lekarza. Tak po prostu rzuciłam mu się na szyję. 
Parę minut wcześniej nie miałam siły wstać normalnie z łóżka, a teraz skakałam i piszczałam. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. 
Nawaliłam.. :( 

Postaram się w czasie świąt dodawać nowe posty codziennie, ale nic nie obiecuję. 

Co do siatkówki. :D 
Mecz z Zaksą udany. 
Wygraliśmy ! - to po pierwsze. 
Po drugie wygrana z Zaksą smakuje jeszcze lepiej. :)) 
MVP - totalnie zasłużone. :D 

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla PIOTRA NOWAKOWSKIEGO !!!  
Nie będę z życzeniami się za bardzo rozpisywać, życzę Piotrkowi, aby spełniły się mu wszystkie jego marzenia nie tylko te zawodowe. :D 

A.. ii myślę, że zagrał dobry mecz po mimo tak długiej kontuzji.. :)) 

Pozdrawiam/ Idalia. :D 

P.S 
Moim zdaniem nowa formuła nie jest za fajna, ale zmiany są potrzebne, ale czy aż tak "drastyczne" ? A waszym zdaniem ? 






wtorek, 11 grudnia 2012

20. Kocham Cię.

Siadam na łóżku, Zbyszek siada na drugi, które jest położone na przeciwko mojego
- Stęskniłem się za Tobą. - uwielbiam jak się do mnie uśmiecha, jak jego usta zamieniają się w podkuwkę. Kocham wiedzieć, że ten uśmiech jest dzięki mnie i dla mnie.
- Ja za Tobą też. - podchodzi do mnie bliżej i uśmiecha się. Już po chwili znajduję się w jego silnych, ciepłych i bezpiecznych ramionach.
- To jakie plany mamy na dzisiaj ? - szepcze najseksowniejszym głosem jaki posiada do mojego ucha.
- Nie wiem, może coś pozwiedzamy, ale nie wiem czy Sowa mnie wypuści.
- Już puścił, gadałem z nim. - odrywam się od jego umięśnionego torsu i patrzę zdziwiona. - O nic nie pytaj, po prostu chodź. 
Wkładam kurtkę, ponieważ na dworze robi się coraz zimnej i w objęciach mężczyzny mojego życia wychodzę z kliniki. Tak mogę już tak śmiało powiedzieć. Zbyszek jest tym jedynym.
Spacerujemy paryskimi uliczkami. Delektując się słońcem bijącym nam w twarze, sobą, smakiem świeżych croissantów i muzyki dokładnie słyszalnej w każdym zakamarku miasta.
- Wiem, że pewnie byłaś na wieży Eiffela, ale bardzo chciałbym ją zobaczyć. - mówi do mnie z nadzieją w głosie. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że nie byłam w najbardziej paryskim miejscu.
Już po paru minutach wjeżdżamy na najwyżej położony punkt Paryża podziwiając widoki ze szklanej windy. Wychodząc z niej moje serce przyśpiesza. Kolejne moje marzenie się spełnia jestem w tym miejscu z osobą tak bliską memu sercu.
Stoimy na balkonie delektując się widokiem i ciszą panującą na tarasie. Nawet nie zauważam kiedy robi się ciemno, jedynym światłem są gwiazdy świecące w tym miejscu najwidoczniej.
Stoję w objęciach Zbyszka, kiedy czuję że pochyla głowę do mojego ucha.
- Kocham Cię. - szepcze. Zapiera mi dech w piersiach, chciałabym ze szczęścia móc skoczyć z wieży Eiffela w głąb Paryża.
- Ja Ciebie też. - wzdycham. Po czym najpierw zatapiam się w jego zielonych oczach,a następnie malinowych ustach. Czuję się jak w niebie, przez chwilę zastanawiam się czy nie umarłam tydzień temu, a to jest jedynie sen. Lecz o tym, że to rzeczywistość uświadamia mnie Zbyszek lekko przegryzając moją dolną wargę. Odwzajemniłam mu się tym samym, po czym on odpłaca mi się swoim zwinnym, ciepłym językiem penetrujący moje usta.
Parę minut po 21 idę trzymana przez Zbyszka za rękę po uliczkach wyłożonych starym brukiem. Każe zamknąć mi oczy. Ufam mu tak więc wykonuje jego polecenie i czuję, że przemieszczamy się w przód. Po przejściu zaledwie dwudziestu kroków stajemy, Zbyszek każe wyciągnąć mi dłoń, w której po chwili znajduję się zimny i twardy przedmiot.
- Możesz otworzyć oczy. - mówi mój partner. Najpierw ukazuje mi się rozgwieżdżone niebo, a po chwili dostrzegam w swoim ręku kłódkę z wygrawerowanymi naszymi imionami oraz datą dzisiejszą. W krótkim czasie orientuję się, że jesteśmy na Moście Miłości. Bez zastanowienia pomagam Zibiemu przyczepić kłódkę w kształcie serce do żelaznego mostu.
- Kocham Cie.
- Ja Ciebie też Agatko. 
Kocham Cię niby zwykłe dwa proste słowa, a tyle znaczą. Pomimo różnych kultur, wyznań, osobowości i charakterów te dwa słowa znane są na całym świecie i wypowiadane jedynie do osoby tej jedynej, najważniejszej. 

O 22 zmęczona, ale szczęśliwa wracać wraz ze Zbyszkiem do kliniki. Biorę prysznic i zakładam pidżamę, z której składa się pomarańczowa bluzka na ramiączkach i zielone krótkie spodenki. Wychodzę z łazienki i kładę się na łóżku, Zbyszek w tym czasie wchodzi do toalety. Słyszę szum wody wydobywający się z prysznica po chwili ustaję. Leżę dalej, gdy po paru minutach wychodzi Zibi. Ubrany jedynie w szare bokserki, naga klata. po której spływają pojedyncze krople kapiące z Bartmanowych włosów wprawiają mnie w zachwyt. Nie zachowuj się już tak jak prawie tydzień temu, próbuje zachować powagę, ale jego sexowne ciało wykonujące zgrabne ruchy wywołuje u mnie  wibracje oraz ciepło buchające z wnętrza organizmu. 
- Dobranoc. - uśmiecha się do mnie, po czym gasi światło i układa się do snu. Ja również przymykam oczy, ale leżę następne 30 minut nie mogąc odpłynąć w krainę Morfeusza. Słyszę, że Zbyszek ma takie same problemy, ponieważ cały czas chrząka i się wierci. Nie mogę wytrzymać wstaję i podchodzę pod jego łóżku. Odwraca się w moją stronę i patrzy tymi świecącymi zielonymi oczami. 
- Mogę ? Nie mogę zasnąć. - jedyną odpowiedzą jest podniesienie kołdry do góry. 
Delikatnie wślizguje się pod pierzynę i leżę w objęciach Bartmana. 
Jego ciepłe ciało działa na mnie znacząco, czuje jego przyrodzenie na swoich plecach, ponieważ leżę do niego tyłem. Przez to tym bardziej nie mogę zasnąć. 
- Mógłbyś lekko odsunąć swój szanowny tyłeczek, ponieważ Twój skarb wpija mi się w plecy co sprawia, że nie mogę skupić się na śnie. - mówię przez śmiech. Po chwili czuje, że się odsuwa całując mnie w plecy. 
I tak kończy się ten dzień, ponieważ po chwili oboje zasypiamy. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Ta dam ! :D 
A jednak coś jest. 
Miłego czytania, idę się uczyć. :(( 
Jutro mecz ! 
Do boju Sovia.. :D 

poniedziałek, 10 grudnia 2012

19. Powieki opadały, serce przestawało bić.

Moje powieki opadały, serce słabło, a oddech był nierówny. Słyszałam stłumione głosy, krzyki. Jak przez mgłę widziałam jak ktoś rozmawia przez telefon, ktoś inny płacze, dwie osoby zdejmują ze mnie bluzę, ktoś wkłada mi do ust jakiś przeraźliwy przedmiot - długi i niewygodny. Mój mózg świruje. Ja sama jakby nie przejmując się swoim życiem cholernie pragnę jednej osoby. Słyszę jak dzwoni mój telefon, chce go odebrać, ale ciągły brak powietrza zatrzymuje moje ruchy.
Nagle moje oczy ostatecznie się zamykają, powietrze nie dociera do moich utęsknionych tlenu płuc. Uszy jakby skończyły odbierać dźwięk. Nie widzę i nie czuję już nic. Czy tak wygląda śmierć ? Czego nie ma Cię przy mnie ? - Tylko te pytania w tym momencie zaprzątają mój umysł.
 
 
Dwa dni później. 
 
 
Słyszę znajomy mi głos, ale ból w całym ciele nie pozwala mi dowiedzieć się do kogo należy. Próbuję otworzyć oczy, lecz powieki są tak ciężkie, że nie daje rady. W moim gardle nadal znajduję się ten dziwny przedmiot, przez który tak trudno zaczerpnąć powietrza. Walczę z całym ciałem. Chce podnieść rękę, ale niemoc w ramieniu uniemożliwia mi to. W końcu wygrywam ! Otwieram oczy ! Jasne światło oślepia mnie, mam wrażenie, że ktoś po bardzo długim śnie przyłożył mi do paczadeł latarkę.
Nam moim łóżkiem ze łzami stoi moja mama. Moja kochana mamusia ! Uśmiecham się, choć sprawia mi to niewiarygodny ból. Zauważa to, że się przebudziłam, obejmuję mnie swoim ramieniem. Mam wrażenie, że w ten uścisk wkłada wszystkie swoje siły, całe swoje życie.
Głośno coś krzyczy jednak są to nie zrozumiałe dla mnie słowa, po chwili przy moim łóżku jest dr. Sowa oraz jeszcze dwóch innych lekarzy.
- Agata ! Słyszysz nas ? - odezwał się dr. Sowa. Tak słyszę jego słowa bardzo wyraźnie. Kiwam głową na znak zgody, chociaż sprawia mi to przeraźliwy ból. Nie mogę nic powiedzieć. W moich ustach nadal znajduję się rurka intubacyjna, ale po chwili jeden z lekarzy wyjmuję ją. Zaczynam kaszleć, ponieważ podrażniła ona moje gardło.
 
 
Pięć dni później.
 
 
Teraz jest już ze mną lepiej. Moja mama pojechała do domu wczoraj wieczorem. Okazało się, że w ten dzień kiedy prawie odchodziłam z tego świata dzwonił on. Dzwonił do mnie przez ostatni tydzień codziennie, ale ja nie mam siły odbierać. W końcu sama się łamie i wykręcam już dobrze mi znany numer.
- Agata ? - słyszę jego głos, mam wrażenie że spada z mojego serca ogromny ciężar, ciężar tęsknoty, który utrzymywał się przez ostatni tydzień.
- Tak, przepraszam że nie odbierałam, ale...
- Wiem, mam nadzieję, że teraz jest już wszytko w porządku ?
- Tak dziękuję, że pytasz.
- Aga !
- Tak ?
- Tęsknie. - moje dotąd smutne oczy ożywiają się.
- Ja też.
- Wiem, że to może głupio zabrzmi, ale tydzień temu kupiłem bilety i chce się zapytać czy mogę do Ciebie przyjechać. Jutro mam samolot. - moje płuca znów przestają pracować, ale jest to przyjemny brak pracy. Zatyka mnie. Tak po prostu .
- Oczywiście Zbyszek. - wyduszam z siebie te dwa słowa.
- Dziękuję. - słyszę po jego głosie, że jest widocznie uradowany.
- Do jutra !
- Tak do jutra Zibi. - rozłanczam się.
Moje nastawienie do wszystkiego, diametralnie się zmienia. Znów chce żyć, tylko teraz inaczej, bo z nim.


Budzę się po 8 o 10 Zibi ma być w klinice. Biorę gorący prysznic. Ciepła woda obmywa moje obolałe nadal ciało. Dłoń nadal jest opuchnięta i cała sina, dlatego na moim nadgarstku znajduje się biały, delikatny bandaż. Ubieram się faluję delikatnie włosy słuchając muzyki. Moje uszy odbierają kochane dźwięki, kojażące się z Tobą.
Słyszę jak zegar na korytarzu wybija 10 więc zakładam buty, ostatni raz przeglądam się w lustrze i wychodzę z pokoju. Moje nogi stają się galaretą. Cała się trzęsę, mam wrażenie, że moje utęsknione serce eksploduję.
Wychodzę z windy i dostrzegam bardzo dobrze znaną mi osobę. Ciemne włosy, zielone oczy i ten niewiarygodny uśmiech. A wszystko przeznaczone dla mnie. Idę w jego kierunku zauważam, że także mnie dostrzega. Zaczyna biec. W końcu jest tuż przy mnie, bierze moje małe ciałko w ręce, całując przy tym delikatnie, jakby bojąc się mojej reakcji. Odwzajemniam pocałunek. Jest długi, ale jak dla mnie za krótki. Nadal nie wymieniając ze sobą żadnego słowa, jakby nie chcąc zagłuszać tej cudownej chwili nie potrzebnymi słowami pociągam go w stronę mojego pokoju, teraz także jego..


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Siem. :))

Wiecie jaką radość sprawiły mi te 2 czy 3 komentarze. :D
Bo wiem, że ktoś do czyta. Dziękuję za nie bardzo. <3

Nie objecuję, że dodam posta jutro, ponieważ w środę mam sprawdzian ( kto wymyślił żeby na profilu biol-chem był wos ? LoL.. ) oraz nie wiem co ze środę, no bo mecz i nie jest przekonana, że się wyrobię, ale spróbuję. :d

Do widzenia. :P


P.S
Nawet jeśli nie kibicujesz Sovii, błagam trzymajcie kciuki w środę. :))
Tak bardzo chciałabym, żeby Resovia wygrała ten mecz, a może wasza wiara im pomoże. :D
 


niedziela, 9 grudnia 2012

18. Niech mi zabiorą powietrze i tak będę oddychał Tobą.

Było sporo po 19 wiedziałam, że muszę wracać do domu, bo mają przyjść moi przyjaciele. Ale nie miałam na to najmniejszej ochoty.
Cały czas czułam smak jego ust, jego ciepły oddech, błyszczące oczy i uśmiechniętą twarz. Mogłabym całe życie spędzić w jego objęciach.
Niechętnie po około 20 minutach weszłam do domu.
- Agata ! Gdzieś ty tak długo była ? - zawołała już od progu moja mama.
- No przecież z siatkarzami.

- Aga ? Ja znam ten wyraz twarzy, z kim się całowałaś ? - zapytała uśmiechnięta Gośka, kiedy wchodziłam do salonu. Musiała się odezwać, no kurde musiała, przy całej rodzinie.
- Co ty gadasz ?! Z nikim się nie całowałam. - odpowiedziałam zawstydzona ową sytuacją. Kolejne 20 minut cała moja rodzina wraz z Michałem i Gośką próbowali ode mnie wyciągnąć z kim "wymieniałam się śliną" . Ale bez skutku, nic im nie powiedziałam. Parę minut po 21 moi przyjaciele zgromadzili się przy drzwiach wyjściowych i zaczęły się płaczliwe komentarze, żebym szybko do nich wracała i że będą tęsknić.
Pożegnałam się z Gośką i nadszedł czas na Michała.
- Kochaniutka wracaj do nas szybciutko, bo będę tęsknić i ten chłopiec pewnie też. - zaśmiał się, po czym dostał ode mnie kuksańca w brzuch .
 - Ale weź mi powiedź. - odezwał się błagalnym głosem.
- No dobra ... Bartman. - wyszeptałam mu do ucha.
- Całowałaś się z Bartmanem ! - krzyknął najgłośniej jak chyba umiał. Wszystkie twarze popatrzyły na mnie tajemniczo.
- No, no nasza Agatka i pan Bartman. - zaśmiał się mój brat.
- Aga, zdradź jak całuje najseksowniejszy reprezentant Polski. - odezwała się Gośka.
- Dobrze, bardzo dobrze Gocha. A teraz koniec tego wywiadu wyjazd. - roześmiałam się. Niestety na tym ich wywód na temat mojego całowania się ze Zbyszkiem się nie skończył. Moi przyjaciele opuścili mój dom dopiero po 22, a ja poszłam kończyć się pakować, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę !
- Aga, nie przeszkadzam ? - odezwała się moja mama.
- Nie coś ty wchodź. Coś nie tak mamo ?
- Nie. Córciu lubisz Zbyszka prawda ?
- No tak. - odpowiedziałam, czując że się rumienie.
- To fajnie. Miły z niego chłopiec.
- Wiem mamo. - opowiedziałam lekko zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam do czego dąży ta rozmowa.
- To się cieszę . - powiedziała moja pierworodna i wyszła z mojego pokoju.
Zostałam sama, nałożyłam słuchawki, a w nich popłynęła kojąca moje rozklekotane serce muzyka .

Obudziłam się po 10 wzięłam prysznic, ubrałam się i starannie opuściłam na ramiona moje długie proste włosy.
 Zjadłam śniadanie i po 12 w przedpokoju powtarzała się scena sprzed paru tygodni. Stałam w objęciach mojej mamy, mojego taty i brata. Osób bez których moje życie nie miałoby najmniejszego sensu. Wiedziałam, że muszę już iść, ale serce bolało mnie tak bardzo, tak bardzo jak wczoraj kiedy żegnałam się z Gochą i Michałem, a jeszcze wcześniej ze Zbyszkiem. Rozrywało mnie od środka, tak bardzo chciałam zostać, ale wiedziałam że podróż tam może naprawić moje życie, zdjąć z moich płuc przeraźliwego gryzonia, który całym sobą pożera moje życie..
Tak jak cztery tygodnie temu usłyszałam klakson taksówki. Ucałowałam wszystkich na pożegnanie i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi, na wycieraczce zauważyłam bukiecik różowych róż. Wzięłam go, ponieważ na bileciku pomiędzy płatkami róż widniało moje imię. Wsiadłam do auta i udałam się na rzeszowskie lotnisko.

" Agata, przeprosiłbym Cię za to, że pocałowałem Cię wczoraj, jeśli bym tego żałował, a tak nie jest.
Kiedyś przeczytałem, że różowe róże oznaczają miłość więc takie właśnie dostajesz.

"Niech mi zabiorą powietrze i tak będę oddychał Tobą." - jak jechaliśmy od Oliega w radio puszczali piosenkę i zauważyłem, że na te słowa z Twojej twarzy nie schodzi uśmiech.
Kiedyś zadzwonię.
Zbyszek. "
 
Z oczy płynęły mi łzy, policzki płonęły. Dlaczego musiało się to stać akurat teraz ? Dlaczego akurat teraz musiałam się zakochać ? Kurwa ! Czy nie było inny terminów ? Tylko teraz ? Teraz kiedy jadę prawdo podobnie na śmierć ? Jasna cholera. !
Widziałam w lusterku wzrok kierowcy. Chciałam powiedzieć mu wszytko, jak na spowiedzi. Chciałam o tym mówić i opowiadać, aby mi ulżyło, ale wiedziałam że nie jest to to co powinna zrobić.
Całą drogę dyskretnie ręką wycierałam z twarzy łzy. 
 
 
 Parę dni później 
 
Siedzę na łóżku w uszach brzmi piosenka, nasza piosenka . Boli mnie głowa, nadgarstek jest napuchnięty od ilości chemii, która wpływa do żył. Jednak najbardziej boli coś innego, boli to że tak cholernie tęsknie za Tobą, za Twoim głosem, za zbyt dużą ilością perfum na Twoim ciele.
Miałeś zadzwonić. Tak po prostu się odezwać. Czy to aż takie trudne.
 
Nagle te myśli, gdzieś odlatują, powietrze nie chce dostać się do moich płuc, duszę się. Wielka piłka taka jak ta do siatkówki, którą w tej chwili odbijasz na treningu znajduje się w moich delikatnych płucach. Przed oczami jest jedynie ciemność, widzę tylko czyjeś sylwetki próbujące mnie uratować. Umieram... powoli, ale umieram. Może uratować mnie tylko jedna rzecz, tylko jeden głos.
 
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
 
No Siema, :D
Nie podoba mi się ten rozdział..grr .
Nie wiem kiedy dodam następny, ponieważ brak czasu mi doskwiera.. :((
 
 
Pozostańcie na linii.. :D
 
 



sobota, 8 grudnia 2012

17. Stwierdzenie, że bałam się tej chwili, byłoby zbyt delikatne.

- Co ty tam jeszcze robisz ? - usłyszałam zniecierpliwiony głos mojej mamy.
- No już idę. 
 Było po 10, a ja na 11 byłam omówiona z moją babcią, którą miałam pożegnać na następne dwa tygodnie. Ubrana i uczesana zmierzałam do drzwi. 
Półgodzinna podroż, którą miałam pokonać do domu za miastem minęła mi bardzo szybko. Całą drogę spędziłam na rozmowie z moją pierworodną. 
Parę minut po 11 zaparkowałyśmy pod dużym domem z przepięknym ogrodem. Z budynku wyszła uśmiechnięta staruszka. Gdyby ktoś obcy zobaczył ją w danej chwili pomyślałby sobie, że przyjechał do niej prezydent albo inna ważna osobistość ze względu na wielki, szczery uśmiech widniejący na jej twarzy. 
- Chodźcie, chodźcie, bo pierogi stygnął ! 
- Ruskie ? - zapytałam z błyskiem w dużych niebieskich oczach. 
- Oczywiście Agatko ! - zawołała lekko zachrypniętym głosem moja najlepsza przyjaciółka - babcia. Rzuciłam jej się na szyję, wycałowałam i pędem wbiegłam do przestronnej, jasnej kuchni, pełnej rozmaitych zapachów. Po drodze przywitałam się z dziadkiem oraz grubym kotem Filemonem. Kto inny jak nie ja mógł tak nazwać kota ? Ale kiedy kocurek pojawił się w domu moich dziadków miałam fazę na tę bajkę. 
Po chwili w kuchni pojawiła się moja mama w towarzystwie babci. Wszystkie w krótkim czasie spałaszowałyśmy pierogi i udałyśmy się na spacer. Szłyśmy po szeroko rozciągniętych pasmach zieleni do naszego miejsca - do miejsca mojego i babci, jakim był stary opuszczony młyn nad szybko płynącym strumykiem. 
Siadłyśmy na starej sofie, którą kiedyś przywiozłam tu z babcią, jedząc pierniczki. 
- Agata ? 
- Tak mamo ? 
- Od wczoraj jesteś jakaś dziwna ? Jakaś inna coś się stało ? - zapytała moja rodzicielka. 
- Nie, mamo wszystko w porządku po prostu boję się powrotu do Paryża. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Kochałam moją mamę i jej ufałam, ale nie chciałam jej mówić o tym co wydarzyło, a raczej co nie wydarzyło się pomiędzy mną a Zbyszkiem. 


Po 14 byłam z powrotem w domu, ponieważ o 15 miałam iść pożegnać się z chłopakami na ich trening. 
Na Podpromie miałam zaledwie 20 minut drogi więc udałam się piechotą. Już w oddali widziałam duży budynek.
 Kocham ten widok. Widok, który zawsze przyprawia mnie o ciarki, o przyjemny dreszczyk. Jest to jedyne miejsce, które wywołuje u mnie aż tyle emocji. Nawet jeśli nie idę na mecz to i tak zawsze mi one towarzyszą. Weszłam do przestronnej hali i schodami udałam się do dobrze znanego mi miejsca - na płytę boiska.
- A jednak przyszła nas pożegnać ! - krzyknął biegnący w moim kierunku, roześmiany Igła.
- Przecież nie mogłabym was tu tak zostawić bez pożegnania. - odwzajemniłam uścisk libero.
- Chodź, chodź tam do nich.
- A czego oni jeszcze ćwiczą a ty tu latasz za mną ? - roześmiałam się.
- Bo wiesz ja tu libero jestem i inne wygody mam. - zaśmiał się.
Szłam pod rękę z Igłą śmiejąc się i gawarząc. Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie, spojrzenie tak irytujące, a zarazem tak cudowne. Jego zielone oczy wierciły dziury w całym moim ciele. Wiedziałam, że może patrzy tak na mnie tylko jedna osoba - on, on Zbigniew Bartman. Tylko jego takie wzroku potrzebowałam, pragnęłam.

- Cześć Aga ! - rozległy się krzyki utęsknionych siatkarzy.
- Cześć, cześć.
- No chłopaki kończymy trening, do jutra ! - skończył trener Kowal. W całej hali rozległ się głośny okrzyk radości. Nie rozumiałam czego oni się tak cieszą z tego powodu. Tyle razy słyszałam jak to siatkówka jest całym ich życiem i kochają uprawiać ten sport, a na zakończenie treningu cieszą się jak małe dzieci, które przed chwilą dostałyo lizaka.
- To my się szybciutko przebierzemy i wykąpiemy i pójdziemy na jakieś ciacho, co ? - zapytała Grzesiek.
- Mi pasuję. - siadłam na trybunach rzeszowskiej hali i czekałam na tych mamutów. Pierwszy raz byłam sama w pustej hali na Podpromiu. Nie przypominała ona tej samej sali sprzed paru dni. Kiedy całe trybuny zapełnione były pasiakami i aż trudno było przejść schodami teraz było tu tak cicho, spokojnie i pusto jak w pokoju śpiącego, małego dziecka.
Jednak nie długo delektowałam się tym momentem, bo już po chwili na plac gry wpadło 10 rozwcieczonych i roześmianych siatkarzy.

Na ciastko udaliśmy się do kawiarni położonej niedaleko hali. Całe 2 godziny spędziłam śmiejąc się i wygłupiając kompletnie zapominając o podróży, która miała mnie czekać już za parę godzin.
- Dobra chłopaki już przed 18 ja będę się już zbierać, bo muszę skończyć się jeszcze pakować. - powiedziałam wymuszając uśmiech.
Następne 30 minut spędziłam na żegnaniu się z Resoviakami. Każdy obdarował mnie "garścią" miłych i najczęściej zabawnych komentarzy. Oczywiście nie obyło się bez słynnego " Powrotu do zdrowia !". Parę minut po 18 wychodziłam z kawiarni kiedy usłyszałam znajomy mi głos.
- Agata, czekaj ! Bo ja Ci jeszcze rzeczy nie oddałem. - stanęłam jak zaczarowana słysząc ton jego lekko zachrypniętego głosu.
- Oooo ! A co to się wydarzyło, że Zbyszek ma Twoje rzeczy ?! - krzyknął zaciekawiony Ignaczak.
Jednak jego komentarz przeszedł nam koło uszu. Zbyszek szybko zebrał swoje rzeczy, zapłacił za kawę i już po chwili szedł na mną jak cień, póki nie doszliśmy pod halę, gdzie stał bartmanowy jakże dobrze mi znany samochód.
- Proszę. - Zibi wręczył mi reklamówkę z ubraniami należącymi do mojego brata. - A i przepraszam za wczoraj, raczej nie działam tak na kobiety. - szepnął lekko zawstydzony Bartman.
- Na mnie raczej nie działają tak mężczyźni. - zawtórowałam zachowanie reprezentana Polski.
Uśmiechną się po czym pocałował mnie w policzek, jego kilkudniowy zarost lekko, ale bardzo przyjemnie zadrapał moje delikatne policzki.
- Żegnaj Zbyszek.
- Nie mów tak !
- Ale jak ? -zapytałam lekko zdezorienowana.
- Tak jakbyś żegnała się ze mną na zawsze.
- Może tak jest Zibi, może tak jest.
- Przestań !
- W moim przypadku wszystko jest możliwe.
- To nawet jeśli jest to nasze ostanie spotkanie to chciałbym zrobić coś co chciałem zrobić wtedy u Ciebie w pokoju.
- Co ?
- To ... - wypowiedział to ostatnie słowo i zatopił się w moich ustach. Miałam wrażenie, że smakuję pierwszy raz w życiu moją ulubioną czekoladę truskawkową, że pierwszy raz jestem na meczu. Całowałam go tak delikatnie jakbym nie chciała zrobić mu jakiejkolwiek krzywdy, zranić go. Pocałunek był ten tak delikatny, a zarazem namiętny. Miałam wrażenie, że jest on dopełnieniem całego mojego życia. Że to na to właśnie czekałam od momentu kiedy się urodziłam.
Po krótkiej chwili nasze usta znów rozdzieliły się na dwie części , chociaż powinny stanowić jedność.

Odeszłam, najnormalniej w świecie. Odeszłam ze łzami w oczach. Tego obawiałam się najbardziej, że zakocham się w nim bezgranicznie, że nie będę potrafiła się pogodzić z tym, że umrę tylko dlatego, że będę bała się zostawiać go samego.
- Agata ! - znów usłyszałam ten głos, głos który wywoływał u mnie dreszcze. Odwróciłam się i chociaż byłam od niego tak daleko to widziałam jak jego zielone oczy błyszczą, błyszczą z miłości do mnie.
- Agata, będę mógł do Ciebie zadzwonić ? - jedyną moją odpowiedzią było skinienie głowy wyrażając, że się zgadzam.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam. :D

Dzisiaj dla mnie dzień straaaszny, ponieważ Resovia poległa. :(
Nie płakać, nie załamywać się, a walczyć dalej, wierze że będzie lepiej.

Pozdrawiam/ wierna Resowianka <3

wtorek, 4 grudnia 2012

16. Cofnęłam się, dobrze wiedząć, że tym swoim uwodzicielskim uśmiechem jest zdolny wymazać mi z głowy nawet najważniejsze myśli.

Obudziłam się z okropnym bólem. Nie był to ból fizyczny jaki zdarzał mi się ostatnio dość często,ale ból psychiczny. Bolało to, że już jutro będę musiała pożegnać się z ludźmi, którzy wywołują u mnie codzienny uśmiech i polecieć do Paryża.
 
Poranek jak poranek..
 Wzięłam szybki prysznic, włosy pofalowałam, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się . Koło 11 zeszłam na śniadanie. W mojej kuchni siedział niespodziewany mi gość popijający kawę.
- Zbyszek ?
- No cześć - uśmiechnął się. - zostawiłaś u mnie w samochodzie wczoraj portfel więc postanowiłem Ci go przywieźć. Twoja mama mnie wpuściła i powiedziała, że jedzie do pracy. No i pojechała.
- Okej, a długo tak siedzisz ?
- Nie jakieś 30 minut.
- To trzeba było wejść na górę do mnie. Chcesz coś zjeść ? - zapytałam otwierając lodówkę. - Albo raczej nie, bo świeci światło. - roześmiałam się, a Bartman ze mną
- No tak miałem Ci przekazać, że zakupy trzeba zrobić. A tak właściwie to ja do siebie też muszę zrobić więc możemy wybrać się razem. Chyba, że jedynie sypiać chcesz ze mną ? - zaśmiał się.
- Z Tobą mogę robić wszystko ! - zmrużyłam sexownie oczy.
- To na blacie czy w łóżko ? - zaśmiał się.
- Potem pomyślimy, a teraz Bartman do nogi i na zakupy ! - rozkazałam.
- Oczywiście ! 
Wzięłam torbę i po chwili siedziałam w aucie.
Cały samochód przesiąknięty był bartmanowymi perfumami, które przyjemnie łaskotały moje nozdrza. Zamknęłam oczy i delektowałam się tym zapachem oraz jego głosem. Po chwili poczułam Zbyszkową rękę na swojej dłoni.
- Księżniczko nie śpij, bo Ci jeszcze ktoś dziecko podrzuci. - zaśmiałam się. Wyszłam z samochodu wraz z Zbyszkiem i oboje zaczęliśmy kierować się w stronę wejścia do supermarketu. Po drodze Zbyszek zrobił parę zdjęć z fanami oraz rozdał parę autografów. Z przyjemnością oglądało się to zdarzenie, ponieważ pomimo tego że na pewno było to męczący to Bartman robił to z wielką radością. Po około 20 minutach weszliśmy do sklepu.
- Przepraszam, ale nie mogłem odmówić. - powiedział skruszony atakujący.
- Przecież nic nie mówię, rozumiem. - uśmiechnęłam się.
Zakupy minęły mi szybko, może trochę za szybko. Z pełnym koszykiem zakupów wsiedliśmy do samochodu.

Po drodze nie obyło się bez bardzo ciekawej interpretacji piosenki Edyty Górniak, którą wykonywał Zbigniew Bartman. Po paru minutach samochód zatrzymał się pod moim domem.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i już miałam dać mu buziaka.
- Ja Ci pomogę to wnieść, spokojnie. - uśmiechnął się i chwycił moje upchane reklamówki. Rozpakowanie 3 toreb z zakupami zajęło 20 minut, ponieważ pan Bartman zabronił mi ruszać jedzenia i sam zgadywał co gdzie leży. Towarzyszyło mi przy tym dużo śmiechu kiedy mąkę chciał włożyć do szafki z kubkami i tym podobnych.
- To ja się będę już zbierał. - powiedział Zibi po skończonej pracy.
- A może zostaniesz jeszcze na herbatę, muszę Ci jakoś wynagrodzić te męczące zakupy ? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Jedną. - zaśmiał się Zbyszek. - Ale pod jednym warunkiem.
- Oho, zaczyna się. No dawaj panie Bartmanie.
- Ty sobie siądziesz przed telewizorkiem, a ja przygotuję napoję.
- Ehh.. no dobra, ale ja chce sok. - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce przed TV. Co chwilę odwracałam się patrząc jak taki wielki facet dyskretnie porusza się po małej powierzchni. Nie omieszkałam zerknąć na zgrabny tyłek naszego reprezentanta.
Najpierw na stół trafiła herbata i talerz herbatników. Zbyszek wrócił się po sok, kiedy usłyszałam hałas tłuczonego szła i ciche " Kurwa " . Pobiegłam do kuchni i zauważyłam na podłodze śmiejącego się Bartmana w przemoczonych ubraniach po porzeczkowym soku. Wpadłam w nie pohamowany śmiech. Wyglądało to komicznie, kiedy na białych płytkach w małym pomieszczeniu leżał prawie dwu metrowy gigant zalany granatowym napojem.
- No i czego się śmiejesz Agata ?! Może byś pomogła ? - powiedział przez śmiech Bartman.
- Już pomagam. Chodź. - pociągnęłam go za mokrą koszulkę do swojej sypialni.
- Rozbieraj się ! - zarządziłam.
- Oooo. Czyli to jednak nie była tylko gra ! Naprawdę chcesz się ze mną przespać. - powiedział Zbyszek z chytrym uśmiechem.
- Nie po prostu dam Ci ciuchy mojego brata nie pozwolę, żebyś tak wyszedł z mojego domu. - zaśmiałam się i poszłam do pokoju mojego brata. Wyciągnęłam zielony t-shirt i jeansy i wróciłam do swojego pokoju. Zastałam tam widok, który wprawił mnie w osłupienie.
 Stałam z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami z wielkim uśmiechem. W moich ustach zaczęło wytwarzać się więcej śliny, miałam wrażenie że zaraz cała zawartość mojej buzi wypłynie i spadnie na drewnianą podłogę. 
- Wszystko w porządku ? - zapytał Bartman stojący w samych granatowych bokserkach .
- T..tak. - moje myśli szalały, nie panowałam nad sobą wyobrażałam sobie rzeczy, które człowiekowi przy zdrowych zmysłach nie przychodzą do głowy. Bartman był tak samo osłupiały tyle że moim zachowaniem.
- A o to Ci chodzi ? - zaśmiał się Zbyszek pokazując na swoją niewiarygodnie cudownie umięśnioną klatę. Nie odpowiedziałam nic, wiedziałam że zachowuję się głupio, ale nie mogłam przestać wpatrywać się w jego bokserki oraz genialnie wyrzeźbiony tors. Zauważyłam, że Zbyszek nadal ubrany jedynie w bokserki zbliża się do mnie. Nie pewnie zaczęłam się cofać chociaż mój umysł i serce mówiło "STÓJ ! "
- Yy.. p..przepraszam. - zarumieniłam się i opuściłam swój pokój.
Poszłam do kuchni i zaczęłam zbierać z ziemi kawałki szła. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki.
- Ja już pójdę, jutro przywiozę Ci ciuchy. - niepewnie uśmiechnął się Bartman i opuścił mój dom.

Siedziałam na podłodze dobre 20 minut i zastanawiałam się co ja najlepszego zrobiłam, właśnie wyrzuciłam z domu najsexowniejszego faceta pod słońcem, którego pragnę bardziej niż czekoladę, a czekoladę uwielbiam.
- Gośka ! Powiedz, że jestem głupia !
- No jesteś. - usłyszałam roześmiany głos w słuchawce swojego telefonu. - Ale co się stało ? - opowiedziałam jej całą historię sprzed ostatnich 3 godzin. Jedyną odpowiedziął był śmiech mojej przyjaciółki.
- No i z czego rżysz ?
- Z czego ? Po pierwsze jesteś głupia, ja to odrazu bym się na niego rzuciła, a po drugie głupku ty go kochasz ! - zaśmiała się Gocha.
- No to co ja mam teraz kurde zrobić ? - zaptałam zrozpaczona.
- Nic, niech chłopak trochę postara. - zaśmiała się .
- Ale ja serio pytam ?
- A ja serio odpowiadam. Jak kocha i mu zależy to się jeszcze bardziej postara, żeby wylądować w Twoim łóżku tylko, że teraz nago. - zaśmiała się.

Resztę czwartku pakowałam swoje tobołki i zastanawiałam się co się dzisiaj stało.
Może rzeczywiście musi się trochę postarać ? Ale boję się, że niedługo nie będzie o co się starać, zostaną jedynie moje prochy... 


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

3:0 
Mecz wprawdzie moim skromnym zdaniem trochę wymęczony, ale zwycięzców się nie powinno sądzić.
Najbliższy mecz ze Skrą. może być ciężko, mam nadzieję, że tak jak w tamtej kolejce dla nas wygrany. <3
Dzisiaj bardzo podobała mi się gra Oliega Achrema :d

A może coś powiem co do LŚ 2013.
Dla tych nie ogarniętych nasza grupa :P
Grupa A: Brazylia (pozycja w rankingu FIVB: 1), Polska (3), USA (5), Bułgaria (8), Argentyna (9), Francja (16)
Moi znajomi mówią :
" Ogarnij się z tą siatkówką, przecież my nawet z grupy nie wyjdziemy ! "
A ja wierzę, że wyjdziemy szczerze jestem tego pewna w 100 % . - " Wiara góry przenosi . " :D

POzdrawiam tych, którzy nie wierzą. <3

 

niedziela, 2 grudnia 2012

15. Zapach miłości unosi się lekko jak ptak.

Szliśmy jak zwykle roześmiani schodami prowadzącymi do mieszkania kapitana. Już pod blokiem słychać było rozbrzmiewającą muzykę, nie sądziłam że oprócz nas miał być ktoś inny. W mieszkaniu od razu poznałam żonę Krzysia oraz paru siatkarzy Resovii i Jastrzębia wraz z dziewczynami, narzeczonymi czy też żonami. Zauważyłam też parę osób, które na oko wielkiego fana siatkówki nie były związane z tą dyscypliną, jak się później okazało było tam sporo znajomych Oliega oraz jego siostra Rita.
Mimo, że większość z obecnych tutaj znałam zaledwie godzinę świetnie się z nimi dogadywałam i czułam się w ich towarzystwie jak ryba w wodzie. Parę osób tańczyło, niektórzy rozmawiali inni pyli trunki. O dziwo alkoholu nie było dużo.
 
Koło 23 muzyka leciała dużo ciszej w zasadzie tylko pomrukiwała, większość gości udało się do domu lub hotelu. Zostałam jedynie ja, Zbyszek, Misiek, Olieg z żoną, Krzysiek z żoną, siostra Oliega oraz Grzesiek, Nikola i dwóch znajomych kapitana, których imion niestety nie zapamiętałam. Siedzieliśmy rozmawiając i wygłupiając się kiedy nagle padła propozycja, która zwaliła mnie z nóg.
 Mieliśmy grać w butelkę, myślałam na początku, że żartują przecież w butelkę gra się na wycieczkach klasowych w gimnazjum, a nie na imprezie u dorosłych. Jednak nie protestowałam i z kieliszkiem wina siedziałam patrząc jak butelka kręci się w nieznanym kierunku.
Pierwszą ofiarą padła Natalia- żona organizatora imprezy.
- Prawda czy wyzwanie ? - zapytał ktoś z koła, w jakim siedzieliśmy na miekkim wełnianym dywanie.
- Wyzwanie.
- O ! Ja, ja ! - zaczął wyrywać się Ignaczak. - zjedz łyżkę cynamonu ! ( Ci którzy próbowali będę wiedzieć, że przyjmne to to nie jest xd ) Natalia nie była zadowolona, ale poszła do kuchni i wróciła z pełną łyżką brązowego proszku o intensywnym zapachu. Uśmiechnęła się chytrze, chociaż w jej oczach było widać nieuzasadniony strach. Włożyła do ust srebrną łyżkę i zamarła. Wszyscy czekali w napięciu na rozwój sytuacji. Natalia zaczęła kaszleć, a z jej ust wydobywał się proszek. Wyglądała tak jakby zionęła brązowym ogniem. Z ust gości wydobył się nie pohamowany śmiech.
Po paru minutach butelka znów ruszyła w wir zabawy. Kolejną ofiarą był Olieg następnie Krzyś potem Zbyszek i Rita. Zabawa toczyła się pełną parą, kiedy zabawa miała dobiec końca i butelka kręciła się ostatni raz, czułam że padnie na mnie. Szklany pojemnik zaczął zwalniać w pobliżu miejsca, w którym aktualnie się znajdowałam w duchu zaczęłam się modlić, niestety i to nie pomogło butelka zatrzyłama się na wprost mnie.
- Prawda czy wyzwanie ? - zaśmiała się Rita.
- Prawda - westchnęłam głośno. Od razu kiedy zobaczyłam chytry uśmiech na twarzy Igły pożałowałam swojej decyzji, ale nie było już wyjścia.
- Powiedz nam złotko, jakbyś miała wybrać któregoś z nas. Który miałby największe szanse wylądować w Twoim łóżku ? - siedziałam zdezorientowana, słyszałam śmiech wszystkich gości.
- A czy w tej grze, nie ma jakiejś kary za nie odpowiedzenie albo niewypełnenie wyzwania ? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak naprawdę to jest, ale w naszej nie. - zaśmiał się Ignaczak. - no to który miałby szanse dostać taką przyjemność ? - westchnęłam, popatrzyłam się na twarze wszystkich tu obecnych.
- Hmmm. pomyślmy Rita. - zaśmiałam się, a oni razem ze mną.
- Ale mi chodziło o mężczyznę. - tak dokładnie wiedziałam o co mu chodziło, ale nie chciałam odpowiadać na to bezsensowne pytanie. Wyczekiwałam jakiegoś cudu, może mój telefon mógłby zadzwonić i uratować mnie z tej żenującej sytuacji, niestety jak na złość się tak nie stało.
- No dawaj młoda i się zbieramy. - popędzał mnie uśmiechnięty Kosok.
- Zbyszek - powiedziałam nieśmiało i odrazu moje policzki oblały się rumieńcem. Mogłam się tego spodziewać chłopcy zaczęli mnie znacząco szturchać i naśmiewać się że Olieg ma wolną jedną sypialnie.
 
Po wybrnięciu z tej sytuacji powoli zbierałam się do wyjścia tak jak wszyscy goście. Zdałam sobie sprawę, że nie mam jak wrócić i poinformowałam o tym chłopców z nadzieję, że któryś mógłby mnie podwieźć.
- A może Zbyszek ? - zaśmiał się Misiek.
- Mi pasuję, ale po drodze jeszcze będziemy musieli odwieźć Cie do hotelu. - odparł Bartman patrząc na przyjaciela.
- Dobra. - I tak wylądowałam w samochodzie z facetem, który wiedział że z miłą chęcią wskoczyłabym mu do łóżka oraz z jego przyjaciela, który całą drogę naśmiewał się z tej sytuacji.
Po paru minutach drogi pożegnaliśmy się z Dzikiem i zaczęliśmy kierować się w stronę mojego rodzinnego domu. Całą drogę oboje milczeliśmy jedynie muzyka płynąca z radia robiła w samochodzie jakiś hałas - przyjemny hałas.
 
Irytowała mnie ta podróż, piosenka no cóż można przyznać, że romantyczna, mężczyźnie który siedział obok mnie parę minut wcześniej wyznałam że z chęcią bym się z nim przespała, a na dodatek wkurzało mnie to co działo się między nami. Co chwile któreś z nas dyskretnie zerkało w swoją stronę.
 
Na szczęście koło 1 podjechaliśmy pod mój dom.
- Słuchaj Zbyszek. Przepraszam za to co dzisiaj powiedziałam, ale..
- Spokojnie, oni już tacy są. - zaśmiał się - ale dzięki, bo nawet jeśli była to tylko gra to dostałem miły komplement od Ciebie.- uśmiechnął się.
- Zawsze do usług. - pocałowałam go w policzek i weszłam do domu. 


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hahahahahahahaha./ :D

Jeszcze tylko 2 weekendy i święta. :D
A weekendy mijają mi zawsze bardzo szybko. :P

Nie wiem czy Olieg ma siostrę tak naprawdę no ale cóż. :)
Przepraszam za błędy, ale nie chce mi się ich poprawiać, ale chyba nie jest ich za dużo. :))


piątek, 30 listopada 2012

14. Czułam jak Twoje oczy lustrują całe moje ciało, które wydobywało z siebie przyjemne wibracje.

Cały poranek krzątałyśmy się z Gośką po domu. Na śniadanie zjadłyśmy tosty, które popiłyśmy świeżą, aromatyczną kawą. Po 12 kiedy siedziałyśmy wlewając w siebie stare znalezione w barku rodziców czerwone wino ( jedynie taki alkohol mogłam spożywać w czasie leczenia ) usłyszałam znajomy mi dźwięk - dzwonił mój telefon. 
-  Halo ! 
- Cześć Aga miałem odezwać się dzisiaj. 
- Tak, tak pamiętam. 
- Mam dla Ciebie 1 bilet, ale jak chcesz to mogę załatwić też dla Gośki. 
- Nie, nie trzeba będę sama.
- No to fajnie. Bilety wiesz gdzie odebrać na nazwisko Bartman. 
- Dobra. 
- No to do zobaczenia. 
- Do zobaczenia. 

Mecz był dopiero o 18. Koło 14 Gosia poszła do domu, a ja postanowiłam zrobić na obiad pierogi. Po 15 moi rodzice wrócili z pracy i wszyscy razem spożyliśmy posiłek. Parę minut po 16 wzięłam prysznic, założyłam szare jeansy, czarne trampki i koszulkę Resovii z nazwiskiem Bartmana na plecach. Do meczu pozostało mi jakieś 1,5 godziny tak więc obejrzałam fragment powtórki meczu z LŚ. Chociaż oglądałam już ten mecz to znowu towarzyszyło mi podczas niego sporo emocji. Zanim się obejrzałam trzeba było już jechać. Odebrałam bilety i zaczęłam kierować się w stronę hali. 
Wchodząc po schodach słychać było już rzeszowskie przyśpiewki oraz gwar panujący na sali. Po kontroli biletów weszłam do pełnej już hali, usiadłam na wyznaczonym miejscu przy samym boisku i patrzyłam jak rozgrzewają się zawodnicy obu drużyn. Byłam dumna, że znam osobiście wielu zawodników biegających po płycie boiska. Po chwili zauważyłam idącego w moim kierunku Miśka. 
- Cześć młoda. - uśmiechnął się. 
- Cześć, cześć 
- Chciałem Cię przeprosić za to co powiedziałem w Spale, ale kocham Zibiego jak brata i wiem że mu zależy. 
- Rozumiem Dziku. - uśmiechnęłam się. 
- Dzięki 
- To co skopiecie tyłki tym rzeszowskim paskudom ? - roześmiałam się. 
- Spróbujemy - odpowiedział mi już biegnąc na dalszą część rozgrzewki. Mecz był emocjonujący chociaż Resovia wygrała go 3:0. Z każdym razem kiedy Zbyszek szedł na pole zagrywki patrzył się w moją stronę, mój brzuch wariował, wszytko wirowało. 

Zbyszek został MVP z czego bardzo się cieszyłam. Mecz się skończył chłopcy powoli zaczęli kierować się w stronę szatni ja zabrałam swoje rzeczy i zaczęłam podążać w stronę wyjściowych drzwi. Kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. 
- A ty gdzie się wybierasz ? Idziemy w parę osób świętować wygraną, jeśli chcesz zapraszamy. - uśmiechnął się do mnie Ignaczak. 
-A wiesz, że się skuszę i tak miałam się nudzić. 
- No to chodź. - pociągnął mnie za rękę.
 Nie za bardzo wiedziałam co się dzieję ogarniałam jedynie tylko tyle, że idziemy w stronę szatni. Mijaliśmy po drodze stado napalonych na Krzyśka hotek, które skakały i piszczały. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i by tam orgazmu każda dostała. 

Przedzieraliśmy się przez tłum zostawiając drobne maźnięcia markera w co niektórych zeszytach, aż w końcu doszliśmy pod szatnie. Miałam tu poczekać na chłopców tak więc włożyłam do uszu słuchawki, a z nich popłynęła kojąca muzyka. 
Po paru minutach z szatni wyszedł Zibi, Igła, Olieg i Paul natomiast z szatni Jastrzębia Dziku wraz z Michałem Łasko i wszyscy tylnym wyjściem aby ominąć napalone fanki wsiedliśmy do samochodu, który zawiózł nas do mieszkania kapitana Resovii, w którym miała odbyć się feta. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

To już chyba koniec złej passy Resovii. Jesteśmy wiceliderem :D 
Gratulację :) 

Jutro kolejny mecz będę musiała "obejrzeć" w radio, ponieważ nie ma transmisji.. :( 

Pozdrawiam. Resovianka.. :D 

czwartek, 29 listopada 2012

13. Znów jarać się zapachem Twoich perfum.


- Agata ! 
- Co ? 
- Masło 5:0 
- Spadaj - powiedziałam przez śmiech. 
- No już, już cześć 
- Pa Michał - dałam mu buziaka w policzek i pożegnałam się z moim przyjacielem, zostałam jedynie z Gośką, która akurat jutro miała odwołane zajęcia na uczelni więc postanowiłyśmy zaaplikować nockę jak za starych czasów. 
Koło 21 poszłyśmy na spacer do parku, w którym wszystko się zaczęło. Do mojego ulubionego parku. Do parku który kochałam ja, Gośka i Michał, to właśnie tu się poznaliśmy mieliśmy po 15 lat i całe życie przed sobą. Oni dalej je mają ja z dnia na dzień mimo tego co mówią wszyscy moi bliscy powoli je tracę. 
Usiadłyśmy na małej ławeczce i rozmawiałyśmy. Tego mi było trzeba przez te trzy tygodnie oprócz Kaśki nie miałam tam w Paryżu nikogo. Ale Kaśka to nie to samo, to nie moja malutka Gosia. Mój Gosiaczek, który umie wyciągnąć mnie z największych opresji. 

W drodze powrotnej postanowiłyśmy wstąpić do sklepu po niezdrowe produkty na dzisiejszą noc. Ja zajęłam się jedzeniem, natomiast Gosiek napojami. Stałam przy chipsach, kiedy poczułam czyjś ciepły i przyjemny oddech na swojej szyi. 
- Paprykowe lepsze - usłyszałam ten seksowny głos, głos który kocham słyszeć. 
- Mówisz ? - zapytałam. 
 - Oczywiście Aga - pomimo tego, że nie widziałam jego twarzy to wiedziałam że się uśmiecha. Odwróciłam się. 
- Cześć Zbyszek. Co ty tu robisz ? 
- Mieszkam 100 metrów dalej. - roześmiał się. 
- No tak - powiedziałam zawstydzona. Co ten koleś ma takiego w sobie, że zawsze czuję się przy nim z jednej strony zawstydzona, a z drugiej otwarta i pełna życia ? 
- Cześć jestem Gośka. Przyjaciółka Agatki. - nagle gdzieś zza regałów wyłoniła się Gocha. 
Byłam jej wtedy taka wdzięczna. Miałam wrażenie, że jeszcze chwilę i przez jego uśmiech skierowany w moją stronę, seksowny głos, rzuciłabym mu się na szyję i wpiła w jego malinowe usta. 
- No siema. Zbyszek. - posłał mojej przyjaciółce jeden z najpiękniejszych swoich uśmiechów. 
Coś mnie w środku zakuło. Czyżbym była zazdrosna ? Nie no. Że niby ja Agata Dobrowska zazdrosna o Zbyszka Bartmana ? No może troszkę.. 
- Idziemy Gosia ? 
- Tak, tak, a może przyłączysz się do nas Zbyszek, bo i tak miałyśmy w planach jeszcze krótki spacerek ? - popatrzyłam na nią moim morderczym wzrokiem. Czy ona robiła mi na złość ? 
- Z miłą chęcią. - nie no teraz to oboje robią mi na złość. Wzięłam paprykowe lays i przodem, zostawiając ich lekko oszołomionych z tyłu ruszyłam do najbliższej kasy. 

Po chwili czekałam na moje zguby pod sklepem. Pewnym ruchem Zibi otworzył sklepowe drzwi puszczając moją przyjaciółkę przodem. No nie znowu to coś kuję mnie w serce. 
Cały spacer udawałam, że świetnie się bawię, natomiast zżerała mnie zazdrość za każdym razem gdy Zbyszek wpatrywał się w moją przyjaciółkę. Parę minut po 22 pożegnałyśmy się z Zibim i zaczęłyśmy z Gosią wracać do domu. 
- Eej Gośka ! Co to kurwa było ? 
- Ale, że co ? 
- Jak to co ? Zarywałaś do niego. 
- A co nie można ? 
- No nie za bardzo, bo.. 
- Bo co ? 
- Bo nic. 
- Bo nic, bo nic. Blablabla. gadaj ! - zarządziła Gosia. 
- No ale serio nic, tak tylko sobie gadam. 
- Agata ! 
- Bo on mi się podoba. 
- Ha ! Wiedziałam, wiedziałam to. - zaczęła się śmiać swoim triumfalnym śmiechem, zasłoniłam jej dłonią usta. 
- No weź już przestań się śmiać jak głupia. 
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ! Moja Agatka się zakochała ! - wydarła się na całą ulicę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie. Było po 22 ciemno, pusto i cicho a ta stoi na środku ulicy i drze japę, że się zakochałam. 

Po tym jak uspokoiłam Gosię wróciłyśmy do domu. Obejrzałyśmy dwa filmy, poplotkowałyśmy było naprawdę fajnie, ale jej triumfalny uśmiech nadal nie schodził z ust. Myślałam, że ją uduszę.
 Po 2 zarządziłyśmy, że należy iść spać. Gosia jak zawsze spała ze mną w moim wielkim łóżku. Kiedy powoli zapadałam w snem usłyszałam dźwięk przychodzącego sms dobiegającego z mojej komórki. 

" Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Zapomniałem się wtedy zapytać czy przyjdziesz na nasz mecz jutro to znaczy dzisiaj o 18. Tak więc przyjdziesz ? O bilet się nie martw. :* 
Zbyszek "  

" Nie, nie obudziłeś. Jasne, że przyjdę zobaczyć jak Jastrzębianie leją wam tyłki :D Hihihi. " 

" Nie zleją, nie zleją. Śpij dobrze. Juto rano zgadamy się jeszcze :D " 

" Ok. Dobranoc :* " 

" Dobranoc Agatko :* "  

Uśmiechnęłam się do siebie. Może rzeczywiście go kochałam ?  

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Wygrana Resovii .. :D 

Tato, dziękuję że jestem Resovianką <3 

Pozdrawiam . Idalia :* 


środa, 28 listopada 2012

12. Boję się, że robiąc to zakocham się w Tobie bez pamięci.

Obudził mnie silny ból głowy. Zeszłam do kuchnia, w której nie zastałam nikogo była tam jedynie mała zwinięta karteczka.

" Agatko, pojechałam do sklepu będę koło 12.
mama "

Popatrzyłam na zegarek wybiła 10 zjadłam śniadanie, łyknęłam parę proszków przeciwbólowych i spowrotem zasnęłam w swoim utęsknionym łóżku.
Koło godziny 15 usłyszałam śmiechy i głośne rozmowy dochodzące z salonu. Wyciągnęłam z wnętrza szafy stare, rozciągnięte dresy, włosy zaplotłam w warkocz i zeszłam do salonu. Moim oczom ukazał się bardzo ciekawy widok. 5 gigantów ( Pit, Grzesiek, Zibi, Olieg i Igła ) siedzących na małej czerwonej sofie nad albumem ze zdjęciami z najwcześniejszych lat mojego dzieciństwa. Nie widzieli mnie, ponieważ siedzieli do mnie tyłem.
- No cześć córciu ! - pocałowała mnie mama w policzek, która właśnie wyszła z toalety. Momentalnie 5 mutanci odwrócili się i zaczęli się szczerzyć.
- Witamy śpiącą Agatkę. - odezwał się Igła.
- Cześć, cześć a co wy tu robicie ? A tak wogóle co się szczerzycie jak głupi do sera ?
- My nie wcale nie. - odpowiedział Piotrek. Stałam zdezorientowana, ale po chwili zrozumiałam, że śmieją się ze zdjęcia, na którym siedziałam z bratem upaprana tortem, który jak opowiadała mi mama mój kochany braciszek rzucił mi na głowę po tym jak go uszczypnęłam. Podeszłam do Ignaczaka, który trzymał mój album i próbowałam mu go zabrać, niestety nie zdołałam.
- Eej no ! Co ty robisz ? Oddaj mi go ! - krzyknęłam przez śmiech.
- Oddam ale.. - tu się zatrzymał i popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Ale co ? - westchnęłam. 
- Dasz Zibiemu buziaka. - zaśmiał się Igła. Wzrok Zbyszka to na mnie to na Ignaczaka był rozbrajający.
- Zgoda - zaśmiałam się. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że za mną nadal stoi moja mama. Poczułam, że się rumienię, zabrałam album, poinformowałam chłopaków, że idę się przebrać.

Ubierając się usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam za nimi Zbyszka.
- No co tam ? -zapytałam.
- Przyszedłem po moją nagrodę. - uśmiechnął się. Lubię ten Zbyszkowy uśmiech. Jest taki szczery i ma coś takiego w sobie, że nie da się oderwać od niego wzroku. Zarumieniałam się, usiadłam na łóżku i poklepałam obok siebie, w geście aby usiadł obok mnie.
- Zbyszek. Ja nie dawno skończyłam związek z Bartkiem, jestem chora co mnie bardzo wyczerpuję. Boję się że będzie tak jak z Kurasiem, że jeśli Cię pocałuję to mi się spodobasz. - widziałam jak w  jego oczach zagościł smutek.
- Rozumiem Aga. - pocałował mnie w policzek - to teraz możemy im powiedzieć, że się całowaliśmy - przytaknęłam i oboje roześmiani zeszliśmy do salonu.
- I jak całus ? - zapytał Pit.
- Dobrze - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Nie wierzę, że zibi dobrze całuję. - zaśmiał się Kosok, a razem z nim zawodnicy Resovii i moja kochana mamusia. Pokręciłam z niedowierzeniem głową. Co za dzieci.
- Dobrze całuję, bardzo dobrze. - zaśmiałam się.

Całe popołudnie do godziny 18, bo wtedy chłopcy zaczynali trening spędziłam z siatkarzami.
 Koło 19 wpadła do mnie Gośka z Michałem. Siedzieliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się - tak jak jeszcze 3 miesiące temu. Kiedy moje życie było zupełnie inne. Fakt nie znałam wtedy takich cudownych ludzi jakimi są siatkarze, ale zasypiałam z pewnością, że się obudzę.. 
 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 
Wy też tak macie w trudnych momentach, że jedyną rzeczą trzymającą was w jednym kawałku jest siatkówka ? 

Pozdrawiam Idek. :D


wtorek, 20 listopada 2012

11. Wiem, że mam dla kogo żyć. Ale tak trudno powstrzymać ciało pragnące śmierci.

Weszłam do windy i już po chwili dojechałam na parter. Widziałam tam bardzo dużo ludzi, ale nigdzie nie mogłam zauważyć Bartka, nagle poczułam czyjeś ciepłe dłonie na swoich oczach. 
- Bartuś ! - zapiszczałam. Jego oczy płonęły ze szczęścia.Nie mówiąc nic poczułam ten przyjemny, utęskniony smak. Smak jego ust..  
W milczeniu zjedliśmy posiłek, następnie przebrałam się i pierwszy raz od 2 tygodniu wyszłam z budynku. Przyjemne, ciepłe powietrze uderzyło mnie w twarz. Szłam z Bartkiem za rękę po paryskich alejkach, można by rzec że jestem najszczęśliwszą osobą pod Słońcem, ale jednak czegoś mi brakowało...
Zrezygnowaliśmy z kolacji w klinice i udaliśmy się na konsumpcję prawdziwych francuskich potraw, ślimaki w sosie, zawijane żabki... Wydaję się że coś obrzydliwego, ale moje usta zatraciły się w ślimaczkach w sosie. Moje podniebienie rozkoszowało się ich smakiem.
 Na koniec tego wieczoru udaliśmy się na przezabawny spektakl w teatrze Sarah Bernarht. Koło godziny 22 wróciliśmy do kliniki. Zasnęłam wtulona w Bartkowy tors. 

W niedziele rano zostałam obudzona delikatnym muśnięciem. Na śniadanie Kuraś przyniósł mi cieplutkie croissanty z dżemem oraz aromatyczną kawą. Cały ranem spędziliśmy przytuleni do siebie. Mimo, że był weekend i czas dla rodzin o 13 miałam robione 20 minutowe badania, które jak stwierdził lekarz wypadły znakomicie. Całe popołudnie spędziliśmy zwiedzając Paryż i chociaż byłam już naprawdę bardzo zmęczona nie poddawałam się. Robiliśmy miliony zdjęć, śmialiśmy się i wszytko było genialne, ale Bartek wydawał mi się dziwnie poddenerwowany, smutny, w końcu nie wytrzymała. 
- Bartuś co się dzieję ? - zapytałam siadając na jednej z drewnianych ławeczek . 
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć.. 
- Normanie,  przecież to tylko ja.      
- Bo widzisz, ja nie daję rady. To dla mnie za dużo. Ty tutaj ja w Rosji. Przeraża mnie wszystko  nie chodzi mi tu o Twoją chorobę, przeraża mnie to że jesteś wspaniała i niesamowita, ale nie kocham Cię tak bardzo jak bym tego chciał.. Kocham Cię jak siostrę, jak przyjaciółkę. - uśmiechnęłam się, nie udawałam, naprawdę uśmiechnęłam się szczerze. 
- Wiem o czym mówisz Bartuś. To wszystko działo się po prostu za szybko.  - pokiwał głową ze zrozumieniem. 
- Przepraszam 
- Ale nie masz za co. Ja czuję to co ty, ale jak się dowiedziałam, że jestem chora byłam bardzo zagubiona pragnęłam wszystkiego, pragnęłam tej miłości na siłę i nie zauważyłam  że traktuję Cię jak przyjaciela, jak brata. Tak naprawdę wmawiałam sobie, że to coś większego. - siedzieliśmy na tej ławce jeszcze parę godzin, rozmawiając  Nie było mi smutno ani nie byłam zła. Wiedziałam, że to co zdarzyło się przed chwilą było prawdzie i szczere. Z Kurkiem pożegnałam się koło godziny 19, wróciłam do kliniki i zasnęłam. 
Cały następny tydzień myślałam o sobocie, o dniu w którym wracam do domu w prawdzie tylko na tydzień ale tak bardzo stęskniłam się za domowym gwarem, za domowymi zapachami. 

Lot miałam zaplanowany na 17 o 15 wyjechałam spod kliniki z jedną z pielęgniarek, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Podróż minęła mi dość szybko. O 23 siedziałam na sofie w domu w Rzeszowie, otoczona osobami, które mnie kochają. Pragnęłam, aby tak było już zawsze, ale wiedziałam że przede mną jeszcze długa droga do takiego stanu. Nie chciałam się poddać, wiedziałam, że mam dla kogo żyć. 
W poniedziałek rano obudziły mnie rzeszowskie promienie Słońca oraz cudowny zapach bułeczek mojej mamy dochodzący z kuchni. Wzięłam prysznic, ubrałam się  rozpuściłam włosy i zeszłam na śniadanie. Idąc korytarzem usłyszałam znajomy mi głos. Nie zważając na porozrzucane buty w korytarzu, o które łatwo było się potknąć pobiegłam do kuchni. Rzuciłam się w delikatne ramiona babci. Osoby, która nauczyła mnie być kobietą. W każdej sprawie zwracałam się do niej. W moim życiu była taka chwila, kiedy odwrócili się ode mnie  wszyscy moi przyjaciele wtedy to babcia pomogła mi się wygrzebać z tego piekła. Był to wtedy jeden z najgorszych, ale i też z najwspanialszym momentów w moim życiu. Zaznałam smak przyjaźni, bo wtedy poznałam Gośkę i Michała oraz miałam przy sobie osobę, na którą wiedziałam, że zawsze mogę liczyć. Po długiej rozmowie z babcią oraz mamą postanowiłam udać się na znajomą mi halę. 
Spacerkiem poszłam na trening siatkarzy na podpromiu. Udało mi się, bo właśnie ten trening był otwarty dla fanów tak więc bez problemu weszłam do środka. Po paru minutach poczułam silny uścisk Igły, który rzucił mi się na szyję. Po treningu wraz z Pitem, Igłą i Zibim poszłam na ciacho.  Opowiedziałam im co z Bartkiem, ponieważ doszły do nich jakieś słuchy, że nie jesteśmy już razem. Do domu zostałam odprowadzona przez Zbyszka, z którym bawiłam się wyśmienicie. Całą 20 minutową drogę powstrzymywałam się od śmiechu co było z nim bardzo trudne. Lubiłam go.       


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Troszkę namieszałam. hahah. :D 
Leże i zdycham.. chora :( 
Coś dziwnego mi się stało i nie mogłam dzisiaj wyrównać tekstu do środa tak jak to robię zawsze tak więc wygląda to inaczej niż zwykle. Przepraszam. :D 

Powiem szczerze, że boję się dzisiejszego meczu... arr.. 

Kto wygra mecz ?  
SOVIA !!!
KTO ?! 
SOVIA !!! 
KTO?! 
Sovia, Sovia, Sovia 
Do boju, do boju, do boju Resovia !